Co prawda rok 2013 dopiero osiągnął półmetek, ale już można mówić, że dzieje się w nim, jak nigdy dotąd. Zapowiadane na lato/jesień poznańsko-krakowskie wydarzenia mocno rozbudzają apetyt. Tymczasem Warszawa nie pozostaje w tyle, oferując melomanom serię wyjątkowo udanych koncertów tematycznych, z których ten największy właśnie miał swoją premierę.
Równo dwa lata temu (ale ten czas leci!) mieliśmy nieprzyjemność zbesztać nieco początki tej zacnej inicjatywy. Recital muzyki Johna Williamsa był, mówiąc ogólnikowo – taki sobie. Tym bardziej jest więc nam miło, że organizatorzy wzięli sobie do serca ówczesne uwagi, tworząc zaiste niezapomniane, pełne wrażeń widowisko, jakie bez problemu zatarło wszelkie złe wspomnienia z poprzedniego koncertu, sprawiając nie tylko olbrzymią niespodziankę, ale przy okazji tworząc konkurencję dla stolicy Małopolski.
Organizacyjnie wszystko odbyło bez zarzutu. Przypuszczalnie dużo dała zmiana sponsora – tym razem kasę wyłożyły Nordea Bank Polska i Toshiba, co przełożyło się na fantastyczną oprawę wizualną (obecne przez cały koncert fragmenty filmów i/lub fotosy oraz efekty świetlne w różnorakich konfiguracjach, wliczając w to imitacje wybuchów – tak orkiestry, co ekranowej pirotechniki), jak i zdecydowanie niższe ceny biletów. Zmieniono także orkiestrę, znacznie lepiej rozstawiając ją też na scenie i tym razem można było posłuchać młodych, zdolnych z Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus oraz Chóru Akademickiego Politechniki Warszawskiej. Co pozostało bez zmian, to natomiast miejsce akcji (ponownie Sala Kongresowa), dwie panie czarujące nas swymi aksamitnymi głosami: Anna Lasota (solistka) i Magda Miśka-Jackowska (jak zwykle rzetelne informacje wprost z RMF Classic) oraz, rzecz jasna, pomysłodawca i dyrygent całego przedsięwzięcia, Maciej Sztor (pozdrawiamy).
Muzycznie koncert poświęcono tym razem Jamesowi Hornerowi, który niedługo obchodzić będzie swoje 60 urodziny. Co prawda w programie – dodajmy, że równie konkretnym, jak ostatnio, a więc ani nuty mniej lub więcej, niż stało w ulotce – sięgnięto też do trzech prac innych wykonawców, lecz to właśnie Horner zdominował sobotni koncert. Na pierwszy ogień poszedł popularny „Avatar” – zgrabna suita przedstawiła trzy różne oblicza tej ścieżki, z których finalny fragment „War” dosłownie zatrząsł fundamentami PKiN-u. Później serca rozpaliły bardziej nastrojowe, melodramatyczne kompozycje: „Wichry namiętności”, „Titanic” i „Chwała” ze swoimi cudownymi, wręcz intymnymi chórami.
Blisko dwugodzinny występ podzielono na trzy akty, z których każdy zawierał w sobie zbliżone tematycznie lub brzmieniowo kolaże z poszczególnych produkcji. Środkowa część oferowała trzy różne podejścia do kina historycznego – wybrzmiał wspaniały hymn z „Szeregowca Ryana” Williamsa, liryczna wizja Dzikiego Zachodu wg Barry’ego z „Tańczącego z Wilkami” oraz przepiękny „Braveheart”, który wzbudził bodaj największy entuzjazm, dzięki gościnnemu występowi poznańskiego solisty na irlandzkich dudach. I choć nie nagrał się on zbytnio, to jednak ten specyficzny instrument w akcji, jego osobliwy wygląd (dodajmy, że była to ich współczesna wersja, a nie tradycyjny wielki worek kartofli z długimi odnogami) wzniecił żywe zainteresowanie publiki oraz duże brawa (na które zasługują też okazjonalne solówki skrzypiec, fletu i fortepianu).
