Ostatnie Epizody:
Tuż po wydaniu "The Final Season", wiele osób było rozczarowanych brakiem muzyki z ostatnich odcinków serialu. Jednak forma tego wydania i masa dobrej muzyki, która na nich czekała, pozwalała przypuszczać, że prędzej, czy później owe zaległości ujrzą światło dzienne. Nikt jednak nie podejrzewał, że nastąpi to tak szybko i w takim stylu – równo miesiąc później, Varese wydało muzykę z ostatnich odcinków serialu, w postaci dwóch kolejnych płyt, w limitowanej ilości kopii. Tym samym ci, którzy właśnie kończyli osłuchiwanie się z "The Final Season", mogli kontynuować przygodę z "The Last Episodes".
Pierwszy krążek zawiera muzykę z trzech odcinków, poprzedzających finalne "The End", któremu poświęcono z kolei cały drugi album. A zaczyna się scorem z epizodu "The Candidate" (utwory 1-5). To odcinek przepełniony sensacją i dramatycznymi zwrotami akcji i taka jest też muzyka. Już krótki "Cage Crashers" gwarantuje mocne wejście, ale muzycznymi bombami tego odcinka są "Sub-Primed" i "SS Lost-tanic". Pierwszy stanowi dynamiczny, prowadzony przez efektowne instrumenty perkusyjne action score, akcentowany tematem przewodnim, motywami Jacka, łodzi podwodnej, a w szczególności Locke'a, z którego motywu, kompozytor stworzył epickich rozmiarów motyw akcji w dalszej części utworu. W drugim kawałku impet wcale nie spada i pierwsze 3 minuty to mistrzowska, pełna świetnych pomysłów oraz rozwiązań muzyka akcji, której towarzyszy porywająca praca sekcji smyczkowej. Potem gra nam ładnie temat Oceanic 6, posępnie motyw Jacka, po czym następuje zasłużona chwila wyciszenia, towarzysząca dramatycznym wydarzeniem dziejącym się w tonącej łodzi podwodnej – muzyka winna podpowiedzieć, jakim.
Kolejnym odcinkiem jest "Across the Sea" (6-12). Ze względu na swój tajemniczy, antyczny klimat, przypomina nieco "Ab Aeterno" – również muzycznie, gdyż tu także mamy do czynienia z okupioną bólem i cierpieniem tragedią. Nie mamy tu jednak tematu Richarda, ale Giacchino i na ten odcinek skomponował coś wyjątkowego, mianowicie "temat światła", rozbłyskujący w każdej kompozycji tego epizodu – najpiękniej chyba subtelnie zagrany przez fortepian solo w "Love is Stronger Than Death". Mimo wyjątkowej urody tematu, całość już tak ładna nie jest. Panuje tu ciężki, ponury i dramatyczny nastrój, który wspomaga głównie drugi temat "faceta w czerni", tym razem w lekko zmienionej aranżacji.
Pierwszy krążek kończy muzyka z "What They Died For" (13-20). Jest to głównie powtórka z rozrywki i to nie najwyższych lotów. Jest dość smętnie i niemrawo – zdaje się, że Giacchino był już wtedy myślami przy ostatnim epizodzie. Niemniej przy "Hide and Snitch" warto się jednak na dłużej zatrzymać i posłuchać świetnego jak zawsze tematu Bena i trzynutowego, powoli nadchodzącego "smoke monstera", będącego niejako muzycznym krewnym potwora z "Super 8". W sumie można byłoby sobie ten odcinek nawet darować, gdyby nie perełka tej płyty, czyli "Get Out Of Jail Free Card". Niesamowity i, jak na „LOST”, dość nietuzinkowy kawałek, którego słucha się niezwykle przyjemnie. Zagrany w akompaniamencie bębenków i grzechotek, alternatywny temat Desmonda, okraszony wstawkami rubasznych tematów Hurleya, pozostawia po sobie wiele pozytywnych wrażeń.
Koniec:
Szybko dochodzimy do dysku drugiego i ostatniego odcinka. Mimo, iż kompozytor zebrał tu niemal wszystkie główne tematy serialu, całość i tak brzmi niesamowicie świeżo, zachwycając od pierwszej do ostatniej sekundy. Okazała warstwa tematyczna, kapitalna muzyka akcji i piękne liryczne granie, ukazują nam score z "The End", jako najlepszy, dotychczas napisany na potrzeby tej kultowej serii. Ale po kolei…
Ponieważ większość scen na wyspie dzieje się wokół "serca" tejże, toteż i tu Michael stworzył specjalnie nowy motyw, będący w bliskim pokrewieństwie z "tematem światła" – zresztą często mu towarzyszący. Usłyszymy go w prześwietnych, m.in. ze względu na użycie egzotycznie brzmiących tamburynów i instrumentów perkusyjnych, "Down The Hobbit Hole" i "The Well Of Holes" oraz "Pulling Out All The Stops", czy "The Hole Shabang". Kolejną, nową melodią jest "Dysfunctional Setup", czyli nieco wtórny, acz emocjonujący temat miłosny Sayida i Shannon. Jako, że finałowy odcinek, ze względu na swoją naturę był w gruncie rzeczy przypomnieniem i powrotem do starych tematów, usłyszymy tu po raz ostatni wiele niezapomnianych melodii, jak np.: najlepsza w historii aranżacja tematu przewodniego ("Aloha"), powrót tematu Juliet ("We Can Go Dutch"), tematy Jin i Sun oraz Oceanic 6 w "Ultrasonic Flash", czy też ogólny tematyczny miszmasz w "The Long Kiss Goodbye", "Closure" i "Moving On".
