Temat wielkich herosów ludzkości interesuje Hollywood od bardzo dawna. Wystarczy przypomnieć takie produkcje, jak "Spartakus" z nieśmiertelną rolą Kirka Douglasa, czy "Troję" Wolfganga Petersena. A jak ma się sprawa z "Aleksandrem", wyreżyserowanym przez Olivera Stone’a? Niestety, to co stworzył reżyser hitów pokroju "JFK" i "Pluton" ma się nijak do jego wcześniejszych sukcesów. Film, który opowiada historię jednego z największych zdobywców w historii ludzkości jest nudny i przegadany, a sam Aleksander przedstawiany częściej jako zagubiony melancholik, aniżeli mąż stanu i doskonały dowódca.
Na szczęście nie wszystko w filmie jest złe. Myślę, że jego główną wizytówką jest muzyka, którą stworzył Vangelis – autor takich nieśmiertelnych dzieł, jak "Rydwany Ognia" i "1492". W jednym z udzielonych wywiadów dotyczących jego pracy nad "Aleksandrem" powiedział, że: "pisanie muzyki to przede wszystkim próba wsparcia filmu, aby osiągnąć jak najlepszy efekt". Ze swojego zadania wywiązał się znakomicie. Gdy ma zostać oddany klimat walki i strachu, jesteśmy częstowani dynamiczną grą bębnów i niepokojącym chórem. Gdy nadchodzi moment melancholii oraz refleksji się nad życiem, Grek z Volos częstuje nas łagodnymi dźwiękami. A gdy ma być pompatycznie i epicko, otrzymujemy dynamiczne i podniosłe chóry oraz harfy. Takich przykładów można by przytaczać bez końca. Ale po co? Skupię się więc na tym, co szczególnie urzekło mnie w tym albumie.
Absolutnie najlepszym momentem ścieżki jest "Dream of Babylon". Rytmiczne dudnienie bębnów z początku, a następnie głośny dźwięk trąb perfekcyjnie wprowadza nas do zdobytego przez aleksandryjskie wojska Babilonu. Aleksander wkracza do miasta jako wielki zwycięzca i bohater, jest entuzjastycznie witany przez ludność, która skanduje jego imię. Jednak nawet przy tak wielkim sukcesie, pojawia się moment spokojniejszy – kamera zwalnia, a opromieniony chwałą Aleksander, przy wspaniałym akompaniamencie chóru wymieszanego z harfami, zastanawia się nad swym dokonaniem.
Vangelis potrafi doskonale wykorzystać ludzki głos, aby dodać swoim dziełom smaku – wystarczy przypomnieć choćby słynny "Conquest of Paradise". W "Aleksandrze" chór ilustruje zarówno momenty zawieruchy bitewnej ("The Drums of Gaugamela"), krwawe starcie nad Hydaspesem ("The Charge"), jak wycieńczający przemarsz armii przez pokryte śniegiem góry ("Across the Mountian"). Ludzki głos jest wykorzystany również w spokojnych i nostalgicznych utworach, jak "Gardens of Delight" (rewelacyjny wokal Iriny Valentinovej–Karpouchiny) i "Roxane’s Veil" (gdzie Irina śpiewa w duecie z Konstantinosem Paliatsarasem).
Cechą szczególną całej kompozycji jest to, iż każdy utwór jest inny. Nie ma tu też jakiegoś głównego motywu przewodniego, który powtarzałby się przez całą płytę. Dla mnie jest to niewątpliwa zaleta. Chciałbym dodać, że muzyki Vangelisa słucha się zdecydowanie lepiej w wersji albumowej. W poszczególnych scenach filmu zbyt często wykorzystane są zbitki różnych utworów, które nie zawsze dobrze się prezentują. Natomiast słuchając krążka otrzymujemy spójną, logiczną całość. Towarzyszymy Aleksandrowi od jego najmłodszych lat, aż do uzyskania przez niego nieśmiertelności w pamięci potomnych…
Niezwykle ciężko jest ocenić pracę, której nieprzerwanie słucha się od wielu lat z niezmienną fascynacją. Muzyka stworzona przez Greka pozostaje moim osobistym numerem jeden wśród soundtracków. Dlatego, parafrazując filmowe słowa Ptolemeusza (Anthony Hopkins), który z szacunkiem i rozrzewnieniem wspomina osobę Aleksandra, powiem, że przesłuchałem w życiu wiele świetnych albumów z muzyką filmową, ale tylko jednego kolosa. Tym gigantem jest właśnie "Alexander" Vangelisa. Prawdziwe arcydzieło.
eee?
I nagroda za najbardziej wartościowy komentarz roku 2013 wędruje do… 🙂
Cały rok przed nami, a ty już przyznajesz nagrodę? Ciota.
Myślę, że Kopra nic już nie przebije, choć Ty masz największe szanse 🙂
Ciota? A może ciebie nazwać sierotką? takiś madry bo anonimy jesteś. Komentarze mają dotyczyć ost, a nie komentarzu komentarzy 😀
A sama płyta jest bardzo dobra, choć lepszy od najlepszego jest raczej Chant 🙂
Autor recenzji?
Dość infantylna recenzja, w dodatku całkowicie niemerytoryczna. Szczególnie drugi akapit mnie rozbawił – coś podobnego. 🙂
Na świecie jest pełno różnych dziwnych ludzi, takich których nie znamy. Dlaczego ich zdanie ma kogoś obchodzić? Może są chorzy psychicznie, może mają kłopoty z używkami, może właśnie mają słaby dzień, bo potrącił ich tramwaj. Co nas to obchodzi? Nic. Pochwal się swoimi tekstami, a może one są równie ,,ambitne” jak twoje komentarze, które nic nie wnoszą 🙂
Świetna muzyka i bardzo dobrze działą w filmie.