Książka Dodie Smith to jedna z najbardziej popularnych współczesnych bajek (nie tylko) dla dzieci. Każdy, nawet jeśli nie zna samej historii, kojarzy te czarno-białe pieski ze słyszenia, czy też z ich kinowych wcieleń, za którymi stoi inny potentat magicznych opowieści – Disney. Studio już w 1961 roku dało światu animowaną wersję przygód sympatycznych czworonogów, a kiedy technika poszła do przodu, ponad 30 lat później przygotował jej w pełni aktorską wersję. Oba filmy odniosły spory sukces i oba doczekały się sequeli. Animację zilustrował swego czasu George Bruns, natomiast remake z 1996 r. przypadł w udziale Michaelowi Kamenowi, co w prostej linii było rezultatem – i jak się potem miało okazać zwieńczeniem – wcześniejszej, owocnej współpracy z reżyserem, Stephenem Herekiem („The Three Musketeers”, „Mr. Holland's Opus”).
Z dzisiejszego punktu widzenia, muzyka Kamena (dobijająca powoli 20 lat!), wydawać się może odrobinę staroświecka, jak na kino skierowane do najmłodszych. Lecz nie ulega wątpliwości, że kompozytor raz jeszcze stanął na wysokości zadania, pisząc naprawdę wdzięczną ścieżkę dźwiękową, która doskonale uzupełnia ruchomy obraz, a i w oderwaniu od niego potrafi oczarować niekłamanym pięknem. Już w otwierającym całość, tętniącym niesamowitą energią temacie głównym łatwo jest się zakochać. A to ledwie urywek tej pracy, która może nie posiada 101 odrębnych motywów dla każdego kropkowanego bohatera, ale jej różnorodność i niesamowita lekkość robi wrażenie – szczególnie teraz, w dobie elektronicznych sampli.
Owszem, to Disney, więc należy liczyć się z pewną dawką mickey-mousingu (na szczęście bardziej ujmującego, niż drażliwego) oraz odrobiny ponurego underscore’u, jaki wiąże się z postacią Cruelli De Vil i jej mało roztropnych pomagierów („The House of De Vil”, „Horace and Jasper”). To jednakże tylko niewielki fragment sięgającego godziny albumu, jakiego prezentacja utworów w formie długich suit może miejscami pozostawiać nieco do życzenia (zwłaszcza wśród młodszych melomanów; starsi powinni być raczej ukontentowani brakiem niekończącej się listy krótkich ścieżek), ale już sama ich zawartość jest wysokiej próby, pełnoorkiestrową ilustracją muzyczną, która bez problemu daje się lubić.
Krążek bazuje głównie na zderzeniu dwóch przeciwstawnych form ekspresji – łagodnej, wręcz dostojnej liryki i przygodowego action score’u. Taki opis brzmi nieciekawie, ale w praktyce oba te elementy doskonale się uzupełniają i kontrastują ze sobą. Brak większych przestojów nie daje szans na nudę, a natłok pędzącej na złamanie karku akcji nie wywołuje bólu głowy, dzięki łagodniejszym, pozwalającym się wyciszyć melodiom. Problemem pozostaje więc jedynie odrobinę zbyt duża dawka lukru (nawet najbardziej dramatyczne nuty mają słodkawy posmak) oraz niejaka monotonia brzmienia, które nie stanowi żadnego novum w dyskografii maestro.
Minusy te warto jednak przeboleć, chociażby dla takich momentów, jak znakomite solówki na trąbkę („Woof on the Roof”, „Rescue”…); śliczny, utrzymany w typie wielkich romansów z poprzedniej epoki wątek miłosny („The Wedding”); wspomniany, naprawdę chwytliwy temat główny, jaki maestro z powodzeniem wplata w pozostałe motywy, czy też kilka świetnych cytatów i zabaw konwencją („Kipper the Die Hard Dog”). Co ciekawe, znajomość samego filmu, choć z pewnością pomoże odnaleźć się w chronologii płyty, wcale nie jest wymagana, by czerpać satysfakcję z poszczególnych utworów. Niekiedy muzyka ma co prawda nadmiernie ilustracyjną manierę, ale gros materiału wchodzi w nasze uszy, jak zęby wygłodniałego Szarika w szyję zakrwawionego król… ekhm w Pedigree Pal.
Rzeczony krążek warto zresztą włożyć do odtwarzacza więcej, niż raz. Jego szczegółowość oraz bogactwo dźwięków, to coś, co – podobnie, jak otwierająca płytę piosenka, w mocno wodewilowej aranżacji Dr. Johna (szczęśliwie odseparowana od reszty materiału) – zyskuje w naszych uszach z czasem i kolejnymi odsłuchami. A przy tym jest to pozycja dobra na każdą okazję i, mimo wielce charakterystycznego dla Kamena stylu, jednoznacznie kojarząca się z łaciatym szczęściem. Pie, pie, pie, pie, piekielnie dobra praca – polecam, psia mać!
P.S. W filmie wykorzystano jeszcze dwie piosenki: „The Christmas Song” Nata 'King' Cole’a i „Everybody Wants To Be A Cat”. A oprócz opisanego tu soundtracku istnieje też sampler wyprodukowany dla sieci K-Mart, z trzema disneyowskimi hitami do pośpiewania.
0 komentarzy