O muzyce do „Ceny strachu” powiedziano i napisano już chyba wszystko przez lata, jakie minęły od jej premiery – swego czasu sam zresztą spłodziłem recenzję soundtracku Tangerine Dream. W tym roku, przy okazji wydania filmu na blu-ray, zespół postanowił odświeżyć i bardziej wyeksponować swą pracę, a następnie zagrać ją na koncercie w Kopenhadze. Wcześniej jednak zarejestrowali pełne wykonanie tej ścieżki dźwiękowej na żywo, we Wiedniu. Sygnowane marką Eastgate dwupłytowe wydanie tego nagrania wypuszczono następnie pod nazwą „Sorcerer 2014”. I to właśnie ono jest przedmiotem niniejszej recenzji.
Ponieważ oryginalne taśmy z muzyką zostały mocno pocięte na rzecz filmu, jak i płyty od MCA, toteż różnica między oboma albumami jest znaczna, ale na szczęście nie wywraca jej odbioru do góry nogami. To dokładnie ta sama muzyka, tylko w dłuższej, pełniejszej formie. Najbardziej zyskał tu oczywiście dźwięk, który w porównaniu z wydaniem podstawowym po prostu miażdży. Same utwory są natomiast bardziej rozbudowane od tych, które znajdziemy na krążku z 1977 r. Czy to dobrze czy źle – na to już każdy sam sobie powinien odpowiedzieć, ale fakt faktem, iż teraz tematy nie kończą się nagle, lecz spokojnie potrafią się rozwinąć i wybrzmieć. Oczywiście część z nich, głównie tych mniej przyjemnych w odsłuchu („Abyss”) tylko na tym traci. Większość jednak zyskuje na tej swoistej reinterpretacji materiału (świetne są na przykład gitarowe solówki w „Creation”).
Co ciekawe, na nowej wersji zabrakło dwóch fragmentów – „Main Title” i „Rain Forest”. Osobiście nie czułem do nich wielkiej sympatii, więc dla mnie to żadna strata, a nawet ich brak uważam za plus. Fani z pewnością powinni mieć to jednak na uwadze i nie pozbywać się przedwcześnie starego albumu. W ogóle z tego, co już można w sieci znaleźć na temat tej pozycji, jasno wynika, że ci najwięksi miłośnicy „Ceny strachu” patrzą na wznowienie raczej pogardliwie. Część z ich argumentów trudno jest mi zresztą podważyć, ale też i nie zamierzam tu z nimi polemizować, bowiem zawartością opisywanego krążka jestem ukontentowany – muzyka brzmi tu potężniej, barwniej i po prostu lepiej.
Gorzej ma się sprawa z drugą płytką, na której znajdziemy utwory ostatecznie w filmie Friedkina nie użyte, ale ponoć mocno nim inspirowane. Tak przynajmniej głosi oficjalny opis tej pozycji oraz sam reżyser, który był obecny z Kopenhadze i wygłosił kilka chwalebnych słów pod adresem zarówno kapeli, jak i jej nowego spojrzenia na soundtrack. Być może coś jest więc na rzeczy, chociaż nie specjalnie słyszę tu tą inspirację. CD 2 jest znacznie bardziej optymistyczna w podejściu do tematu i stanowi zbiór solidnej, lecz niespecjalnie zapadającej w pamięć i niestety zlewającej się miejscami w jedno, transowej muzyki elektronicznej. Muzyki solidnej, z tzw. momentami, jednak w ogólnym rozrachunku nie wychodzącej specjalnie poza inne dokonania Tangerine Dream, z rzeczonym „Sorcerer” na czele.
Niemniej, mimo okazjonalnie atakującej nudy i przesadzonej zawartości, całość uważam za godną uwagi pozycję. Zdecydowanie warto posłuchać raz jeszcze (albo po raz pierwszy) tego kultowego soundtracku w odświeżonej, kompletnej wersji. A i drugi krążek z pewnością dostarczy kilku pozytywnych wrażeń – acz raczej tych z kategorii mistycznego kontemplowania z klimatem, niźli faktycznie atrakcyjnej kompozycji o czysto filmowym rodowodzie.
0 komentarzy