Najlepiej wypadła chyba jednak końcówka. Potężne, energiczne „End Titles” z „Dnia Niepodległości” zostało wykonane naprawdę perfekcyjnie, a mocno elektroniczne i trudne w swej naturze „Aliens” wiernie i bez większych wpadek przełożono na język orkiestry, która musiała się naprawdę postarać, aby w pełni oddać klimat produkcji Jamesa Camerona i pokrętnych fraz Hornera. I choć bardzo pomogła jej w tym znakomita gra świateł wraz z fragmentami filmu, to jednak ostatecznie była to chyba najsłabiej przyjęta przez widownię część koncertu. Szkoda, gdyż był to zdecydowanie najciekawszy moment wieczoru – trochę zabrakło mu jednak wykończenia w postaci dynamicznego „Bishop’s Countdown”, który z pewnością rozbudziłby zebranych. Choć ci, sądząc po twarzach i komentarzach w foyer, bawili się tego wieczoru przednio. Trudno się dziwić, gdyż był to koncert na światowym poziomie, będący względem poprzedniego (który zresztą także przeszedł zmiany od czasu swej premiery), jak niebo i ziemia.
Owszem, można przyczepić się do programu, który był tyleż niekonsekwentny (skoro już Horner, to na całego – tyczy się to też fanfar Universalu), co mało urozmaicony. Miały pojawić się różne twarze kompozytora, a była w istocie tylko jedna: patetyczno-romantyczna. Zabrakło tutaj odrobinę odwagi, by sięgnąć po więcej nieszablonowych pozycji. Od czasu do czasu dało się także wychwycić drobne kiksy czy fałsze. Niektóre z kompozycji były też mocno odległe od swych pierwowzorów, czy to we fragmentach (początek „Avatara” i końcówka „Apollo 13” w ogóle nie przypominały muzyki z tych filmów, znacznie lepiej wypadła ich strona liryczna), czy też w pracy poszczególnych sekcji orkiestry (męskie chóry w „Titanicu” kompletnie psuły efekt, trąbka w „Tańczącym z Wilkami” także była daleka od sukcesu), a i można by się kłócić się z niektórymi interpretacjami materiału (wokal w „Titanicu”). W większości były one jednak spowodowane albo brakiem odpowiedniego, tudzież odpowiednio rozległego instrumentarium (abstrahując od różnic w wielkości orkiestr, to w „Avatarze” przygrywają m.in. flety etniczne, podczas gdy na koncercie były to flety zwykłe), albo specyficznymi wykonaniami oryginalnych prac (wspomniana trąbka u Barry’ego zawsze była niepodrabialna, z kolei chóry, zanim trafiły ‘na pokład’ „Titanica”, przepuszczono jeszcze przez komputer), a i tak koniec końców wyłapie je tylko garstka największych zapaleńców, którzy, jak my, znają te ilustracje na pamięć.
Tym samym za jedyną, naprawdę poważną ‘wpadkę’ można uznać tylko… brak bisów, które z pewnością każdy gotów był wyklaskać. No cóż, może za rok – na kwiecień zapowiedziano bowiem repertuar innego giganta muzyki filmowej, Hansa Zimmera, a w międzyczasie odbędzie się także koncert „Planet” Holsta – również z odpowiednimi wizualizacjami. Biorąc pod uwagę to, co działo się w Kongresowej ostatniej soboty, mocno czekamy na oba te wydarzenia, a organizatorom życzymy oczywiście powodzenia w ich tworzeniu oraz dalszych, równie udanych pomysłów i sukcesów.
PROGRAM KONCERTU:
Jerry Goldsmith – Fanfara Universal
James Horner – Avatar
James Horner – Legends of the Fall (Wichry namiętności)
James Horner – Titanic
James Horner – Glory (Chwała)
John Williams – Saving Private Ryan (Szeregowiec Ryan)
John Barry – Dances with Wolves (Tańczący z Wilkami)
James Horner – Braveheart (Waleczne Serce)
James Horner – Apollo 13
James Horner – Aliens (Obcy – decydujące starcie)
David Arnold – Independence Day (Dzień Niepodległości)
Autorzy relacji: Jacek Lubiński, Jan Bliźniak
Zdjęcia: Trinity
0 komentarzy