Willy Wonka jest ekscentrycznym producentem czekolady, który zaprasza pięcioro dzieci do swojej legendarnej fabryki gdzie karłowaci Umpa-Lumpa wyczarowywują najlepszą czekoladę na świecie. W gronie szczęśliwców, którzy znaleźli w słodyczach Wonki, Złoty Bilet uprawniający do wycieczki jest Charlie Bucket – chłopiec z biednej rodziny mieszkający w starym, zrujnowanym domu. Jaki jest dalszy ciąg tej magicznej historii można się przekonać idąc do kina na najnowszy (i najdroższy) film Tima Burtona – "Charlie And The Chocolate Factory". To także już czwarta współpraca "zespołu marzeń" jakim jest duet Tima Burtona z Johnnym Deppem. Wcześniej pracowali oni razem przy filmach "Edward Nożycoręki", "Jeździec Bez Głowy" i "Ed Wood" (jedyny film Burtona, do którego muzyki nie pisał Danny Elfman tylko Howard Shore). Przedtem jednak radzę wprowadzić się w niezwykły nastrój tego obrazu słuchając muzyki, której kompozytorem tradycyjnie jak to u Burtona jest Danny Elfman.
Film "Charlie And The Chocolate Factory" jest już jedenastym z kolei wspólnym projektem kompozytora Danny’ego Elfmana i reżysera Tima Burtona. Można, więc powiedzieć, że tych dwóch twórców stanowi duet niczym Spielberg-Williams czy Zemeckis-Silvestri. Do ich wcześniejszych obrazów należą między innymi słynny "Batman", "Edward Nożycoręki", ale też ostatnie hity jak "Planeta Małp" czy "Big Fish". Muzyka Elfmana zawsze wyróżniała się jakąś niezwykłą magią i lekkością, ale też perfekcją. Każdy jej dźwięk jest starannie zaprojektowany i dopracowany w najmniejszych szczegółach. Taka właśnie jest też muzyka do filmu "Charlie And The Chocolate Factory".
Danny Elfman zanim postanowił na dobre zająć się pisaniem muzyki do filmów był frontmanem zespołu "Mystic Knights of Oingo-Boingo", który powstał pierwotnie w celu nagrania muzyki do filmu "Forbidden Zone". Zespół przez kilkanaście lat koncertował po klubach Los Angeles zmieniając parokrotnie nazwę. Po rozpadzie grupy Elfman całkowicie poświęcił się współpracy ze światem filmu i obecnie jest nie tylko jednym z najbardziej rozchwytywanych kompozytorów filmowych, ale też producentem, reżyserem i scenarzystą związanym kontraktem z Disney’em. Jednak przez te kilka lat rozłąki ze sceną artysta widać zatęsknił za rolą piosenkarza i na swojej ostatniej płycie nie tylko komponuje, ale i… śpiewa. Pierwsze pięć kompozycji na krążku z muzyką do filmu "Charlie And The Chocolate Factory" to właśnie piosenki w wykonaniu kompozytora. Żeby było ciekawiej jego głos jest tutaj tak zmieniany komputerowo, że trudno uwierzyć, że wszystkie wokalizy, łącznie z chórkami wykonuje jeden człowiek.
Wszystko zaczyna się wesołą piosenką "Wonka’s Welcome Song" śpiewaną przez "helowy chórek" (nienaturalnie wysokie głosiki) a w tle słychać radosne jodłowanie. Zaraz potem mamy piosenkę "Augustus Gloop", w której po raz pierwszy pojawia się temat Umpa-Lumpa. I znowu mamy tu popis niezwykłych możliwości komputerów obrabiających dźwięk, które prezentują całą gamę różnych głosów Danny’ego Elfmana przypominających wręcz te z Muppetów. Można by się tutaj zacząć zagłębiać w poszczególne piosenki i zachwycać drobnymi niuansami i niezwykłym dopracowaniem wszystkich szczegółów. Począwszy od świetnych wokali po nawiązania stylowe wszystko jest tutaj doskonałe. Trudno oczekiwać żeby któryś z tych zakręconych utworów stał się radiowym hitem, ale trzeba przyznać, że słucha się ich naprawdę świetnie. Czy to będzie "Veruca Salt" grane w stylu pop-rocka lat 60 czy "Mike Teavee" garściami czerpiące z "Bohemian Rhapsody" zespołu Queen, wszystkie te piosenki doskonale się prezentują, a przecież to dopiero początek płyty…
Po pięciu piosenkach otwierających krążek z muzyką do filmu "Charlie And The Chocolate Factory" znajdują się już tylko instrumentalne kompozycje Elfmana. Ta część rozpoczyna się mocnym akcentem w postaci "Main Titles" gdzie pojawia się wszystko to, co kompozytor ma najlepszego: szybkie tempo, zabójcza rytmika, trochę elektroniki, chórki i świetne motywy. Ten utwór jest zdecydowanie najlepszy na całej płycie. Można tutaj znaleźć, co prawda mnóstwo zapożyczeń ze "Spidermana", "Men In Black", "Planety Małp" i kilku innych jego filmów, ale mimo to nie zwraca się na to uwagi, ponieważ tutaj wszystkie te wtórne elementy nabierają nowego brzmienia. Generalnie można by stwierdzić, że cała ścieżka dźwiękowa jest zbudowana na zasadzie odgrzewania starych motywów i prezentowania ich w nowych wersjach. Niektórzy mogą to uznać za pójście na łatwiznę i nazwać Elfmana auto-plagiatorem. Może to i będzie prawda, ponieważ podczas słuchania tej płyty ciągle ma się wrażenie, że już się gdzieś to słyszało. Jednak w tym przypadku sprawia to, że słucha się tej muzyki o wiele przyjemniej, bo jak to kiedyś powiedział bohater filmu "Rejs" – "mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem". Elfman czerpie ze swojego dotychczasowego dorobku pełnymi garściami tak, że bez problemu można usłyszeć tutaj "Edwarda Nożycorękiego" ("Wheels in Motion"), "Planetę Małp" ("The Boat Arrives") czy "Men In Black" i "Spidermana" ("Main Titles").