Pisząc o muzyce z "The End", grzechem było by nie wspomnieć o muzyce akcji, będącej jednym z głównych sukcesów ilustracji ostatniego odcinka. Jest ona niesamowicie dynamiczna, zbudowana z wielu, krótkich motywów, jak w "If A Tree Falls"; bombarduje słuchacza donośnym, niemalże atonalnym brzmieniem (druga część "Pulling Out All The Stops"), czy też niezwykłym tempem, z popisową grą orkiestry "Locke v. Jack". Wskazane jest jednak zatrzymanie się na dłużej przy kawałku "The Hole Shabang" – najlepszym utworze akcji z całego szóstego sezonu, opisującym naprzemiennie sceny dziejące się przy źródle i podczas startu samolotu. Rozpoczyna się on motywem źródła (powróci w bardziej epickiej formie po czterech minutach), po czym nieśmiało kontynuuje temat Desmonda – tak rozpoczyna się, prowadzony przez instrumenty perkusyjne, sekcję smyczkową i dętą blaszaną, pełen wrażeń, znakomity action score, któremu dzielnie wtóruje motyw przewodni i temat z "Parting Words" – tenże, podczas oderwania się samolotu od ziemi, eksploduje nam w pełnej, patetycznej krasie.
Skoro było o akcji, to naturalną koleją rzeczy czas na lirykę i na trzech moich faworytów tej partytury. Pierwszy to "Our Lady of Perpetual Labor" – cudny utwór, którego główną atrakcją są tematy Claire, Oceanic 6 i zjawiskowa solówka na wiolonczelę, grająca z drobną pomocą fortepianu pierwszy z ww tematów. Czyste piękno! Kolejnym jest, najdłuższy spośród wszystkich utworów serialu, "Closure". Track płynący przez ponad osiem minut, pięknie opisuje wszystkie postaci i wydarzenia, zbierając w sobie doprawdy pokaźną liczbę tematów, choć chyba najbardziej wyróżnia się tu mój ulubieniec, czyli temat Bena. Byłbym zgoła zaryzykować stwierdzenie, że to najpiękniejszy utwór serialu, gdyby nie kompozycja mająca niedługo nadejść w – tak oczekiwanym przez wielu – finale finałów. Osiem ostatnich minut tego telewizyjnego fenomenu, które śledziło ok. 20 milionów Amerykanów, podzieliło nawet największych fanów. Ale w jednym wszyscy byli zgodni – zakończenie należało właśnie do Giacchino, na którego barkach spoczęło nie lada zadanie. Kompozytor wywiązał się zeń z nawiązką i można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że "Moving On" to najładniejszy i najlepiej oddziałujący w obrazie utwór w historii współczesnej telewizji. Notabene finał „Lost”, został uznany przez prestiżowy „TV Guide” najważniejszym telewizyjnym wydarzeniem 2010 roku, zaraz po relacji z uwolnienia chilijskich górników.
Ostatnia kompozycja „Zagubionych” zaczyna się od tematu Jacka oraz "życia i śmierci", łagodnie przechodzącego w rozbrzmiewający w pełnej krasie motyw Oceanic 6, a następnie w optymistyczny temat Hugo ("Hurley's Handouts"), który kontynuuje temat "odejścia" ("Parting Words"). Po upływie sześciu i pół minuty, temat "życia i śmierci" i Oceanic 6 grają razem (fortepian gra pierwszą melodię, wiolonczela drugą), a potem melodia "życia i śmierci" zestawiona zostaje tematem przewodnim, który kończy serial. Chyba nie muszę pisać, jakim metaforycznym majstersztykiem w kontekście ostatniej sceny były to zabiegi.
