Ruch feministyczny nie jest wynalazkiem ostatnich lat czy dekad, albowiem narodził się on już w wieku XIX, kiedy kobiety nie miały prawa do głosowania, równych zarobków i innych przywilejów obywatelskich. O tym mrocznym okresie w historii ludzkości postanowiła opowiedzieć Sarah Gavron w filmie „Sufrażystka”. Problem z tym tytułem jest taki, że przedstawia ten ruch w sposób ogólnikowy, skrótowo i bez mocno wyrazistych bohaterek. Tytuł ten można potraktować jako wstęp do dalszych poszukiwań dla osób zainteresowanych tym tematem. Poza solidną realizacją należy przy tym wyróżnić dobrze wypadającą na ekranie muzykę.
Nie dziwi to specjalnie, gdyż jej autorem jest rozchwytywany Francuz Alexandre Desplat. Kompozytor z jednej strony musiał stworzyć silny emocjonalnie score, a z drugiej podkreślić podniosły charakter scen związanych z demonstracjami, walkami i nawet wybuchami. Już otwierające całość „Suffragette” spełnia to zadanie, dając bardzo patetyczny temat, pojawiający się w przekroju całości parokrotnie – rytmiczny i pulsujący bas, mocne smyczki i elegijna trąbka oddają klimat całego, prawie 50-minutowego albumu.
Drugi temat, z typowym dla Desplata wykorzystaniem harfy, związany jest z graną przez Carey Mulligan Maud Watts. Harfa wraz z delikatnym fortepianem przedstawiają jej oddanie rodzinie, ciepło oraz skrywaną siłę. Czuć to zarówno w lekko militarnym „An Army” (werble na początku), melancholijnym „Prison” czy mrocznym, mocno ilustracyjnym „Beaten” – niemal wyjętym z twórczości Howarda Shore’a. Z kolei pojawiająca się w ostatniej minucie pulsująca elektronika nasuwa skojarzenia z Jamesem Hornerem z czasów „48 godzin”. Francuz będzie często korzystał z tych melodii, tworząc z nich szkielet kompozycji.
Chociaż ruch sufrażystek bywał prześladowany, to sam również nie wahał się używać siłowych rozwiązań. Dlatego sporą część tego dzieła wypełnia underscore, który dla Desplata nie jest niczym nowym. Miesza w nim zarówno narastające oczekiwanie, opisywane wolnymi dźwiękami fortepianu i skrzypiec, by po chwili użyć tych samych instrumentów do gwałtownego przypuszczenia ataku. Oczywistym jest, że tego typu fragmenty są czystą tapetą („Demonstration”, „Abuse” z plumkającą harfą), ale maestro nawet w tej materii potrafi zaskoczyć. Pachnące „Autorem widmo” „Epsom Derby” z osobliwymi dźwiękami tykania i dynamicznymi zrywami, patetyczne „Vote for Women” czy zimmerowskie „Force-Fed” z efektem bijącego serca w tle to najlepsze kompozycje na tym polu.
Na sam koniec Desplat wplata mroczniejszą lirykę. Z jednej strony podkreśla ona relację Maud z synem, który zostaje jej brutalnie odebrany (co słychać na przykład w „Child Taken”), a z drugiej powiązuje ją jednak z samą Maud oraz jej zaangażowaniem w ruch feministyczny (finałowe „Legacy”, czy elegijne i ulotne „Dreaming of Equity”). Pewnym jasnym światłem w tym smutnym dziele jest rozpisane na fortepian i smyczki „Hope”.
„Sufrażystka” to raczej standardowy przykład twórczości Francuza, stworzony w typowej dla niego eleganckiej formie i oparty o tradycyjne instrumentarium. Styl kompozytora jest aż nadto rozpoznawalny, chociaż pewnym ubarwieniem jest zjadliwy underscore, który w tym wydaniu jest swoistym novum w dorobku twórcy. Generalnie to kolejne solidne dzieło made by Desplat, nie walczące o większe prawa. Trójeczka z plusem.
0 komentarzy