Polak potrafi – ta słynna fraza zdaje się mieć w sobie wiele prawdy. Nie popadając w zbytni patriotyzm trzeba bowiem obiektywnie przyznać, że nasi rodacy potrafią sobie radzić w trudnych sytuacjach. Mimo panującego w naszym kraju poczucia beznadziei i przesadnej świadomości bycia zaściankiem całego świata, możemy pochwalić się kilkoma sławnymi Polakami. Niektórzy z nich wsławili się swoją walecznością, inni osiągnięciami sportowymi, ale największą satysfakcję dają nam ci rodacy, którzy odnieśli sukces w świecie filmu. To pewnie dlatego, że nasza rodzina kinematografia niewiele ma osiągnięć, którymi może się pochwalić. Jednak kiedy utalentowany polski operator wyjeżdża do USA i tam odnosi wielkie sukcesy współpracując z samym Stevenem Spielbergiem, to nie pozostaje nic innego jak powiedzieć – Polak potrafi. A owym Polakiem, o którym mowa jest Janusz Kamiński. Ten słynny operator jest zdobywcą Oscara za swoje zdjęcia do filmów "Lista Schindlera" i "Szeregowiec Ryan". Kamiński obecnie uznawany za jednego z najlepszych na świecie operatorów kilka lat temu zapragnął zostać także reżyserem. W ten sposób powstał film "Stracone dusze", w którym główne role zagrali Winona Ryder i Ben Chaplin.
Jako że Polacy na obczyźnie często się nawzajem wspierają, zadanie napisania muzyki do "Straconych dusz" otrzymał Jan A.P. Kaczmarek. Nie znaczy to oczywiście, że kompozytor został zatrudniony tylko z powodu swojego pochodzenia i znajomości z reżyserem… Kaczmarek już wtedy miał na swoim koncie kilka niezwykle udanych projektów (z "Trzecim cudem" na czele) a jego nazwisko było dość znane w Hollywood. Poza tym twórca muzyki filmowej ze wschodniej europy wydawał się idealny do tego zadania. W Hollywood kompozytorzy pochodzący z tej części świata postrzegani się jako twórcy muzyki bardzo mrocznej i eterycznej. "Stracone dusze" to horror opowiadających o losach egzorcystów, którzy chcą zapobiec przyjściu na Ziemię antychrysta. Jan A.P. Kaczmarek wydawał się więc wymarzonym kandydatem na twórcę idealnej ścieżki dźwiękowej do takiego obrazu.
Jednak mimo to nie obyło się bez drobnych perturbacji. Kiedy kompozytor napisał i nagrał swoją ścieżkę dźwiękową, została ona bowiem odrzucona… Twórcy filmu zarzucali Kaczmarkowi, że jego muzyka jest przede wszystkim zbyt mroczna. Janusz Kamiński chciał uniknąć zaszufladkowania swojego filmu, jako horroru, a podobno właśnie tak na jego odbiór wpływała ścieżka dźwiękowa zaproponowana przez polskiego kompozytora. Mimo że chciano wtedy zwolnić Jana A.P. Kaczmarka to jednak zdecydowano żeby zatrudnić go jeszcze raz. Co ciekawe za drugim razem zaoferowano mu większe wynagrodzenie. W ten sposób powstała ścieżka dźwiękowa, która ostatecznie pojawiła się w filmie i której możemy posłuchać na płycie wydanej przez Varese Sarabande.
