Aż trudno uwierzyć, że już 6 lat minęło odkąd rozpoczęliśmy nasz skromny plebiscyt. Do Oscarów, które w tym roku kończą lat 86 jeszcze nam trochę brakuje, ale pracujemy nad tym 😉 Dość powiedzieć, że z każdą odsłoną przybywa nam uczestników tej, mimo wszystko, zabawy (okraszonej odrobiną czasochłonnej pracy). Jej efekty prezentujemy poniżej, mając nadzieję, że usatysfakcjonują Was w takim samym stopniu, co nas. |
NAJLEPSZY SCORE |
Pozostałe nominacje:
Kiedy jakiś kompozytor otrzymuje podwójną nominację do Oscara, może być niemal pewien, że statuetka powędruje w ręce konkurencji. U nas ta zasada została złamana, a uczynił to nie kto inny, jak Abel Korzeniowski. Polak musiał co prawda stoczyć zaciętą i bardzo wyrównaną walkę o podium z „Grawitacją”, ale ostatecznie to właśnie jego muzyka do historii kochanków z Verony zostaje numero uno ubiegłego roku. Imponuje to tym bardziej, że jest to przecież kompozycja napisana na zastępstwo nie byle kogo, bo samego Jamesa Hornera!
|
NAJLEPSZY SOUNDTRACK |
Pozostałe nominacje: W kategoriach piosenkowych król mógł być tylko jeden. Choć wbrew pozorom nie brakowało ciekawych pozycji składankowych, to już od premiery w gronie faworytów stawiano film Baza Luhrmanna, który jak żaden inny twórca potrafił w tak wyjątkowy i oryginalny sposób połączyć kicz ze sztuką, sprawiając, że ten muzyczny miks gatunkowy nie tylko nie wywołuje bólu głowy, ale i ma bardzo duże szanse na to, aby na stałe wpisać się do kanonu współczesnych ścieżek dźwiękowych. |
NAJLEPSZA MUZYKA FILMOWA POLSKIEGO KOMPOZYTORA |
Pozostałe nominacje: Przypadek? Nie. Choć w kontekście jednej z wcześniejszych kategorii można się tu doszukać swoistej ironii, to jednak w tym rozdaniu to właśnie „Escape From Tomorrow” okazało się górą, wyprzedzając „Romeo & Juliet” o dobrych kilka punktów. Słuchając zresztą tej krótkiej, lecz imponującej ścieżki trudno się z takim werdyktem nie zgodzić. Można by tym samym powiedzieć, że i wilk syty i owca cała, choć właściciel obu zwierzątek przecież wspólny i to do niego wędrują gratulacje po raz kolejny. |
NAJLEPSZY KOMPOZYTOR |
Pozostałe nominacje: Nie tak dawno Kamil Stoch zebrał wszystko, co było do zebrania na Olimpiadzie w Rosji. Dziś Abel Korzeniowski zbiera prawie wszystko, co spotka na swojej drodze w Resume i tym samym przełamuje wieloletnie panowanie Desplata. O ile można by się kłócić o to, że jego konkurenci mieli w roku ubiegłym więcej i bardziej znaczących prac, a on sam zbiera oklaski za robotę niemalże z doskoku, tak już jakość jego nut powinna sprawić, że nawet najwięksi malkontenci z takiego zwycięstwa będą dumni. My jesteśmy. I życzymy podobnych sukcesów w roku obecnym. |
NAJLEPSZY UTWÓR INSTRUMENTALNY |
Pozostałe nominacje: Zdecydowanie najcięższa kategoria w tym roku, której charakter trafnie oddaje tytuł ostatecznego zwycięzcy tejże. Do samego końca panował tu bowiem chaos, z którego trudno było wybrać wyraźnego lidera. Rzutem na taśmę okazał się nim „Evil Dead”, z którego ponad 7-minutowy utwór bez cienia wątpliwości można nazwać małym arcydziełem, obok którego naprawdę trudno przejść obojętnie. Potężna ścieżka, która mimo upiorności jakie ilustruje, sprawia (poza ekranem) piekielnie dużo przyjemności. |
NAJLEPSZA PIOSENKA |
Pozostałe nominacje: Był król, przyszedł czas na królową. Lana Del Rey szturmem zdobyła listy przebojów swoją miłosną balladą z „Wielkiego Gatsby”, skradając tym samym i nasze serca. Nie przyszło jej to łatwo, bo konkurencja – jak dawno kiedy – była bardzo mocna. A ponieważ Lana wierzy, że będą ją kochać nawet starą i brzydką, tak i my jesteśmy przekonani, iż wygrał ponadczasowy hit, który za kolejne 6 lat (i więcej) będzie wybrzmiewał na naszej playliście. |
ODKRYCIE / NIESPODZIANKA ROKU |
Pozostałe nominacje: Tutaj nie ma już wątpliwości. Niektórzy z nas zachwycają się co prawda Jóhannem Jóhannssonem, inni z lubością zasłuchują się w pracach M83, który wpisuje się w modę na muzyków popularnych przechodzących do kina. Żaden z nich nie wszedł jednak na salony z taką siłą i zaskoczeniem, jak Steven Price, który swą „Grawitacją” zbiera wszystkie możliwe nagrody na każdej szerokości geograficznej, a w mniej znanym „The World’s End” pokazuje, że nie jest jednorazowym talentem, któremu trafił się dobry agent. Oby potwierdził to w najbliższych latach. |
WYDARZENIE ROKU |
Pozostałe nominacje: Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć – tak, to już po raz szósty FMF wygrywa w naszym plebiscycie, tym samym niejako zapuszczając w nim korzenie. Być może jesteśmy nieco monotematyczni – wszak, jak widać po nominacjach, rozrywek poza Krakowem nie brakowało. Cóż jednak poradzić, skoro to właśnie dawna stolica Polski wciąż zaskakuje pomysłami, programem i tym, co najważniejsze, czyli muzyką. W tym roku szykuje się kolejna, siódma edycja tej imprezy, a my już nie możemy się doczekać, by podobne rzeczy móc napisać o niej za rok.
|
ROZCZAROWANIE ROKU |
Pozostałe nominacje: „Hansu, Hansu, mistrzu lansu” – ta niewybredna wyliczanka chyba trafnie oddaje największy problem tego kompozytora, którego przecież nominowaliśmy też w kategorii kompozytorskiej. Niemiec zaliczył bowiem bardzo udany rok, a większość jego prac już dawno tak dobrze nie sprawowała się na wielkim ekranie, jak właśnie te A.D. 2013. Dobre wrażenie popsuł jednak doszczętnie „Zniewolony”, który zdawał się być najciekawszym spośród ubiegłorocznych projektów. Rozczarowanie było ogromne, a winić za to należy oczywiście PR, jaki muzyk od miesięcy z lubością uprawia. PR dodajmy odrobinę mylący, bo Zimmer oznajmiał gdzie tylko się da, iż nie ma zamiaru reklamować tej konkretnej kompozycji. Efekt był jednak odwrotny, a sam score okazał się tylko marną kalką „Cienkiej czerwonej linii”, w dodatku zapodaną wyjątkowo sucho i beznamiętnie, co zabolało okrutnie nawet najbardziej radykalnych fanów maestro. |
Instrumenty etniczne w muzyce filmowej
Gdy na przełomie XIX i XX wieku sztuka filmowa dopiero raczkowała, nikt na poważnie nie myślał, że kiedyś stanie się jedną z najważniejszych form artystycznego wyrazu, łączącą wszystkie inne gałęzie sztuki. Najpierw były oczywiście krótkometrażowe, czarno-białe filmy...
0 komentarzy