Tony Takitani był mężczyzną, któremu od urodzenia towarzyszyła samotność. Jego matka zmarła zaraz po porodzie, a ojciec ponad syna cenił sobie towarzystwo swojego zespołu jazzowego. Z czasem samotność stała się dla niego stanem naturalnym. Wszelkie emocje i uczucia uznał za niedojrzałość i zbędny element życia. Ten system wartości został jednak wywrócony do góry nogami, gdy Tony poznał Eiko. Uzmysłowił sobie wtedy jak tragiczna była jego samotność, a obsesją stało się dla niego uniknięcie powrotu do tego stanu. Ożenił się więc z Eiko – konsekwencje tego czynu okazały się tragiczne…
Muzykę do tego niezwykłego filmu, wyprodukowanego w Japonii, napisał jeden z najsłynniejszych kompozytorów z kraju kwitnącej wiśni – Ryuichi Sakamoto (twórca między innymi "
Małego Buddy"). Dzięki temu powstała ścieżka dźwiękowa tak niezwykła, jak sam obraz. To istny klejnot w filmografii tego kompozytora i pozycja będąca spełnieniem marzeń wielu entuzjastów muzyki filmowej. W końcu czy ktoś z nas nie zastanawiał, choć raz, ilu instrumentów tak naprawdę potrzeba do skomponowania partytury filmowej? Czy jest do tego niezbędna cała orkiestra, mały zespół, kwartet smyczkowy czy może wystarczy komputer z gigantyczną biblioteką sampli? A gdyby tak całą ścieżkę dźwiękową wykonać tylko na jednym instrumencie? Ryuichi Sakamoto daje nam odpowiedzi na te pytania, w sposób najbardziej satysfakcjonujący ze wszystkich możliwych.
Na ścieżce dźwiękowej z filmu "Tony Takitani" usłyszmy wyłącznie fortepian – żadnych innych instrumentów. Jego samotny dźwięk jest świetną paralelą samotności głównego bohatera. Pełne nostalgii, powolne dźwięki fortepianu suną tutaj przez przestrzeń ciszy, w niezwykły sposób pobudzając wyobraźnię. Wszelkie uczucia przedstawiane są w subtelny i pełen zachowawczości sposób. Emocje napływają niczym fale na brzegu morza – powoli, płynnie i monotonnie. Nie ma tutaj gwałtownych i nieprzewidywalnych uderzeń w klawisze czy nagłych zrywów. Sakamoto starannie dobiera dźwięki i używa ich bardzo ostrożnie, pozwalając aby cisza także stała się elementem jego muzyki. Czasem oszczędność środków wyrazu jest tak ogromna, że całe kompozycje ograniczają się do monotonnych uderzeń w jeden dźwięk, wyraźnie spreparowanego, fortepianu ("Harmonics 1", "Harmonics 2").
Na płycie można usłyszeć kilka tematów i motywów opisujących różne odcienie smutku i nostalgii. Są one zaledwie podstawą do budowania całych kompozycji – sekwencją dźwięków powtarzającą się co jakiś czas i spinającą tę ścieżkę dźwiękową w jedną całość. Dzięki temu muzyka ta sprawia wrażenie jakiejś gigantycznej jazzowej improwizacji. Zupełnie jakby Sakamoto przygotował sobie kilka melodii i nagrał tę ścieżkę dźwiękową przy jednym podejściu do instrumentu, na bieżąco oglądając film. I mimo że dźwięków fortepianu jest tu relatywnie mało to posiadają one ogromny ładunek emocjonalny. W napięciu oczekuje się na kolejną nutę, która nastąpi po długiej pauzie.
Tę niezwykłą ścieżkę dźwiękową japońskiego kompozytora, pod względem stylistyki można by umieścić gdzieś między solowymi dokonaniami Leszka Możdżera i Craiga Armstronga. Sakamoto korzysta tutaj z typowo jazzowych elementów, jak improwizacja i charakterystyczne frazowanie, ("Fotografia 1") oraz minimalizmu ("Solitude"). Te dwie techniki gry na fortepianie przeplatają się tutaj pokazując ogromne możliwości kolorystyczne tego instrumentu, nawet w tak wąskim zakresie przedstawianych emocji, jakich wymagał film. W pewnym sensie Sakamoto na fortepianie zrobił to samo, co Gustavo Santaolalla na gitarze. Za pomocą kilku dźwięków jednego instrumentu, wydobył z obrazu niepowtarzalne emocje, które odczuwalne są także podczas słuchania płyty.
Zdecydowanie nie jest to płyta dla osób niecierpliwych. Wszystkie kompozycje są tu bardzo powolne i ascetyczne, a odkrywanie ich znaczenia wymaga kilkukrotnego przesłuchania całości. Wcale nie oznacza to jednak, że można przejść obok tej płyty obojętnie. Ten krążek to doskonała okazja do refleksji i zatrzymania się na chwilę w tym, pędzącym na złamanie karku, świecie.
Słaba muzyka. Zwykłe plumkadełko, które mogłoby napisać wielu innych kompozytorów. Co prawda temat z „Solitude” jest ładny, ale to wciąż nic szczególnego. Sakamoto ma w swoim dorobku wiele ciekawszych prac.