Phil Collins pierwszy raz został nominowany do Oscara w 1985 roku, za piosenkę „Against All Odds” do filmu pod tym samym tytułem. Przegrał jednak z innym legendarnym artystą – Stevie Wonderem i jego wielkim przebojem „I Just Called to Say I Love You”. Nie powiodło mu się również cztery lata później, gdy walczył o nagrodę hitem „Two Hearts”. Dopiero rok 2000 przyniósł mu zwycięstwo, dzięki piosence może mniej znanej niż poprzednie, ale równie udanej.
Chodzi o „You’ll Be in My Heart” – optymistyczną, romantyczną balladę, która uświetniła „Tarzana”, epigońską animację, tkwiącą jeszcze w świecie sprzed „Toy Story”. Collins został zaproszony do napisania wszystkich piosenek dla filmu, z czego wywiązał się znakomicie, opracowując szereg godnych zapamiętania przebojów.
„You’ll Be in My Heart”, z wpadającym w ucho refrenem i przyjemną, popową dynamiką, cieszy się dziś może największą popularnością, lecz palma pierwszeństwa przypadła tej piosence chyba trochę przypadkowo. Temat główny stanowi nieustępujące jej pod żadnym względem „Two Worlds”. Na płycie ze ścieżką dźwiękową pojawia się kilka razy wzmocnione szykownym brzmieniem orkiestry i etniczną perkusją. Ma może mniej przejrzystą strukturę, z kilkoma zaskakującymi zmianami tempa i nie tak wyrazisty refren, lecz, może właśnie dlatego, mocno zapada w pamięć.
Prawdziwych perełek należy jednak szukać gdzie indziej. Trudno nie dać się ponieść emocjom „Strangers Like Me” – w tej piosence chyba najlepiej słychać wokalną charyzmę Collinsa. Trudno przy tym nie odnieść wrażenia, iż wszystkie przeboje zostały skomponowane trochę na jedno popowo-rock’n’rollowe kopyto, właściwie w oderwaniu od inspiracji, jakie mógł przynieść film, czy to w sferze melodii, czy aranżacji. Dlatego tak wspaniałą odmianę stanowi jazzowe „Trashin’ the Camp”, w którym artysta śpiewa scatem. Na płycie znajdują się dwie wersje tego utworu – wykorzystana w filmie, którą wraz z Collinsem wykonuje Rosie O’Donnell oraz nagrana z zespołem ‘N Sync. Znacząco lepiej wypada pierwsza z nich, ze względu na ciekawsze współbrzmienie głosów i barwniejszy akompaniament. W tej interpretacji więcej jest też po prostu radosnego luzu, a przynajmniej brzmi on autentyczniej.
Każda piosenka, której wykorzystanie w filmie nie jest pełne lub zbyt silnie wchodzi ona w warstwę czysto ilustracyjną, zostaje zaprezentowana jeszcze raz jako samodzielny singiel. Można to uznać za rodzaj zapychacza czasu, ale na szczęście są one na tyle udane i przyjemne, iż po przesłuchaniu krążka trudno odczuwać przesyt. Poza tym paręnaście ostatnich minut zajmuje już czysta ścieżka dźwiękowa Marka Manciny, która wprowadza lekką zmianę nastroju. Jest to praca elegancka, fachowo, chociaż bez specjalnej iskry zrobiona. Rozpisana na klasyczną orkiestrę, ma głębokie, tradycyjne brzmienie. Zbyt mocno jednak związana jest z obrazem, składa się z udanych drobinek, przebłysków emocji, w które trudno wejść, ostatecznie więc uciekają z pamięci.
„Tarzan” jest w dużej mierze sukcesem samego Phila Collinsa, Mancina wypełnił swoje zadanie rzetelnie, lecz pozostał w cieniu legendarnego wokalisty. Co prawda trudno nazwać obecne na płycie piosenki szczególnie pomysłowymi, gdyż bazują na dawno wypracowanych rozwiązaniach, a muzyczne nawiązania do miejsca akcji są obecne jedynie symbolicznie w warstwie perkusyjnej. Słuchanie ich potrafi jednak sprawić masę przyjemności – mają w sobie humor, pogodę i optymizm. W sam raz na wakacje.
Czy będzie więcej recenzji disneyowskich ścieżek?
W przyszłości na pewno, ale nic nie chcemy obiecywać.
A co do ścieżki – piosenki Collinsa są fajne, ale trochę na jedno kopyto. Moim zdaniem pozycja raczej dla fanów filmu – solidne 3 z małym plusikiem może.