Każda okazja do usłyszenia na żywo muzyki filmowej jest zdaniem warta wykorzystania. Dlatego ochoczo skorzystałem z zaproszenia Krakowskiego Biura Festiwalowego i Festiwalu Muzyki Filmowej na koncert „Krainy lodu” jaki miał miejsce początekiem lutego w krakowskiej Tauron Arenie. I co tu dużo mowić – kiedy zasiadłem na trybunie otoczony chmarą podnieconych dzieciaków chłonących każdą minutę tej bajki z rozdziawionymi pyszczkami, całe moje zdziadziałe malkontenctwo przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
Nie jestem szczególnym fanem „Krainy lody”. Uważam tę bajkę za wtórną, kiczowatą, niechlujnie ulepioną z użyciem przewidwalnych chwytów wyeksploatowanych przez studio Disneya do cna. Wszystko dzieje się tutaj „bo tak”, bohaterowie w panoramie disneyowskich charakterów prezentują się przeciętnie, brakuje pożądnego złoczyńcy, o czym sam film wydaje się sobie przypominać pod swój koniec, serwując kuriozalny, bezpodstawny zwrot akcji. Nie jestem też zagorzałym sympatykiem muzycznej oprawy widowiska autorstwa Christophe’a Becka, która jest co najwyżej poprawna, natomiast jeśli chodzi o piosenki to po prostu mnie irytują, na czele z oscarowym megahitem „Mam tę moc”.
Mimo wszystko każda okazja do usłyszenia na żywo muzyki filmowej jest moim zdaniem warta wykorzystania. Dlatego ochoczo skorzystałem z zaproszenia Krakowskiego Biura Festiwalowego i Festiwalu Muzyki Filmowej na koncert „Krainy lodu” jaki miał miejsce początekiem lutego w krakowskiej Tauron Arenie. I co tu dużo mowić – kiedy zasiadłem na trybunie otoczony chmarą podnieconych dzieciaków chłonących każdą minutę tej bajki z rozdziawionymi pyszczkami, całe moje zdziadziałe malkontenctwo przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, a powtórnie przeżyta wraz z Anną, Elsą, Kristoffem, Olafem i Svenem przygoda wykorzystała swoją szansę zyskania nieco w moich oczach. Chociaż daleko byłem od nucenia pod nosem „Ulepimy dziś bałwana?”, to przekonałem się przynajmniej, że „Kraina lodu” potrafi solidnie rozgrzać małe serca, co przecież jest w bajkach najważniejsze.
Na koncercie, który miał formę symultanicznego pokazu całego filmu z muzyką na żywo mieliśmy okazję usłyszeć piosenki w wykonaniu części polskiej obsady głosowej animacji – Katarzyny Łaski jako Elsy, Magdaleny Wasylik jako Anny, Czesława Mozila jako Olafa i Marcina Jajkiewicza w roli Hansa. Przede wszystkim jednka liczyły się tutaj Orkiestra Akademii Beethovenowskiej, Chór Polskiego Radia, dyrygujący nimi Erik Ochsner no i oczywiście muzyka ilustracyjna skomponowana przez Becka.
Kraków przyzwyczaił nas już do wysokiego standardu wykonania imprez Festiwalu Muzyki Filmowej (a do takichnależy ten koncert zaliczyć, jako, że był on oficjalnie wydarzeniem zapowiadający 9 edycję FMF-u, która odbędzie się od 24 do 30 maja). Zarówno Orkiestrę jak i Chór mieliśmy już okazję słyszeć podczas tych koncertów nie raz i nigdy nie było na co narzekać w kwestii wykonania. Miło odnotować, że i tym razem nie było inaczej. Jak już na coś narzekać to na nagłośnienie i akustykę Areny, które chociaż pewnie były najlepsze, jakie tylko można w tak dużym obiekcie zagwarantować, to po prostu uczyniły niemożliwym zrozumienie jakichkolwiek słów piosenek chóralnych – otwierającej film „Serca lód” czy śpiewanej przez trolle „Nietentego”. Szkoda też, że podczas wykonywania piosenek, efekty dźwiękowe filmu były wyciszone. W przypadku Dusneya to jednak często integralna część muzykalności całego dzieła, czego najlepszym przykładem tutaj jest pierwsza ze wspomnianych wyżej piosenek.
Jeśli chodzi o to jak sama partytura Christphe’a Becka prezentuje się przy wykonaniu na żywo, to żadne cudowne przeistoczenie tutaj nie następuje. Pozostaje ona rzetelną ilustracją, wykalkulowaną raczej pod efekt dla bieżącej sceny niż staranne konstruowanie muzycznej dramaturgii. Przez większość czasu, jakby kryjąc się przed mrozem, nie wychyla za bardzo nosa, wyraźniej się pokazując w scenach, w których robi się cieplej za sprawą akcji („Wolves”, „Marshmallow Attack!”) lub jakiejś intensywnej, na szybko zawiązanej (co jest winą samego filmu) emocjonalnej kulminacji („Coronation day”, „Conceal, Don’t Feel”).
Czesław Mozil miał po koncercie powiedzieć: „Dla niektórych widzów będzie to soundtrack ich młodości, jestem dumny będąc jego częścią!”. Tutaj właściwie dotykamy sedna sensowności tego typu przedsięwzięć co koncert „Krainy lodu”. Poza oczywistym potencjałem komercyjnym (chociaż frekwencja w tym wypadku nie była szczególnie imponująca), dają one szansę zaakcentowania dzieciakom roli, jaką spełnia muzyka w filmie. Nawet siedząc w pierwszym rzędzie i będąc całkowicie wpatrzonym w to co dzieje się na ekranie, nie sposób przegapić obecności kilkudziesięciu muzyków na scenie pod nim. Może dzięki temu muzyka filmowa przynajmniej na tę chwilę, a może na całe życie – zawładnie dziecięcą wyobraźnią? Ona ma tę moc!
Relację opracował: Damian Słowioczek
Zdjęcia: Wojciech Wendzel
0 komentarzy