Gdy w 1962 roku na ekrany kin wchodził szpiegowski kryminał pod tajemniczym tytułem „Dr. No”, nikt chyba nie spodziewał się wiele – a już na pewno nie narodzin światowego fenomenu, który trwać będzie nieprzerwanie jeszcze przez pięć dekad i postaci, która stanie się ikoną popkultury, z jaką niewiele innych kinowych herosów będzie mogło się równać. Dodajmy do tego jeszcze początek międzynarodowej sławy i gwiazdorstwa Seana Connery, który – pomijając wcześniejszy, niezbyt udany serial TV – jako pierwszy wcielił się w postać brytyjskiego agenta, oraz, przede wszystkim temat przewodni, który obrósł kultem szybciej, niż cała reszta razem wzięta, a otrzymamy obraz prawdziwej rewolucji, jaką nieświadomie rozpoczął skromny film Terence’a Younga.
Za tenże temat odpowiada Norman, Monty Norman – wciąż jeszcze żyjący angielski muzyk, dla którego te kilka nut stało się swoistym opus magnum. Twórca musiał jednakże nieco powalczyć o prawa własności, gdyż inna ikoniczna postać muzyki filmowej niemalże odebrała mu laury. Mowa oczywiście o Johnie Barry, który nie tylko zaaranżował temat Normana na potrzeby pierwszej części przygód agenta MI-6, ale też stał się nadwornym kompozytorem Jej Królewskiej Mości, tworząc całe oprawy do kolejnych jedenastu produkcji spod znaku 007 (z małymi przerwami). Kwestia autorstwa pozostaje zresztą po dziś dzień spornym zagadnieniem, mimo iż Norman wygrał je w sądzie aż dwukrotnie. Oczywiście słynny temat jest obecny na albumie z „Doktora No”, a nawet i go otwiera. Przyznać jednak trzeba, że to tak naprawdę jedyna zaleta całego krążka, w dodatku po 50-ciu latach od powstania nie będąca już żadną atrakcją, która mogłaby zachęcić do zakupu płyty. Zakupu, który mocno odradzam.
Cała reszta bowiem to mało strawny, mocno archaiczny misz masz, który nie ma wiele wspólnego z klasycznym brzmieniem Bonda, jakiego znamy i lubimy. To zbiór różnorakich melodii, często przypominających elektroniczne, asłuchalne eksperymenty („Audio Bongo”, „The Islands Speaks”) i piosenek z pogranicza jazzu i popu opartych o tradycyjne klimaty karaibskie (akcja filmu toczy się w całości na Jamajce). Co więcej, większości z tych utworów w filmie zwyczajnie nie usłyszymy, gdyż stanowią albo materiał niewykorzystany/odrzucony albo też kolejne wariacje na jeden i ten sam temat. Z tego też powodu na płycie dubluje się hit „Jump Up” i pojawiają się aż trzy różne wersje piosenki o drzewku mango, z czego jedna instrumentalna. Mamy tu więc do czynienia z kompletnym przesytem – tak estetycznym, jak i ilościowym. Zresztą, poza sympatycznym wykonaniem tejże piosenki przez Dianę Coupland, cała reszta utworów śpiewanych stanowi wątpliwej jakości doznanie, szczególnie, że nawet po remasteringu taśm, jaki przeprowadzono w ubiegłej dekadzie, ich jakość jest wręcz muzealna.
Także muzyka intrumentalna nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Jeśli kompozytor nie bawi się akurat elektroniką, to serwuje wesołe, jazzowe kawałki na jedno kopyto, które można sobie raz na jakiś czas puścić w aucie, ale poza tym niewiele z nich pożytku. Zresztą z uwagi na fakt, iż większość tego krótkiego albumu nie ma racji bytu w filmie, toteż trudno nawet nazwać to ilustracją (prędzej jakimś concept albumem). A już na pewno nie taką, która coś wnosi do obrazu/tematu 007. Oczywiście, te kilka kompozycji, które w filmie słychać, nawet wpasowuje się w radosny klimat dziewiczej podróży Jamesa, lecz niewiele ponad to. Generalnie jest to więc płyta/oprawa, którą bez cienia przesady można uznać za najgorszą w całej historii Bonda. Szkoda czasu i pieniędzy, a szpiegowską przygodę najlepiej zacząć od znacznie ciekawszych, acz też jeszcze nie do końca ociosanych „Pozdrowień z Rosji”.
A poniżej, na osłodę, jeszcze kilka wybranych okładek z wielu innych wydań tej muzyki.
Hm… a ja czytałem, że Barry jest autorem’ wybuchowej fanfary’ Bonda, a Norman tematu gitary elektrycznej. Co do płyty, to w pełni się zgadzam. Może mieć chyba tylko wartość kolekcjonerską, gdzieś na półkę.
http://www.youtube.com/watch?v=8jjywVmz2EI
„Także muzyka Barry’ego nie ma zbyt wiele do zaoferowania.” Hmm, Mefisto, gdzie Ty się doczytałeś, że Barry skomponował jakieś utwory do „Doktora No” (poza „James Bond Theme”) ? Źródło poproszę.
Nawet na głównej stronie Bonda tak jest napisane:
„Norman accompanied the producers and film crew to Jamaica, but midway through the production, the producers hired composer John Barry to rearrange the main theme and write the rest of the music for the film.” Choć może w kontekście albumu faktycznie się walnąłem.
Dawno tego albumu nie miałem w odtwarzaczu, ale chyba z racji premiery nowego Bonda zrobię sobie dziki rajd po klasykach. Z tego soundtracku niewiele idzie zapamiętać poza kultowym już tematem. Przynajmniej tyle dobrego 😉