Film "Partition" w reżyserii Vica Sarina nie ma jeszcze polskiego tytułu, a już na naszym rynku pojawił się soundtrack z tego filmu. Jest to wzruszająca, epicka historia, która rozgrywa się w Indiach w 1947 roku. Ówczesny rozłam kraju na dwa państwa zostaje symbolicznie umiejscowiony w tle losów tragicznie rozdzielonej rodziny Khan. Opowieść jest przedstawiona z perspektywy młodej dziewczyny, Naseem (Kristin Kreuk – znana polskim widzom z roli Lany w serialu "Tajemnice Smallville"), w której zakochuje się Singh (Jimi Mistry), były żołnierz hinduskich oddziałów armii brytyjskiej. Mężczyzna odrzucił pełne niebezpieczeństw życie na służbie i zamieszkał w małej spokojnej wiosce gdzieś na północy kraju. Sielanka szybko jednak przemija, gdy poznaje Naseem, nie dane jest im bowiem zasmakować wspólnego szczęścia. Ta, w zasadzie, banalna historyjka jest tylko kolejnym wcieleniem klasycznego romansu rozgrywającego się na tle dramatycznych wydarzeń. Powielony schemat chociażby z "Przeminęło z wiatrem", gdzie losy pary głównych bohaterów mają miejsce podczas wojny secesyjnej. Poza wspólnymi cechami gatunkowymi, porównywanie tych filmów nie jest jednak najlepszym pomysłem.
Pod względem muzycznym, "Partition" (w dosłownym tłumaczeniu, "Podział") ani trochę nie odbiega od tego, czego można by się spodziewać po lekkim dramacie osadzonym w egzotycznych plenerach. Skomponowanie ścieżki dźwiękowej powierzono Brianowi Tylerowi, który przyzwyczaił już chyba wszystkich do tego, że geniuszem to może nie jest, ale jednak zawsze udaje mu się napisać jeden, czy dwa naprawdę ciekawe i oryginalne tematy. I nawet jeśli każdą partyturę, jakiej się tknie naznacza pewną poprawnością, to ich słuchanie może sprawić przyjemność. W przypadku "Partition" tych tematów jest znacznie więcej: są lekkostrawne, przyjemne, melodyjne i w kontekście samego filmu, trudno wymagać od nich czegoś więcej, Suma sumarum, jest to najlepsza partytura Tylera, bijąca na głowę "Constantine'a" (w zasadzie tylko "Main Theme"), czy ostatnie elektronicznych "Szybkich i wściekłych: Tokio Drift", oraz silące się na militarystyczne tradycje, "Annapolis".
Fabuła filmu mimo swojej, nie ukrywajmy, infantylności, dawała Tylerowi okazję na całkiem zgrabny popis umiejętności. Mógł balansować pomiędzy muzyką dramatyczną, bardzo emocjonalną, akcji, patosem, a także tradycyjnymi melodiami. I rzeczywiście, "Partition" zawiera wszystkie te typy score'u, co czyni ją dojrzalszą nawet od dotychczas uważanych za najlepsze w dorobku kompozytora – "Linii czasu" i "Dzieci Diuny". Zresztą to tych partytur można doszukać się tutaj kilku podobieństw – szczególnie do tej drugiej za sprawą elementów etnicznych. Kompozytor w wyżej wymienionej starał się uzyskać bliskowschodnią atmosferę, w "Partition" bardziej wschodnią, ale tak naprawdę w zestawieniu obu soundtracków, trudno będzie doszukać się znaczących różnic… Brzmi to po prostu regionalnie i pomimo dobrodusznej chęci okazania przychylności dla płyty, muszę Tylera skarcić. Akcja filmu ma miejsce w Indiach, a odsłuchując tą ścieżkę bez znajomości obrazu, będzie się miało skojarzenia z "Księciem Egiptu", "Mumią", albo produkcjami o Świętej Rodzinie, jakie telewizja puszcza przed południem w Święta Bożego Narodzenia. Wpływów hinduskich tu ze świecą szukać. W zasadzie pojawiają się tylko w formie śpiewów gdzieś w tle, jak chociażby w "Coming of Age".
Soundtrack otwiera tytułowy utwór pełniący rolę tematu przewodniego. To on ma nas przenieść na hinduską prowincję. I choć wehikuł nawala i trafiamy na egipską pustynię, wspaniałe wrażenie pozostaje. To ważne by temat główny wybrzmiewał już na początku płyty i skutecznie zapisywał się w podświadomości słuchacza. Prawdopodobnie przyczyni się to do pozytywnego odbioru całej ścieżki dźwiękowej, chociażby oparta była tylko na tej jednej melodii. W "Partition" warto zwrócić szczególną uwagę na smyczki w tle, uzupełniające wspaniale płynącą orkiestrę. Naprawdę wzruszająca, emocjonalna kompozycja. Temat przewija się przez cały soundtrack jeszcze kilkukrotnie w paru aranżacjach, ale to właśnie pierwsza pozycja na trackliście jest najlepsza. Do dramatyczniejszych utworów zaliczyć można jeszcze "The Crossing", które jednak traci na wartości przez swoją bliźniaczość do jednego z tematów z "Dzieci Diuny", oraz liryczne "Tears of Joy". Paradoksalnie jednak, to nie kompozycje dramatyczne są najlepszą częścią "Partition". Tyler wraca tą ścieżką dźwiękową do tego, co już dawno wychodziło mu najlepiej. Do porywającej muzyki akcji. Ponownie kłaniają się "Dzieci Diuny", ale teraz w bardziej pozytywnym tego stwierdzenia znaczeniu. W jednej z ciekawszych kompozycji action score'u, "Attack at the Crossing" dosłuchać się można także zapatrzenia w twórczość Hornera. Sposób, w jaki temat się rozwija do złudzenia przypomina to, co słyszeliśmy w "The Missing".
Po kilkukrotnym odsłuchaniu całego materiału, znajdzie się tu jeszcze niemałe wpływy Jerry'ego Goldsmitha, czy Hansa Zimmera. Nie dyskredytowałbym jednak pracy Tylera tylko ze względu na pokaźne stadko inspiracji. Kompozytor pokazał, że może i potrafi, potrzebuje tylko odpowiedniego materiału filmowego, by wyciągnąć z niego to, co najlepsze. W tym wypadku, prawdopodobnie udało mu się zilustrować obraz lepiej niż na to zasługuje. Oczywiście, więcej tu skomercjalizowanej poprawności niż prawdziwej cudownej muzyki z duszą. Nie ma tu jednak mowy o sztuczności, jakichś popowych brzmieniach, ani przesadnie wyeksploatowanej, do granic możliwości, orkiestry. To raczej zmyślna iluzja, którą – jeśli tylko dać się jej porwać – można zaakceptować jako naprawdę solidny kawałek muzyki filmowej. Ja się dałem, i nie żałuję, bo "Partition" to gwarancja autentycznie przyjemnego grania.
0 komentarzy