Niedawno Amerykańskie Stowarzyszenie Kompozytorów, Autorów i Wydawców (ASCAP) opublikowało listę 30 najczęściej prezentowanych w radiu i telewizji piosenek świątecznych wszech czasów. Na pierwszym miejsc znalazło się „Santa Claus Is Coming to Town”, którego pierwsza wersja osiągnęła w tym roku nobliwy wiek 70 lat. Spoglądając na tę listę, można zresztą zauważyć, iż muzyczne gusta odnośnie świątecznych hitów od przeszło pół wieku pozostają bardzo podobne.
Dlatego wkładając do odtwarzacza płytę „Mad Men: Christmas”, proszę się nie spodziewać zaskoczeń. Don Draper w latach 60. spędzał Boże Narodzenie w rytm tych samych piosenek, które dziś – czasem tylko w innej wersji – eksploatują rozgłośnie radiowe. Aż pięć utworów zaprezentowanych na płycie znalazło się zresztą na liście ASCAP, w tym cztery wylądowały w pierwszej dziesiątce.
Jest to jednocześnie największa zaleta, jak i wada tego wydania. Z jednej strony słuchacz dostaje bowiem autentyczne świąteczne przeboje, które przetrwały próbę czasu, są powszechnie znane i lubiane. Z drugiej strony jednak niespecjalnie się wyróżnia w powodzi licznych, bardzo podobnych kompilacji, często zresztą znacznie bogatszych.
Podobnie jednak, jak w przypadku innych albumów towarzyszących „Mad Men”, producenci postarali się stworzyć produkt najwyższej jakości. Doprawdy niewiele filmów i seriali może się poszczycić tak wieloma świetnie zmontowanymi płytami. Nawet, jeśli trudno to nazywać muzyką filmową (wiele ze świątecznych piosenek nie pojawia się w serialu), pozwala chociaż na chwilę przenieść się w klimat lat 60.
Po elektronicznym wstępie, tradycyjnie reprezentowanym przez utwór „A Beautiful Mine”, z którego zaczerpnięto muzykę do czołówki serialu, gładko udaje się przejść do delikatnych, bożonarodzeniowych ballad. Swoisty mostek stanowi wdzięczny remix „Zou Bisou Bisou”, w wykonaniu serialowej Megan Draper, czyli Jessiki Paré. Potem jest już tradycyjnie. Dean Martin zachęca dziewczynę, by została u niego w domu, gdyż na dworze chłód. Rosemary Harris, jak co roku, marzy o białych Świętach. W szarej od deszczu Polsce trudno nie pomarzyć wraz z nią.
Ciepły, łagodny nastrój, który każe usiąść przy kominku i zapatrzyć się w przyjemnie rozgrzewające płomienie, zmienia się nieco dopiero pod koniec. Bardziej żywiołowe „Merry Christmas Baby” skłania do poderwania się z fotela i utrzymania się na nogach, nawet gdy, razem z Teresą Brewer, przyłapie się mamę całującą Świętego Mikołaja. Wydawcy nie zdecydowali się natomiast na dołączenie paru latynoskich rytmów, które pasowałyby o tyle, że bohaterowie „Mad Men” chętnie na Boże Narodzenie wyjeżdżają w ciepłe kraje. Płyta pozostaje konserwatywna i ostatecznie ma raczej senny charakter, zdecydowanie nie może służyć jako tło do przedświątecznych porządków. Natomiast świetnie sprawdzi się w rozkosznych godzinach po obfitej wieczerzy wigilijnej.
Na polskim ryku można jednak znaleźć sporo ciekawszych wydawnictw tego typu, prezentujących szersze i bardziej urozmaicone spektrum piosenek. Tym niemniej fani serialu mogą bez większej szkody uzupełnić mad-menową płytotekę paroma świątecznymi przebojami. W końcu nawet przy choince, a nie tylko w oszklonym biurze, można chcieć się poczuć jak Don Draper.
0 komentarzy