Zeszłoroczne Oscary upłynęły pod hasłem #Oscarsowhite, gdyż nie nominowano żadnego czarnoskórego twórcy, ani filmu. Wydaje się, że w tym roku akademicy próbowali się zrehabilitować za tamto przewinienie, co tłumaczy obecność w gronie nominowanych m.in. zwycięskiego „Moonlight”. Historia o dojrzewaniu Chirona rozbita jest na trzy akty i niedopowiedzeniami stara się działać na emocje. Czy udanie? Nie do końca, co można zarzucić skrótowemu scenariuszowi, który maskowany jest przez wyraziste aktorstwo i sprawną realizację.
Nie pozwala o sobie także zapomnieć muzyka, za którą odpowiada – uwaga, zaskoczenie! – biały kompozytor, Nicholas Britell. Maestro coraz bardziej zaczyna przebijać się do pierwszej ligi, w czym może pomóc ten film, za który już otrzymał nominację do Oscara, Złotych Globów i BAFTY. I jest to oprawa bardzo klasyczna, delikatna, stanowiąca integralną cześć filmu.
Szkieletem jest temat głównego bohatera zagrany w trzech wersjach. Wykorzystując fortepian i skrzypce, opisuje każdy okres z życia chłopaka, różniący się od poprzedniego imieniem, które przybiera. Najpierw jest to bardzo delikatna melodia („Little’s Theme”). Potem staje się odrobinę mroczniejsza („Chiron’s Theme”), z mocniej uderzającym fortepianem. Wreszcie z niemal szarpiącymi smyczkami na pierwszym planie („Black’s Theme”). W ten sposób muzyka podkreśla, iż jest to jedna i ta sama postać. Motyw ten pojawia się w jeszcze posępniejszej, pełnej bólu wersji, opisującej jej wycofanie się pod wpływem prześladowców („Chiron's Theme Chopped & Screwed”).
Poza tym tematem wyróżnia się jeszcze jedna kompozycja. Rozedrgana, nerwowa, z coraz intensywniej i gwałtowniej wchodzącym smyczkiem na pierwszym planie i sporadycznym elektronicznym tłem, wycisza się równie szybko jak zaczyna, a ilustruje przełomowe wydarzenia z życia Chirona. Nieważne czy jest to nauka pływania („The Middle of the World”), ukrywanie się w melinie („The Spot”) czy spotkanie z kumplem po latach („Who Is You?”). Melodia ta – może zbyt często występująca – pozwala wejść w psychikę bohatera oraz jego kolejne maski, skrywające wrażliwego samotnika.
Sam score rudego pianisty jest bardzo skromny, więc dostajemy jeszcze sporo utworów źródłowych wplecionych w wydarzenia. Jest to zarówno funkowy klasyk otwierający film („Every Nigger Is a Star”), pulsujący gangsta rap oparty na chwytliwej melodii („Cell Therapy”), bardzo romantyczny retro pop („Dear Stranger”), a nawet fragment muzyki klasycznej (legendarny Mozart). Każdy z tych utworów solidnie wybrzmiewa w konkretnych momentach.
„Moonlight” nie jest przełomową czy zaskakującą pracą, którą będziemy pamiętać przez najbliższe lata. Delikatny, bardzo ulotny i klasyczny w formie score może imponować konsekwentnie budowanym, intymnym klimatem, znakomicie współgrającym z ruchomym obrazem. I – tak jak w 2015 roku „Big Short” – jest kolejnym krokiem Britella do coraz ciekawszych, interesujących projektów, czego maestro życzę z całego serca. Mimo, iż jest tu wiele króciutkich utworów, muzyka potrafi trzymać za gardło, serwując kolejne emocjonalne ciosy. I za to ode mnie otrzymuje mocne 3,5 nutki. Czekam na więcej.
Dla mnie mocne 4, ze względu na chwytliwy, lecz delikatny temat przewodni i znakomite The Middle of the World wykorzystane w pamiętnej scenie nauki pływania.