Każdy chyba chociaż na chwilę chciał się kiedyś stać superbohaterem. Ratować księżniczki, zwalczać całe zło świata lub powstrzymać ogromną armię niegodziwców przed zniszczeniem prawa i wolności. Jak wiadomo filmy (a raczej ich karykatury nastawione na kasowy sukces) najłatwiej podeprzeć na ludzkich marzeniach i fantazjach. Pewne więc było, że historia dzielnej garstki Spartan walczącej z gigantyczną armią złowrogich Persów, prędzej czy później wróci na duży ekran. W ostatnim czasie pojawiło się kilka faktów sprzyjających nakręceniu takiego właśnie filmu. Mowa tu o rosnącej popularności ekranizacji komiksów i kolejnym dziele Franka Millera – "300".
"300" to film o męstwie, poświęceniu i w ostatecznym rozliczeniu, wiecznej chwale. Całość została ubrana w bardzo ciekawe efekty specjalne (nie było zdjęć w plenerze, zastąpiła je najnowsza grafika komputerowa) dzięki czemu uzyskano bardzo komiksowy charakter zdjęć. Reżyserią zajął się Zack Snyder, a komponowaniem muzyki (i tu zaskoczenia chyba nie było) Tyler Bates. Obaj panowie pracowali przy filmach takich jak "Bękarty diabła" czy "Świt żywych trupów". Po wcześniejszych partyturach tego kompozytora nie liczyłem na zbyt wiele. Niestety faktem jest, że jego najnowsze dzieło nie wnosi nic nowego do muzyki filmowej. Całość pachnie plagiatem, ale o tym w następnym akapicie… Na pocieszenie muszę przyznać, że mimo tych wszystkich wad ścieżka dźwiękowa całkiem nieźle współpracuje z filmem.
Cały soundtrack to zlepek dobrze już znanych rozwiązań. Zarówno wykorzystanie niektórych instrumentów, jak i dudniące, basowe tła są zapożyczone ze stylu Media Venture. Kompozytor gdzieniegdzie wrzucił kilka nutek prosto z Bliskiego Wschodu, a co najciekawsze, dla dokładnie zgłębiających soundtracki, rockową gitarę. To niekonwencjonalne rozwiązanie trochę zaskakuje, choć z takiego instrumentu korzystał już obszernie Hans Zimmer, a ostatnio Christopher Young w swoim "Ghost Rider". Niestety podczas słuchania "300" żadna z kompozycji nie wryła mi się wystarczająco mocno w pamięć i do żadnej z nich specjalnie nie wracałem. Potężne chóry tracą na wartości i wyglądają po prostu sztucznie przy nachalnych samplach i basach. Jeden z lepszych utworów płyty "Returns A King" został zwyczajnie przekopiowany z "Titusa" pióra Elliota Goldenthala. Poza tym kłania się "Gladiator" Hansa Zimmera. Cechy wspólne obu płyt to dźwięki orientu i komputerowe wykończenie muzyki. Wynika to chyba z specyfiki samego filmu i tego, że takie rozwiązania dobrze sprawdziły się w pięciokrotnie nagrodzonym Oscarem filmie Ridley'a Scott'a. Jednak dzieło Hansa Zimmera stoi na o wiele wyższym poziomie niż soundtrack z "300".
Na najnowszej płycie Tylera Batesa można znaleźć sporo podniosłych i przytłaczających kompozycji. W końcu mamy oglądać historię dzielnych i nieustraszonych bohaterów. Trzeba oddać kompozytorowi, że świetnie działa to w ekranizacji komiksu Franka Millera. Niestety osobno słucha się dużo gorzej. Miejscami miałem uczucie, że zawartość płyty to tylko wyciągnięte z filmu pokraczne "odgłosy" a nie muzyka. Jednak te "odgłosy" całkiem nieźle oddają napięcie bitwy. Wręcz emanują agresją i męskością. Miejsce znalazło się również dla kilku bardziej mrocznych i złowrogich kompozycji oddających niepokój i niepewność przed ogromną bitwą. Tu dobrymi przykładami są "The Ephors" czy "No Sleep Tonight". Natomiast końcówka płyty to trzy znacznie delikatniejsze kompozycje. Mają wyrażać pamięć po dzielnych trzystu żołnierzach, którzy za wolność i w imię zasad oddali życie. Oparty na egzotycznym głosie kobiety "Message For The Queen" swoim stylem przypomina finałowy utwór z "Gladiatora". Uczucie to jest jeszcze bardziej potęgowane przez odpowiednie rozplanowanie obu kompozycji na końcowe minuty filmu.
I mogę teraz spokojnie przejść do o wiele lepszej strony tej ścieżki, a mianowicie jej współpracy z filmem. W tym kontekście muzyka Batesa jest bardzo dobra. W kilku momentach wyraźnie podnosiła jakość obrazu. Słysząc gitary elektryczne byłem, co prawda trochę zaskoczony, ale pojawiły się one w najodpowiedniejszym momencie. W końcowych minutach filmu partytury oddają ogromny smutek i szacunek poległym, by ostatniej scenie przemówienia nieść nadzieję.
Reasumując "300" nie jest ścieżką dźwiękową godną polecenia. Co prawda bardzo dobrze działa w filmie – podnosi napięcie i daje nam ciekawe rozwiązania w kwestii instrumentów – jednak poza ekranizacją komiksu o 300 Spartanach ma się nienajlepiej. Basy kłócą się z potężnym, chciałoby się nawet powiedzieć mosiężnym chórem. Do tego dochodzi powielanie pomysłów i dostajemy sprytnie przyrządzony, aczkolwiek nudny plagiat. Należy również przypomnieć o odrobinie orientu i końcowej obróbce muzyki (wyjętej żywcem z Media Venture) za pomocą komputera. Ten soundtrack nie dał mi żadnej przyjemności ze słuchania. Podejrzewam, że fani dzieła Zack'a Snyder'a będą obstawać przy swoim i wychwalać tę płytę, ale ich ocena będzie wynikała głównie z zauroczenia samym filmem (tak zresztą często dzieje się przy kasowych produkcjach, a w szczególności ekranizacjach komiksów). Gdybym miał oceniać sam soundtrack wydałbym werdykt 2,5 nutki. Dochodzi jednak do tego jeszcze bardzo duży plus za współpracę z obrazem i moja końcowa ocena płyty to 3 nutki.
Anty-dzieło.
Uwielbiam!