Muzyka z filmów o Jamesie Bondzie, bez wątpienia należy to ikon tego gatunku muzycznego. Charakterystyczny temat przewodni, dynamiczna akcja czy w końcu tradycyjna piosenka tytułowa, nieustannie towarzyszą kolejnym filmom o agencie Jej Królewskiej Mości. Muzyka, podobnie jak i same filmy, zawsze starała się uchwycić ducha czasu, idąc za najnowszymi trendami, ale jednocześnie pozostając wierną swoim szlachetnym korzeniom. Efekty tych przemian były różne a ostatecznie doprowadziły do "Quantum Of Solace" – najnowszego dzieła Davida Arnolda, który już od jedenastu lat okupuje stanowisko nadwornego kompozytora Jamesa Bonda.
Sam film niestety nie powala. Prawdziwą tragedią jest to, co powinno być jego atutem, a więc sceny akcji – chaotyczne, mało przejrzyste i męczące. Także ich warstwa dźwiękowa, znacznie przesadzona pod każdym względem, potęguje ogólne wrażenie bałaganu. A jak w tym wszystkim prezentuje się muzyka? Niestety oglądając dowolną scenę akcji, jedyne, co słyszymy to rytmiczne uderzenia perkusji i pojedyncze okrzyki instrumentów dętych blaszanych, które starają się przebić przez ścianę wybuchów, eksplozji i zgrzytów metalu. Innymi słowy David Arnold mógłby w tych momentach filmu zamieścić cokolwiek, a i tak pewnie nikt nie zwróciłby na to uwagi. To chyba niezbyt dobra motywacja by zachęcić kompozytora do stworzenia czegoś odkrywczego…
Oczywiście inaczej sprawa ma się w przypadku soundtracku. Dopiero tutaj można w spokoju ocenić najnowsze dzieło Arnolda. Niestety okazuje się, że poza kilkoma ciekawszymi momentami, jest to niemal powtórka z "Casino Royale". Dominuje symfoniczno-elektroniczna, podrasowana brzmieniem gitar ściana dźwięku, będąca jedynie ciągiem nieskoordynowanych wariacji kilku motywów muzycznych od zawsze towarzyszących Jamesowi Bondowi. Te kilka ciekawszych fragmentów, w których kompozytor proponuje pewne rytmiczne nowinki i odejścia od klasycznej Bondowskiej dynamiki, niestety nie zmieniają ogólnego wrażenia. Podobnie jak w Daniel Craig w roli Bonda, muzyka akcji w "Quantum of Solace" jest muskularna, trochę nieokrzesana, ale przede wszystkim nie ma w niej za grosz gracji… Innymi słowy to kolejna anonimowa ściana dźwięku, bardziej wymagającemu słuchaczowi przynosząca niewielkie ilości muzycznej adrenaliny – zarówno w filmie jak i poza nim.
Na szczęście muzyka ta ma także inne oblicze. Wiąże się ono ze suspensem i umiarkowanym liryzmem, które czasem wkradają się do filmu. David Arnold w bardzo sugestywny sposób buduje napięcie i niepokój przypisany głównym złoczyńcom pojawiającym się w filmie. Tym razem jest to potężna organizacja "mająca swoich ludzi wszędzie". Muzyka bardzo udanie i dojrzale obrazuje grozę związaną z wszechobecną siatką konspiratorów i spiskowców. Na plus warto też zapisać kompozytorowi subtelne nadawanie muzyce geograficznej tożsamości. Akcja filmu rozgrywa się w kilku różnych krajach, co słychać pod postacią charakterystycznych instrumentów – głównie perkusyjnych i dętych drewnianych.
Innym pozytywem jaki można znaleźć na soundtracku z "Quantum Of Solace" jest piosenka Jacka White'a, którą wykonuje z nim także Alicia Keys. Wiele skrajnych opinii można usłyszeć na temat tej kompozycji, ale chyba nikt nie jest w stanie zarzucić jej banalności. Jest nieszablonowa, trudna do zanucenia, a mimo to charakterystyczna i mocno związana z bondowską tematyką. Świeży powiew i miła alternatywa dla stereotypowych oczekiwań, jakie zawsze wiążą się z tradycyjną piosenką to filmów o Jamesie Bondzie.
Wiele osób niecierpliwie wyczekiwało najnowszej ścieżki dźwiękowej Davida Arnolda licząc na to, że okaże się ona jedną z najlepszych w tym roku. Jednak, jeśli ktoś oczekiwał, że Brytyjczyk zaprezentuje coś nowego, w jakże przewidywalnej muzycznej konwencji filmów o Bondzie, to raczej się zawiódł. Trzeba bowiem trzeźwo ocenić, że kompozytor zrobił zwyczajnie to, co do niego należało. Stworzył muzykę typową dla tego typu kina, nawiązał do bondowskiej stylistyki a jednocześnie po raz kolejny oddał charakter przemian, jakim uległ w ostatnich latach James Bond. Trudno nazwać tę muzykę inaczej niż poprawną – ale czy naprawdę wypadało oczekiwać czegoś więcej?
Miejsce tej plyty jest w odtwarzaczu w samochodzie:) Nie dziekowac