Steven Spielberg miał już, co prawda na koncie niezwykle sugestywny dramat wojenny, "Imperium słońca", ale gdy pojawiły się informacje o tym, że podejmie się zrealizowania filmu o Oskarze Schindlerze, fani nie kryli zdumienia. Reżyser wszak znany i szanowany jest przede wszystkim za kino rozrywkowe – przygodowe, familijne science-fiction, a tu nagle podpisze się pod kolejnym, lecz jeszcze okrutniejszym, obrazem wojny. Oskar Schindler był urodzonym w Czechach, niemieckim przedsiębiorcą, który po wybuchu wojny przeprowadził się do okupowanego Krakowa. Otworzył tam fabrykę, w której zatrudniał Żydów z pobliskiego getta. Dzięki taniej sile roboczej i swoim kontaktom z niemieckimi oficerami i politykami, zbił fortunę. Gdy w 1943 roku, hitlerowcy zaczęli wprowadzać plan tak zwanego "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" – likwidacja gett i wysłanie wszystkich ich mieszkańców do obozów pracy, lub śmierci – Oskar postanowił uratować swoich pracowników. Wykupił, więc prawie 1300 osób pod pretekstem, że są mu "niezbędni w fabryce, bo znają się na rzeczy, a on nie miałby gdzie szukać zastępstwa". I udało mu się, ocalił wiele istnień, a jego pamięć postanowił uczcić sam Spielberg. Muzykę do filmu, co nie dziwi, skomponował John Williams. Panowie są ze sobą kojarzeni od lat: cóż, faktem jest, że Steven nie ma w zwyczaju korzystać z usług innego kompozytora, co z reguły owocuje przynajmniej nominacjami do Oscara dla Williamsa. Nie inaczej było i z partyturą do "Listy Schindlera", która na nominacji jednak nie poprzestała. Oprócz statuetki od Akademii, twórca zdobył szereg innych nagród. Najważniejszy jest jednak status tej muzyki, uważanej do dziś za szczytowe osiągnięcie Williamsa – i prawdopodobnie jedno z najwybitniejszych wszechczasów.
Niezwykłość tej partytury w dużej mierze opiera się na odcięciu od typowych dla tego kompozytora nieco awanturniczych tematów znanych chociażby z serii o Indianie Jonesie, czy Gwiezdnych wojen. Williams doskonale wiedział, że skoro reżyser odchodzi od swojego przygodowego wizerunku, tak i on musi napisać muzykę bardziej liryczną, poważną. I jak przystało na mistrza, nie stanowiło to dla niego większego problemu. Najważniejszym elementem soundtracku są niewątpliwie partie na instrumenty smyczkowe z wyraźnym zaznaczeniem solówek Itzhaka Perlmana, jednego z najlepszych skrzypków na świecie. Muzyka jest bardzo spokojna, nastawiona na wywoływanie w najprostszy sposób szczerych emocji, zmuszając słuchacza, podobnie jak film widza, do refleksji nad tragizmem i bezsensownością tamtych wydarzeń. Nie ma tu mowy o wzniosłości, czy wesołych melodyjkach. Score Williamsa jest z gruntu ponury, miejscami wręcz straszy przepełniającym go smutkiem i rozpaczą. Skrzypce wysuwające się na pierwszy plan, przy akompaniamencie sekcji smyczkowych, zawodzą – płaczą nad jednym z najstraszniejszych okresów w historii ludzkości. Drugim, także ważnym elementem, są żydowskie melodie, które pojawiają się już w drugim utworze ("Jewish Town (Krakow Ghetto – Winter '41)"), w pełni są wykorzystywane w "Schindler's Workforce" ilustrującym życie codzienne w getcie i pracę w fabryce Oskara. Nie są to jednak typowe, skoczne tematy, które wygrywane są na żydowskich weselach. Kompozytor spowolnił je, uczynił ponurymi, nieco melancholijnymi walcami. W dalszej części płyty, pojawiają się jeszcze w tle chóry na kształt pieśni ludowych, oczywiście w języku jidysz ("Immolation (With Our Lives, We Give Life)", "Oyf'n Pripetshok", oraz "Yeroushalaim Chel Zahav").
Najbardziej w pamięć zapada jednak temat główny, który osobiście uznaję za jeden z najlepszych w twórczości Williamsa. Otwiera on płytę i zamyka w innej aranżacji. Pierwszy zapowiada niejako ścieżkę, więc przewodzą w nim smyczki, z kolei drugi rozpisany jest na fortepian. To jest jeden z tych utworów, o których można powiedzieć, że z powodzeniem zastępują słowa. Kompozytor przemawia do słuchacza tymi skrzypkami, które jakby rozpaczały nad okrucieństwem wojny. Zarazem piękny i okrutny temat jest chyba najdojrzalszym dziełem Williamsa. Powtarzany jest na płycie jeszcze kilkukrotnie, między innymi w przejmującym "I Could Have Done More", oraz gitarowej aranżacji, "Making the List". Poza tematem głównym i żydowskimi, niewątpliwie wart uwagi jest jeszcze smutniejszy i bardziej emocjonalny, "Remembrances" – przez wielu uznawany za jeszcze lepszy od "Theme from Schindler's List". Ten utwór także występuje dwa razy na płycie, na miejscu drugim (w wersji na pełną orkiestrę) i trzynastym (na skrzypce Perlmana). "Remembrances" też najlepiej oddaje geniusz drzemiący w skrzypcach Itzhaka.
Na potrzeby filmu, Williams skomponował jeszcze jeden temat, którego pełne rozwinięcie znajduje się w niezwykle przepełnionym bólem "Immolation". Tutaj znowu smyczki oddają tragizm opisany w dziele Spielberga, ale dodatkowo akompaniuje im chór nawiązujący do "Requiem" Wolfganga Amadeusza Mozarta, który dodatkowo potęguje przeżycie, jakim jest słuchanie tego soundtracku. Pozostałe pozycje na płycie w większości powielają wyżej opisane tematy, ale za każdym razem dodając "coś od siebie". Chyba najodważniejszą interpretacją tych tematów jest "Auschwitz-Birkenau", który straszy swym mrokiem ilustrującym obóz koncentracyjny. To jest też jedyny utwór wykorzystujący elektronikę, basową, ponurą, podkreśloną zawodzącymi skrzypcami. Cała płyta utrzymana jest w jednym, stałym tonie. Nie atakuje oryginalnością, ani mnogością tematów. Jest wręcz prosta w swojej formie. Ale właśnie ta prostota najlepiej oddaje to, co przekazuje w swoim filmie Spielberg. Muzyka wprost uwodzi swoją liryczną urodą, intensywnie wydobywając z najtwardszego serca, najszczersze ludzkie emocje. John Williams, nigdy wcześniej tak nie poruszał, i nigdy później.
A w sprawie Yeroushalaim Chel Zahav. Wie ktoś, gdzie można nabyć filmową wersję tego utworu, bo różni się od tego na płycie. Jest wolniejsza, w tle gra jakis instrument, a na początku jest takie jakby gwizdanie. Byłbym bardzo wdzięczny!
„Theme from Schindler’s List” to chyba najpiękniejszy temat skomponowany przez Williamsa i jeden z najlepszych, jakie kiedykolwiek słyszałem. Jednak reszta soundtracku również stoi na bardzo wysokim poziomie, szczególnie „Immolation”, „Remembrances”, „I Could Have Done More” i „Give Me Your Names”. A piosenka „Yeroushalaim Chel Zahav” jakoś bardziej podoba mi się w wersji soundtrackowej niż tej z filmu.
genialne!