Jednak pojawia się także wiele nowych, świetnych dźwięków. Swój własny temat dostali między innymi Umpa-Lumpa. Opiera się on na mocnych bębnach i dziwnych wokalizach niektórym słuchaczom przynoszących na myśl pieśni wojenne; to temat bardzo trudny do opisania, chociaż opierający się bardziej na formie niż konkretnej melodii ("Loompa Land"). Poza tym często pojawia się ciekawy motyw oparty o mruczący chór i smyczki grające glissando, który podszyty rytmiką z "Planety Małp" pojawia się między innymi w "The Boat Arrives", "The River Cruise" czy "The River Cruise – Part 2" – stając się tym samym motywem czekoladowej rzeki. Świetny jest też motyw zstępującego glissando w wykonaniu głębokiego basu skontrastowane z chłopięcym chórem pojawiający się w "Chocolate Explorers" – ten moment naprawdę wbija w fotel. Do ciekawszych fragmentów należy także utwór "The Indian Palace" wykorzystujący tradycyjne instrumenty folkloru indyjskiego jak vina. Płyta kończy się utworem "End Credit Suite", który jest przeglądem przez instrumentalną stronę początkowych piosenek.
Jest to bez wątpienia jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych Danny’ego Elfmana. Znajdzie się z pewnością mnóstwo sceptyków, którzy powiedzą, że nie prezentuje ona nic nowego i Elfman zaczyna się powtarzać. Jednak trzeba rozróżnić granicę między auto-plagiatem a stylem danego kompozytora. Każdy, kto miał styczność, z choć jedną jego ścieżką dźwiękową będzie mógł rozpoznać jego rękę i w innych filmach. Dzieje się tak dzięki właśnie charakterystycznemu stylowi Elfmana. Za styl danego kompozytora można uznać preferencje do używania pewnych rozwiązań orkiestracyjnych, instrumentów, metrum czy motywów. Co prawda w przypadku "Charlie And The Chocolate Factory" powieleniu ulegają nieco szersze formy muzyczne, które sprawiają wrażenie żywcem wziętych z innych filmów jednak nadal można tutaj znaleźć elementy zaskakujące i nowe.
Jak dla mnie jest to jak na razie najlepsza ścieżka dźwiękowa tego roku. Nie przeszkadza mi nawet to, że jest tu kilka piosenek, ponieważ doskonale pasują one do partytury i jednocześnie wnoszą do niej spore urozmaicenie. Muzyka Elfmana jest bardzo przejrzysta i słucha jej się z prawdziwą przyjemnością. Nawet, jeśli pojawiają się zapożyczenia z takich filmów jak "MIB", "Spiderman", "Planeta Małp" czy "Edward Nożycoręki" to tutaj brzmią one rewelacyjnie. Poza tym po raz kolejny Elfman serwuje mnóstwo kompozycji w nieco zapomnianym przez kompozytorów filmowych metrum ¾, w postaci ślicznych walczyków. Dla mnie była to druga w roku 2005 (po "Królestwie Niebieskim") pewna nominacja do Oscara…
Płytę po włożeniu do odtwarzacza ,najlepiej rozpocząć od „Main Titles”
płyta średnia. jednak mnie nie zafascynowała.
A jak dla mnie świetna, różnorodna, zabawna i klimatyczna ścieżka. I te aranżacje. 🙂