Na koniec, w ramach bonusa, ciekawostki, czy też nawet żartu, dość nieoczekiwanie rozbrzmiewa, słyszany w serialu, podczas koncertu, utwór "Parting Words" – fikcyjnej, acz mającej sporą rzeszę fanów, głównie dzięki innemu słynnemu hitowi "You All Everybody”, grupy Drive Shaft. Ta dość nietypowa, ze względu na wirtuozersko brzmiący fortepian, rockowa aranżacja jednego z najpopularniejszych tematów pierwszego sezonu, nieco psuje wymowę "Moving On", ale stanowi nie lada atrakcję i frajdę, gdyż takiego utworu, w „LOST” jeszcze nie było. I na tym kończy się ostatnia płyta z serialu, ale… nie cała muzyka – zagorzali fani mogą bowiem jeszcze zajrzeć na stronę serwisu itunes, gdzie czeka na nich kolejny utwór bonusowy: „Moving On (Alternate, with Ukulele)”. Choć w tym wypadku chyba szkoda fatygi…
Podsumowując: dwie ostatnie płyty szóstego sezonu „LOST” – czyli "The Last Episodes", wraz z poprzedzającym je "The Final Season" – stanowią niejako opus magnum amerykańskiego kompozytora, którego już chyba żaden inny projekt tak nie zainspiruje, nie da mu tylu możliwości i swobody, nie wzbudzi takiego zapału i nie rozbudzi takiej inwencji twórczej, przynajmniej nie na taką skalę. Serial, który miewał swoje lepsze i gorsze momenty, muzycznie zawsze trzymał poziom i za to przede wszystkim należy się kompozytorowi dozgonna wdzięczność i szacunek.
Epilog:
Pilot serialu „LOST”, ilustrowała muzyka tymczasowa takich tuzów, jak Bernard Herrmann, Ennio Morricone, Hans Zimmer, Thomas Newman, James Horner czy Vangelis. Jednak producenci, już od pierwszego usłyszenia zakochali się w wizji, mało popularnego jeszcze wtedy, Michaela Giacchino. Ten dokonał rzeczy niezwykłej, a patrząc na dzisiejszą muzykę filmową, wręcz awangardowej. We współczesnym świecie, gdzie oczekuje się przeważnie powielania sprawdzonych schematów, a ambitniejsze podejścia twórców są szybko tłamszone, kompozytor przemówił swym własnym głosem, nadając serii własny, niepodrabialny styl. To właśnie jego oryginalne brzmienie stanowiło o sukcesie, jaki na polu muzyki ilustracyjnej odniósł tu Amerykanin.
Giacchino osiągnął je poprzez nietypowy skład orkiestry, całkowitą rezygnacją z – tak typowych dla ilustracji natury – instrumentów dętych drewnianych, czy zastosowaniem nietuzinkowych rozwiązań, jak egzotyczny angklung i flapamba, waterphone, a nawet wyjętych ze środka fortepianu i samolotu części. Twórca "Alias" nietypowo wykorzystał również tradycyjne instrumentarium, z jakiego brzmieniem nie spotkałem się nigdzie indziej. Sekcja smyczkowa grająca sul ponticello i tremolo; grany na niskich rejestrach fortepian i harfa; tłumiki na puzonach; czy, sławetne już, opadające glissando na puzony; bądź mrożący krew w żyłach efekt, uzyskany poprzez potarcie wzdłuż gongu specjalnej kulki (superball), oznajmiający w serialu zawsze coś złego.
Kolejnym z fenomenów „LOST” jest niesamowite wręcz bogactwo tematyczne, które przez sześć sezonów urosło do gigantycznych rozmiarów – ok. 50 tematów głównych i 200 motywów! Każda rzecz, miejsce, postać, czy ważniejsze zjawisko ma własną melodię. A niektórzy, jak Locke czy Hurley, posiadają ich razem nawet 15, stosowanych w zależności od sytuacji. I to jest kolejna rzecz, o której warto wspomnieć – mianowicie inteligencja i kreatywności muzyki, w której wszystko jest zawsze przemyślane, przyporządkowane. Każda nuta ma tu swoje miejsce, przez co zachodzi wiele koneksji, nadających im dodatkowego kontekstu, drugiego dna. Najlepiej słychać to w miejscach, w których kompozytor aranżuje i łączy ze sobą różne tematy, bądź akcentuje w muzyce akcji motywy postaci, które akurat się pojawiają. Stąd oddziaływanie na ekranie zawsze stało tu na najwyższym poziomie – muzyka nie jest jedynie pustym tłem, lecz jednym z najważniejszych czynników, często sama prowadzi całą akcję. Tym samym „LOST”, to niewątpliwie jedna z najbardziej wyjątkowych muzycznie serii, która już zdążyła przejść do historii małego (i nie tylko) ekranu.
Oh My God!!!Czego tu Giacchino nie użył?Potarcie kulką superball wzdłuż gongu,drapanie w rozlozone czesci samolotu,tłumiki na puzonach ,rozstrojona i umoczona harfa w cieplej wodzie… :DD
Bardzo fajna recenzja napisana z pasją 😉
Go Go Mystery Man!!!!