Sequel w polskim kinie to nowość, przynajmniej z perspektywy tzw. Zachodu. I tak samo jak tam, tak i tu udane kontynuacje można wymienić na palcach jednej ręki. Na pewno taką są „Psy 2” Władysława Pasikowskiego. Tym razem Franz zostaje zwerbowany przez handlarza bronią, Radosława Wolfa (Artur Żmijewski w kompletnie innym wizerunku, niż obecnie) do gangu zajmującego się przemytem. Świetne tempo, mroczny klimat, bardzo dobre aktorstwo – tutaj wszystko gra, łącznie z muzyką.
Za tą znów odpowiada Michał Lorenc, wspierany przez Moskiewską Orkiestrę Kameralną pod dyrekcją Konstantyna Krymca. Ponownie jest to ilustracja mroczna, niepokojąca oraz trzymająca w napięciu. Ale też zrealizowana z rzadko spotykanym dotychczas w naszym kraju rozmachem – ma to przecież miejsce jeszcze przed ukształtowaniem się charakterystycznego stylu kompozytora, znanego później chociażby z „Bandyty”, w którym wykorzystano liczne elementy etniczne.
Przez całą płytę przewija się potężna sekcja dęta (najmocniejsza atut), a ciężki klimat nie opuszcza nas do samego końca. Ociężałe dźwięki wiolonczel, niepokojące smyczki, marszowa perkusja i kotły, współgrające jeszcze z trąbkami oraz pojedynczymi nutami fortepianu. To wszystko dostajemy już na samym początku płyty. A żeby cios był jeszcze mocniejszy, to w środku otwierającego ją utworu pojawia się partia chóralna.
Te środki ekspresji są stałym elementem krajobrazu drugiej części „Psów”. Nie brakuje tutaj podniosłego patosu (heroiczne trąbki w podszytym nostalgią „Hejnale”), dynamicznej akcji (nerwowe „Pieniądze”, krótkie „Spotkanie” z nakładającymi się na siebie smyczkami, czy jazzowa „Strzelnica”) oraz mrocznego underscore'u (długaśna „Walka”, której flety nadają lekko westernowy posmak, czy „Tam w cementowni”, gdzie nerwowe skrzypce ładnie współgrają z nagłymi wejściami fortepianu).
Ubarwieniem tej nieszablonowej ścieżki są także, wnoszące odrobinę melancholii, solówki saksofonu Henryka Miśkiewicza oraz trąbki Antoniego Gralaka. Słychać je już w utworze „Wieczory”, gdzie leniwe tło (spokojna perkusja i kontrabas) staje się przestrzenią dla możliwości obydwu muzyków. Podobnie w łagodniejszym „Hawaje” (perkusyjny rytm oraz płynące smyczki), czy pod sam koniec płyty (od „Według mnie” do „Stół”), w której liryka wręcz dominuje. We fragmentach tych mamy rzadką możliwość złapania trochę oddechu.
Wydawca tym razem pozbawił nas bonusa w postaci dialogów filmowych. I bardzo dobrze, bo możemy bez przeszkód delektować się muzyką. Swoistym dodatkiem jest natomiast piosenka frontmana legendarnych zespołów Tilt i Brygada Kryzys, Tomka Lipińskiego – „Nie pytaj mnie”, która album zamyka. To czyste i łagodne gitarowe granie, z gorzkim tekstem oraz poruszającym głosem, idealnie dopełnia całą ścieżkę dźwiękową.
„Psy 2” to przełom w dorobku Michała Lorenca oraz dowód na to, że pod względem muzycznym Polska dogoniła Hollywood. To ilustracja niezwykle silna emocjonalnie, znakomita warsztatowo (potężne dźwięki dęciaków oraz popisy perkusji). Kapitalnie sprawdza się zarówno w filmie, jak i poza nim. Jedyną poważną wadą jest brak chronologii utworów, co w przypadku partytur Lorenca stało się standardem. Drugi problem to licha dostępność płyty, która została wydana przez nieistniejącą już wytwórnię BMG Ariola w Niemczech i nigdy nie została wznowiona. Wypada żałować, bo to dzieło totalne. 4,5 nutki w mojej ocenie nie są przypadkowe.
Kocham ten portal !
Dzięki połączeniu tego ciężkiego brzmienia orkiestry (i chóru w pierwszym utworze, miazga) z melancholią Miśkiewicza, to to jest najlepsza płyta Lorenca, a gdybym miał wskazać najlepszą płytę w polskiej muzyce filmowej, to też miała by duże szanse. W sumie trochę szkoda, że M. L. odkrył cymbałki i etnikę, bo go zjadły, i poza w zasadzie skończył się na Bandycie i Przedwiośniu. Z późniejszej twórczości broni się chyba wyłącznie „Różyczka”.