Żaden album w historii rapu nie miał takiego wpływu na ten gatunek muzyczny jak „Straight Outta Compton” składu N.W.A., który stworzył fundament pod gangsta rap. Ice Cube, Easy-E, Dr. Dre, DJ Yella i MC Ren stali się prawdziwymi gwiazdami oraz wrogami publicznymi numer jeden. O drodze tego składu na szczyt, postanowił opowiedzieć F. Gary Grey w filmie o tym samym tytule. Dawno nie było tak udanej filmowej biografii, co jest zasługą nie tylko świetnego aktorstwa młodych, nieopatrzonych twarzy, ale też bardzo klimatycznej muzyki.
Została ona wydana na składance, która pokazuje całe brzmienie przełomu lat 80. i 90., w których gangsta rap się narodził. Musiało pojawić się tu bardzo ostre „Straight Outta Compton” oraz „Fuck The Police”, które stanowią zapis życia na czarnych przedmieściach Los Angeles, gdzie rządziła dilerka, gangsterzy oraz brutalna (nawet za bardzo) policja. Z dzisiejszej pespektywy bity i podkłady mogą wydawać się archaiczne (dużo skreczy, czerpanie z funkowych utworów lat 70., minimalistyczna perkusja, wplecione dźwięki syren policyjnych), ale tak właśnie wtedy grano i tworzono. Czuć w tym wściekłość oraz gniew środowiska zamkniętego w getcie.
Do tego jest jeszcze sporo dźwięków, które mogły być inspiracją dla raperów ("bujające" „Everybody Loves The Sunshine”, niemal taneczne „Flash Light” czy skoczne „Weak At The Knees”). Całość utrzymana jest w atmosferze niby imprezowej (szybkie bity z wplecionymi gitarami, smyczkami, dęciakami), ale gdy wsłuchujemy się w nawijkę składu, robi się niewesoło. Jednocześnie wszystko to bardzo łatwo wchodzi do głowy.
Trudno odmówić całości spójnego klimatu, gdyż mamy sporo czarnego brzmienia, niepozbawionego surowości, melodyjności oraz świetnych tekstów Easy’ego i Cube’a, którzy trafnie komentują zastaną rzeczywistość. Cube ma w swoim głosie ostry pazur, a Easy bardziej przypomina nakręconego młodziaka z ADHD. Do tego dochodzi też prawdziwy popis muzyczny Dr. Dre, który miesza chwytliwą melodyjność z brudnym stylem.
Ci, co kochają rap znają te utwory na pamięć. Osoby chcące poznać ten gatunek muzyczny, powinni od tej składanki zacząć, bo znajdą na niej inspiracje oraz największe dokonania składu N.W.A. (wspólne, jak i solowe). A następnie obejrzeć film, czego nie trzeba w sumie pisać. Cztery i pół nutki ode mnie.
Razem z kompilacją zawierającą dokonania członków tego składu został też wydany score z filmu. Zadania jego napisania podjął się Joseph Trapanese i nie zdziwię się, jeśli nikomu to nazwisko nic nie powie. Nie jest to jednak autor anonimowy, gdyż pracował m.in. przy „The Raid”, „Niepamięci” czy „Niezgodnej”. I chociaż jego muzyka instrumentalna gaśnie przy piosenkach, to potrafi zaznaczyć swoją obecność, mimo elektronicznego brzmienia oraz bardzo krótkiego czasu trwania.
Ilustracja jest bardzo szorstka i chropowata, niemal nieprzyjemna, co czuć w otwierającym całość „Police Bust” z łamanymi perkusjami oraz wplecionymi dźwiękami smyczków. Niemniej parę razy maestro potrafi stworzyć trzymające za gardło kawałki. Trudno jednak mówić o jakiejkolwiek bazie tematycznej, gdyż nie byłem w stanie wyłuskać choćby jednego pełnoprawnego motywu (a przydałby się taki).
W porównaniu z piosenkami score prezentuje się dość blado. Ale jednego nie jestem mu w stanie odmówić – klimatu. Nie ważne, czy jest to niemal melancholijne „Dre and Tyree” (finał brzmi jak policyjna syrena), dźwiękowa plama zapowiadająca coś przykrego (świdrujące „Harassed”, gwałtowne i pulsujące „Detroit”) czy klasyczne w wymowie, bardzo proste środki wyrazu w smutnym „News from Home”. Całościowo jest to jednak niemal senna praca, która potrafi zaciekawić tylko w dynamiczniejszych fragmentach.
Wyjątkiem od tej reguły jest finałowe „Tribute for Eazy” (na fortepianie gra Mike Lang), nabierające wręcz elegijnego charakteru i utrzymane w podobnym klimacie wyciszone „Legacy” z chwytającymi za serce smyczkami. Proste nuty, ale bardzo skuteczne. I to wiele mówi o mocno anonimowej oprawie pana Trapanese. Poza ekranem może ona nawet sprawić frajdę jako tło dla drobnych prac domowych. Lecz pamięć o nią się kompletnie nie upomni.
0 komentarzy