Zdecydowanie nie jest to muzyka tak banalna, jak można by tego oczekiwać od ścieżki dźwiękowej z horroru. Oczywiście jako że cały krążek trwa ponad siedemdziesiąt minut, trudno nie znaleźć tutaj typowej muzyki tła, która niczym nie imponuje. Trzeba jednak przyznać, że są też momenty naprawdę świetne, takie, które zapadają w pamięć nadając całości unikalnego brzmienia. Mimo bardzo ciekawego tematu przewodniego prawdziwa siła tej muzyki brzmi w detalach. Gdzieniegdzie pojawiają się niezidentyfikowane dźwięki, które potęgują napięcie i tworzą klimat niepewności bardzo sugestywnie wpływając na zmysły. Jak na przyzwoity horror satanistyczny przystało nie zabrakło też potężnych apokaliptycznych chórów, które słyszymy już w "Exorcismus". Jest to jeden z najdłuższych i chyba najlepszych utworów na tej płycie. To właśnie tutaj po raz pierwszy pojawiają się piękne kobiece wokalizy dające poczucie sacrum i to właśnie one są ozdobą i wyróżnikiem całej ścieżki dźwiękowej. Wszelkie solowe popisy wokalne każdej muzyce filmowej nadają tożsamości i sprawiają, że świetnie słucha się jej także poza obrazem.
Na płycie ze "Straconych dusz" znajdziemy kilka takich niezwykle autonomicznych kompozycji świadczących o talencie kompozytora. Nieco sakralny charakter tej ścieżki dźwiękowej podkreślają też niebanalne partie chóralne. Mamy tutaj coś na kształt liturgicznego brzmienia z "Trzeciego cudu", tyle że z dodatkiem demonicznego akcentu – wysokie partie kobiece skontrastowane z niskimi gardłowymi pomrukami męskimi tworzą niesamowity klimat wszechogarniającego strachu i mroku. Z kolei pojawiające się znienacka bardzo subtelne, ale wyraźne nuty akcentowane przez chór potrafią miejscami wywołać ciarki na plecach. Obłędnie brzmi też szepcący chór, który pojawia się w "Satan's Church" – zdecydowanie jedna z najlepszych kompozycji na całej płycie.
Podobnie jak na najlepszych ścieżkach dźwiękowych Jana A.P. Kaczmarka ("Trzeci cud", "Niewierna", "Marzyciel") także tutaj pojawia się Leszek Możdżer. Ten wybitnie uzdolniony pianista jest kolejnym elementem podkreślającym autonomiczność ścieżki dźwiękowej ze "Straconych dusz". Takie kompozycje jak "Maya's Lullaby" czy "Violent Variation on Maya's Theme" są solowymi popisami tego muzyka i jednocześnie ucztą dla uszu oraz miłą przerwą między kolejnymi kompozycjami wykonywanymi przez orkiestrę. Trudno znaleźć tutaj emocjonalność podobnych kompozycji z "Niewiernej" czy "Marzyciela", niemniej słucha się tego bardzo przyjemnie.
Trzeba przyznać, że "Stracone dusze" to jedna z najciekawszych ścieżek dźwiękowych Jana A.P. Kaczmarka. Kompozytor, który zdecydowanie lubi wyzwania, temu podołał znakomicie. Jego muzyka dobrze radzi sobie poza obrazem a kolejne solowe wokalizy i fortepianowe wariacje nadają jej autonomii. Nie ma tutaj charakterystycznej dla muzyki z horrorów atonalności i chaosu. Muzyka jest bardzo rytmiczna, melodyjna i powoli z rozmysłem kreuje odpowiedni klimat, który niczym jakaś magiczna mgła rozsnuwa się wokół słuchacza. Niemniej przedarcie się przez tak długą płytę nie jest łatwym zadaniem i wymaga odrobiny cierpliwości. Są bowiem na niej utwory wyśmienite, tyle, że dotarcie do nich utrudnia niewielka (ale jednak) ilość naiwnej, bezkształtnej i podporządkowanej obrazowi muzyki tła. Ale ciągle jest to ścieżka dźwiękowa warta polecenia.
Jedna z moim ulubionych ścieżek Janka. Mistrzowsko budowany klimat, który w filmie dosłownie płynie w kadrach Kamińskiego. Na płycie już nieco gorzej, a to przez wzgląd na ilość materiału jaki się tam znalazł. Niemniej szacun się należy za ten score.