Trine
Kompozytor: Ari Pulkkinen
Rok produkcji: 2009
Wytwórnia: Frozenbite / AriTunes
Czas trwania: 69:44 min.

Ocena redakcji:

 

„Trine” to jedna z ciekawszych gier zręcznościowych, w jakie było mi dane zagrać. W skrócie chodzi o to, żeby powstrzymać zło w królestwie po śmierci monarchy. Do realizacji zadania wbrew swojej woli (a dokładniej za pomocą magicznego artefaktu zwanego Trójnią) zostają wybrani: czarodziej Amadeusz, rycerz Pontiusz i złodziejka Zoya. Mechaniką przypominała ona stare „The Lost Vikings”, jednak tutaj postacie się zmienia w zależności od sytuacji, a osadzenie w realiach średniowiecznych buduje klimat nie pozbawiony mroku oraz bajkowości. Klimat ten – poza grafiką – budowany jest także przez muzykę.

 

Zadania napisania ilustracji podjął się niejaki Ari Pulkkinen z mroźnej Finlandii. Sławę i rozgłos zyskał dzięki tematowi do gry „Angry Birds”. Ale tutaj miał większa robotę i zatrudnił zawodowych muzyków grających na takich instrumentach, jak wiolonczela, obój czy klawesyn. I czuć naprawdę baśniowy klimat, to muzyka jest tutaj tak naprawdę tłem do poszczególnych lokacji, oddaje ich poszczególny charakter.

 

Choć początek jest dość spokojny, to potrafi on urzec pięknymi dźwiękami – jak w „Academy Hallways”, gdzie klawesyn z plumkającymi skrzypcami i cymbałkami tworzą prawdziwą magię. Ale gdy trzeba, nie brakuje też podniosłych dźwięków („Wolvercote Catacombs” z chórem, delikatnymi cymbałami oraz solówką skrzypiec czy klawesynowe „Dragon Graveyard” pełne kotłów), odrobiny melancholii (piękne fortepianowe, przestrzenne „Crystal Caverns”), delikatności i humoru (szybki klawesyn w lekko walcowym „Throne of the Lost King”), a także znacznie mroczniejszego tonu (bębny w „Crypt of the Damned” czy „Forsaken Dungeons”). Jednak największe emocje i odrobinkę action score’u pod tym względem serwuje nam finał, czyli „Iron Forge” i krótkie, ale dynamiczne „Tower of Sarek”.

 

Co mnie uderzyło tutaj, to brak elektroniki, która jest praktycznie wszechobecna w dzisiejszych czasach. W dodatku całość jest bardzo przystępnie wydana i zawiera wszystkie melodie z gry. Owszem, zdarzają się słabsze momenty (otwierające album „Astral Academy” lub bardziej underscore’owy „Heartland Mines”), lecz nie ma ich zbyt wiele i nie psują frajdy z odsłuchu. W zasadzie trudno również stwierdzić jakikolwiek motyw przewodni, ale też nie stanowi to poważnej wady. W dodatku temat z menu gry został umieszczony na samym końcu, co może wydawać się dość dziwnym posunięciem (pojawia się on jeszcze w wersji alternatywnej oraz wersji z trailera).

 

Choć czas trwania całości może przerazić, to muzyka z „Trine” przypomina partytury z najlepszych produkcji fantasy. Zrobiona została z sercem, finezją oraz tą odrobiną magii, która w tego typu produkcjach jest wskazana. I kiedy wydawało się, że Pulkkinen nie przeskoczy tej poprzeczki, to wyszło „Trine 2” (patrz niżej). A ode mnie część pierwsza dostaje mocną czwóreczkę.

 

trine_heroes-8320665-1590001480

 

Pierwsze „Trine” odniosło wielki sukces, więc postanowiono przywołać złodziejkę, rycerza oraz czarodzieja, by znów ratowali królestwo. Tym razem jednak nasi herosi zostają wplątani w spór dwóch sióstr… Gra posiada ładniejszą i bardziej trójwymiarową grafikę, ale wszystko inne zostało po staremu. Nadal walczymy, rozwiązując przy okazji logiczne zagadki. I tak, jak w poprzedniej części, klimat jest też budowany przez muzykę, która pachnie średniowieczem.

