Miasteczko Twin Peaks
Jak grom z jasnego nieba zaskoczyła ostatnio wszystkich wiadomość, że powstanie trzecia seria kultowego serialu Davida Lyncha i Marka Frosta. Wszystko zaczęło się w 1990 roku, gdzie po raz pierwszy pokazano wyłowione z jeziora zwłoki młodej licealistki. Na imię miała Laura Palmer, a lokalna policja pod wodzą szeryfa Harry’ego Trumana zaczęła prowadzić dochodzenie. Kiedy na granicy stanu znalezione zostają zwłoki dziewczyny imieniem Ronette Pulaski, sprawę przejmuje FBI, a dokładniej agent Dale Cooper. Dalej wydarzenia toczą się błyskawicznie, ukazując inne oblicze tytułowego miasteczka…
Kwestią czasu wydaje się ponowne zatrudnienie na stanowisko kompozytora Angelo Badalamanetiego, jednak zamiast dywagacji skupmy się na jego dokonaniach. Tutaj postawił na bardzo mały zespół, co tworzy bardzo tajemniczą oraz klimatyczną muzykę, ocierającą się głównie o jazz. Sam początek to nieśmiertelny temat przewodni, którego nie idzie pomylić z niczym innym. Specyficzna gra gitary, delikatne uderzenia perkusji i lekkie klawisze, które potrafią oczarować. Z czasem klawisze stają się mroczniejsze, a gitara bardziej żywa, by potem wszystko wypłynęło na podniosłym brzmieniu syntezatora.
Drugim najbardziej rozpoznawalnym utworem jest temat Laury, w którym – na zasadzie sinusoidy – liryczny i delikatny fortepian przebija się przez zimny i pełen niepokoju syntezator. Ta zagrywka ma symbolizować dwie twarze Laury – tą znaną wszystkim oraz tą skrytą, prawdziwą.
Kolejne ważniejsze melodie związane są zarówno ze śledztwem, jak i osobami w nie zamieszanymi. Konstrukcja jest podobna, a jej charakterystycznymi elementami są: jazzowa perkusja, pstrykanie palcami oraz różne hipnotyzujące dźwięki – saksofon i trąbki plus dęte drewniane w „Audrey’s Dance”; cymbałki w „Freshly Squeezed”; rytmiczny bas w dynamicznym „Bookhouse Boys”… To wszystko buduje (L)aurę powoli odkrywanej tajemnicy, z którą trzeba obchodzić się jak z jajkiem, czasami skręcając w stronę dziwaczności („Dance of the Dream Man”).
Kluczowe są też dwa utwory, które spinają całość. „Night Life In Twin Peaks” pokazuje mroczne oblicze miejsca akcji, potęgowane przez enigmatyczną elektronikę, dźwięk przypominający skowyt oraz improwizację saksofonu z fletem. Drugi to temat miłosny, bazujący na motywie Laury, lecz osadzony na subtelnym basie, saksofonie i flecie – jeden z najpiękniejszych tematów miłosnych w historii.
I w końcu rzecz wcale nie mniej istotna od całości – trzy piosenki w wyk. Julee Cruise. Serial uczynił ją rozpoznawalną, choć wielkiej kariery nie zrobiła. Wszystkie jej utwory są wielce nastrojowe, romantyczne i trochę niedzisiejsze, pachnące nieco latami 60. „Nightingale” na delikatną gitarę elektryczną i saksofonem, nominowane do Emmy „Into the Night” z ponurą elektroniką i gwałtownym finałem czy bazujące na temacie z czołówki, piękne „Falling”.
„Twin Peaks” jest bez wątpienia najpopularniejszą pracą Badalamentiego. Mimo ponad dwudziestu lat na karku, to również jedna z najbardziej ikonicznych ilustracji w historii telewizji. Mam tylko nadzieję, że kompozytor wkrótce powróci do miasteczka, w którym dają cholernie dobra kawę.
0 komentarzy