„Pogoda na jutro” jest słodko-gorzką opowieścią o dość nietypowym punkcie wyjścia. Jej bohaterem jest zakonnik, który ponad 20 lat temu zostawił rodzinę i musi (na skutek zdemaskowania) na nowo odnaleźć się w kapitalistycznej Polsce. Tragikomedia Stuhra broni się zarówno satyrycznym zacięciem, dobrym aktorstwem oraz uważnymi obserwacjami społecznymi. Jednocześnie pozostaje lekką i łatwo przystępną produkcją.
Niezwykły klimat budowany jest też przez muzykę. Jej autorem jest Abel Korzeniowski, dla którego to druga współpraca z Jerzym Stuhrem (wcześniej było „Duże zwierzę”). Pozornie nie ma tu niczego, z czego byśmy już nie znali Polaka. Tylko „Che tempo fa” jest pewnym zaskoczeniem – uderzenia bębenków i reggae’owa gitara elektryczna tworzą niezwykłą atmosferę. W połowie pojawia się motyw związany z głównym bohaterem. Zaczyna się od delikatnego, zapętlonego fortepianu, wspieranego przez wibrujące skrzypce oraz kotły (powraca on też w „Nowym dniu”). Aura troszeczkę przypomina „Anioła w Krakowie”, jednak kompozytorowi udaje się uniknąć pułapki kiczowatości.
Niemal sielankowy klimat przebija się przez cały album. Błogość jest tutaj obrazowana pięknym zgraniem fortepianu z fletem („Klasztor”) oraz płynącymi dźwiękami skrzypiec, które w przepięknym „Motywie głównym” powoli snując się wraz z harfą. Teoretycznie utwory te powinny zlewać się ze sobą, ale pewne drobne tricki aranżacyjne („Miasto”) pozwalają wybaczyć tą, jakże przyjemną monotonię.
Ciekawiej robi się, gdy kompozytor opisuje bardziej dramatyczne momenty. Wtedy muzyka staje się odrobinę cięższa (niepokojąca wiolonczela w „Kanał 49”, wolniejsze tempo w „Klaudii” czy nerwowe smyczki z uderzeniami kotłów pod koniec „Wypadku”), tym samym częściowo przerywając beztroski charakter całości.
Na sam koniec wydawcy dorzucili cztery kawałki utrzymane w klubowej stylistyce. Pokazują one pewną wszechstronność Korzeniowskiego – pełne elektroniki ścieżki, mają w sobie duży ładunek erotyczny (wstawki wokalne w „Lecon d’amour” inspirowane Francisem Lai, pulsujące bity w „Slow down”, czy agresywny saksofon w „Go”), a umieszczenie ich po właściwej ilustracji nie niszczy atmosfery całości.
Perełką tego wydawnictwa jest z kolei, pojawiająca się tuż na początku, piosenka „Kraina miłości”. Utrzymany w stylistyce chrześcijańskiego rocka (te organy!) utwór Korzeniowski napisał razem ze Stuhrem, który następnie wykonał go z zespołem Myslovitz. Efekt jest porażający – to jedna z najlepszych piosenek napisanych do polskiego filmu. Natomiast w samym obrazie pojawia się jeszcze parę innych przebojów, które spokojnie mogłyby się zmieścić na albumie („Pieśń wyborcza”, „Żeby wrócić”, „Arka”), wydatnie go wzbogacając.
„Pogoda na jutro” to ostatnia praca Korzeniowskiego napisana przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych. Potwierdza ona, że jest to jeden z najciekawszych i najbardziej interesujących polskich kompozytorów młodej generacji. Głośniej dopiero się o nim zrobi, ale tą historię już doskonale znamy. Tymczasem 4,5 nutki to moja finalna ocena.
0 komentarzy