 

I znów za muzykę odpowiada Ari Pulkkinen, który sprostał swojemu zadaniu tworząc magiczną i baśniową aurę, acz tym razem z nieco mroczniejszym klimatem. Zmianę tą słychać już w „Main Theme” – bardziej epickim, przebojowym walcem z fantastyczną solówka skrzypiec w środku. I po raz pierwszy muzyka nie tylko portretuje przestrzeń, w której toczy się akcja wydarzeń, lecz każdy temat dostaje każdy z bohaterów. Amadeusz jako czarodziej ma bardziej stonowany, choć pełen cymbałków oraz różnych dzwoneczków. Pontiusz jest mężny i waleczny, więc otrzymał dwuczęściowy „The Mighty Warrior Pontius” z podniosłymi trąbami i perkusją. Zaś Zoya posługuje się głównie sprytem, co dobrze oddaje „Thieves Guild” na fagoty, spokojne smyczki i żeńską wokalizę.

 

Drugą poważną zmianą są dwa tematy goblinów, z którymi musimy walczyć, a który pojawia się wraz ze stworami. Są to dość krótkie przykłady action score z dynamiczną perkusją i jej pochodnymi oraz wolnymi dętymi drewnianymi – choć ten drugi wydaje się znacznie intensywniejszy od pierwszego, to jednak oba są dość zbliżone do siebie nie tylko czasowo.

 

Reszta, jeśli chodzi o konstrukcję i instrumentarium, w zasadzie pozostała niezmieniona. Perkusja, flety, harfa, smyczki, cymbałki, które nadal tworzą bardzo niezwykłą atmosferę, jednocześnie budując napięcie. Wystarczy posłuchać chociażby uroczego „Waltz of the Temple Forest Elves”, gdzie czarujące cymbałki i wiolonczela wyznaczająca rytm, czy też powolnego „Mudwater Dale” z mocnymi uderzeniami perkusji oraz chórem.

 

 

Pojawia się tutaj także więcej muzyki stopniującej napięcie. Dominuje ona w środkowej części płyty, a perkusyjne uderzenia mogą przypominać dokonania Hansa Zimmera z lat 90. Słychać to mocno w „Mosslight March” – marszowy popis perkusji, skręcający w stronę tanga rozpisanego na smyczki i struny, czy „Petrified Tree” (flety, klawesyn). Innym takim przykładem jest dynamiczne „Snake, Oh It’s a Snake!” z celtyckimi dźwiękami dud i grzechotkami przypominającymi syk węża. Mimo perkusyjności a’la HZ., Pulkkinen jest na pewno lepszy aranżacyjnie i nie przynudza, choć jest parę mniej przyjemnych dźwięków (mroczne „Hushing Glove” z antypatycznymi klawiszami oraz perkusjonaliami kojarzącymi się z Jamesem Hornerem oraz utrzymane w podobnym tonie „Eldritch Passages”).

 

Finał jest natomiast znacznie spokojniejszy względem poprzedniej części, gdyż zaczyna się delikatnym i lirycznym „Icewarden Keep” z pięknym fortepianem i kobiecą wokalizą. Dopiero na sam koniec dostajemy potężny „The Giant Dragon”, portretujący konfrontację ze smokiem, z szybką grą smyczków oraz perkusji. A na wszelkie emocje wycisza temat główny w odmianie „Storybook Version”, brzmiącej, jak melodia z pozytywki.

 

Innymi słowy, druga część „Trójni” prezentuje się okazale i spełnia swoje warunki jako rozrywka dla umysłu. Także w warstwie muzycznej urzeka podobnie, jak poprzednia część – pełna jest rozmachu i średniowiecznego klimatu. I nawet jeśli pojawiają się elementy underscore’u, to w samej grze brzmi to fantastycznie, a wydanie i montaż albumu nie budzi żadnych zastrzeżeń. Całość tworzy natomiast naprawdę piękne, warte polecenia dźwięki. Tym samym część druga również dostaje mocne cztery.

Autor recenzji: Radosław Ostrowski
  • 1. Astral Academy
  • 2. Academy Hallways
  • 3. Wolvercote Catacombs
  • 4. Dragon Graveyard
  • 5. Crystal Caverns
  • 6. Crypt of the Damned
  • 7. Forsaken Dungeons
  • 8. Throne of the Lost King
  • 9. Fangle Forest
  • 10. Shadowthorn Thicket
  • 11. Ruins of the Perished
  • 12. Waltz of the Perished
  • 13. Heartland Mines
  • 14. Bramblestoke Village
  • 15. Iron Forge
  • 16. Tower of Sarek
  • 17. Trine Main Theme
  • 18. Trine Trailer Theme
4
Sending
Ocena czytelników:
0 (0 głosów)

2 komentarze

  1. Shakhalhakha

    Skoro już zabieracie się za gry, to pomyślcie o takich tytułach, jak „TES: Oblivion, Skyrim”, „Assassin’s Creed II”, „Mass Effect”.

    Odpowiedz
  2. Radosław Ostrowski

    Bardzo interesująca propozycja, którą na pewno rozważę. A może sam być napisał o muzyce z jednej ze wspomnianych gier?

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...