John Williams orientu – tak zwykli nazywać Joe Hisaishiego zachodni krytycy muzyki filmowej. Określenie to jest związane głównie ze sławą Japończyka w Azji i jego pozycją na tamtejszym rynku filmowym. Podobnie jak Williams, Hisaishi jest na szczycie listy najbardziej pożądanych kompozytorów, zdobywa naręcza nagród, sporo koncertuje i może pochwalić się stałą współpracą z najsłynniejszymi reżyserami – Hayao Miyazakim i Takeshim Kitano. To co jeszcze łączy obu kompozytorów, to zamiłowanie do muzyki symfonicznej i łatwość w tworzeniu pamiętnych tematów. Obie te cechy stały się dość ekskluzywnym towarem na rynku współczesnej muzyki filmowej, stąd nie dziwi rosnące zainteresowanie twórczością Japończyka – zwłaszcza wśród amerykańskich słuchaczy. Jednym ze źródeł zachwytu okazało się zeszłoroczne dzieło Hisaishiego – "I want to be a shellfish".
Jest to kolejny, w ciągu ostatnich paru lat (po "
Yamato" i "Welcome to Dongmakgol"), dramat wojenny Hisaishiego. To jednocześnie jedna z dojrzalszych prac Japończyka, pokazująca jego biegłość w posługiwaniu się orkiestrą symfoniczną. "I want to be a shellfish" posiada mnóstwo wyznaczników dotychczasowego stylu tego kompozytora a jednocześnie zaskakuje kilkoma wybiegami w nowe rejony muzycznych inspiracji. Po raz kolejny Hisaishi zbliża się stylistycznie do swojego Hollywoodzkiego odpowiednika – Johna Williamsa – ale jednocześnie pokazuje, że nie jest mu obcy minimalizm Philipa Glassa czy delikatność Alexandre'a Desplat.
Tradycyjnie jądrem kolejnej ścieżki dźwiękowej Hisaishiego jest chwytliwy temat przewodni. W tym przypadku jest on czymś pomiędzy "
Hana-bi", "
Listą Schindlera" a "
Kobietą w błękitnej wodzie" Jamesa Newtona Howarda (vide "Prologue"). Podobieństwo do dzieła Williamsa jest wyraźniejsze, kiedy główną melodię przejmują skrzypce. Tematyka filmu, również dotycząca II Wojny Światowej, każe przypuszczać, że podobieństwo to jest wynikiem chęci osiągnięcia określonego klimatu – pełnego dramatyzmu, żalu i nostalgii. I to właśnie dramatyczna wymowa tego tematu bardziej niż sama melodia przypomina o "Liście Schindlera". John Williams nasuwa się także w przy okazji "B29" – bardzo nietypowego, jak na Hisaishiego, fragmentu muzyki, ilustrującego bombardowanie japońskiego miasta. Przez myśli przechodzi od razu "
Monachium" i jego duszna, pełna rozpaczy atmosfera. Jedna z bardziej pamiętnych kompozycji na tym krążku.
Ze względu na tematykę filmu muzyka do "I want to be a shellfish" musiała dość restrykcyjnie dawkować emocje. I tutaj właśnie ujawnia się doświadczenie Hisaishiego w dziedzinie orkiestracji. Japończyk zgrabnie przerzuca akcenty pomiędzy kolejnymi instrumentami i sekcjami, kreując duszną i pełną napięcia atmosferę, precyzyjnie dawkując nastroje a jednocześnie nie rezygnując z symfonicznego brzmienia – niewielu współczesnych kompozytorów to potrafi. Jednym z nich jest niewątpliwie Philip Glass (vide "
Notatki o skandalu"), do którego języka Hisaishi sięga w utworach "13 ~Ookitayama Jiken~" i "13 ~Budoshu~". Oczywiście minimalizm nie jest nowością w wykonaniu Japończyka, a można wręcz powiedzieć, że definiuje on jego korzenie identycznie jak w przypadku Glassa. W końcu najwcześniejsze prace Hisaishiego to niemal wyłącznie kompozycje minimalistyczne oparte na elektronice. Punktem szczytowym w rozwoju tego kierunku jego twórczości okazał się rewelacyjny temat przewodni do "Sonatine" Takeshiego Kitano… "I want to be a shellfish" pokazuje jednak, że Hisaishi nie powiedział jeszcze wszystkiego, jeśli chodzi o swoją definicję minimalizmu.
"I want to be a shellfish" to jednak przede wszystkim pełnokrwisty Joe Hisaishi. Jego styl jest wyraźnie zauważalny i wybija się ponad te wszystkie inspiracje oraz podobieństwa. Szczególnie charakterystyczna jest jego muzyka akcji: atonalna, chaotyczna i rytmiczna – ulegająca ewolucji nieco wolniej niż pozostałe elementy warsztatu Japończyka. I to właśnie w tym miejscu można znaleźć najwięcej powiązań z jego wcześniejszymi pracami: "
Welcome to Dongmakgol", "Yamato", "
Księżniczka Mononoke"… Poza tym nie mogło zabraknąć kilku walców – w połączeniu z wymową filmu nabierających nieco groteskowego i sentymentalnego znaczenia. Obraz heroizuje japońskich więźniów w amerykańskich więzieniach, podkreślając dyscyplinę, opanowanie, przyjaźnie i niesprawiedliwość ich losu. Hisaishi pięknie potęguje ten motyw, wykorzystując (podobnie jak w "Yamato") samotne brzmienie trąbki w stylu Jerry'ego Goldsmitha…
Takich drobnych zabiegów instrumentalnych, uatrakcyjniających dzieło Hisaishiego, jest na tej ścieżce dźwiękowej mnóstwo. Wszystkie te elementy, czasem bardzo różniące się od siebie, tworzą fascynującą układankę, jaką jest muzyka do "I want to be a shellfish" – zdecydowanie najlepsza, w pełni symfoniczna i pozbawiona grama elektroniki, ścieżka dźwiękowa roku 2008.
Wspaniała muzyka. Jedna z najbardziej ekspresyjnych partytur Hisaishiego.