To nie jest OK
„…tworzy śliczną mieszankę…”
Pamiętacie taki serial „The End of the F***ing World”? Jego twórca, Jonathan Enswitle, postanowił wziąć na warsztat kolejny komiks Charlesa S. Foremana, opowiadający o – uwaga! – dość ekscentrycznej nastolatce. Z tą różnicą, że nasza bohaterka (świetna Sophie Lillis) prawdopodobnie posiada supermoce i zaczyna podobać się jej sąsiad. Problem z tą produkcją jest jednak taki, że jest zbyt schematyczna i idzie w zbyt znajome tory, by porwać ze sobą. Do tego jeszcze finałowy cliffhanger oraz kasacja serialu z powodu koronawirusa wywołują frustrację.
Zupełnie inaczej niż w przypadku muzyki, choć tutaj wydawca poszedł w dość nieoczywistym kierunku. Albowiem soundtrack z serialu zawiera muzykę istniejącego w komiksie zespołu Bloodwitch (Krwawa Wiedźma), którego fanem jest ekscentryczny sąsiad Stanley. Postanowiono zmaterializować ten zespół, składając go z dwóch członków: Grahama Coxona (gitarzysta/wokalista) oraz szesnastoletniej wokalistki Tatiany Richaud (córka… montażystki serialu, Yany Gorskayi). Tak powstała rockowa płyta, bardziej inspirowana serialem niż będąca albumem z wykorzystanymi na ekranie kawałkami.
Muzyka, której kluczem jest jedno słowo: vintage. Unosi się nad tym duch lat 60. oraz wszystkich naśladowców danej ery. Sam Coxon wspominał, że inspiracjami były takie kapele, jak The Velvet Underground, The Jesus and Mary Chain oraz My Bloody Valentine. Czyli zespoły słuchane w młodości przez przyszłego członka Blur. Bywa zarówno bardzo „brudno” i garażowo, ale jednocześnie bardzo romantycznie. Czasami nawet w jednym utworze – jak w „Skipping Stones”, gdzie surowa i dynamiczna zwrotka skontrastowana jest z bardziej lirycznym refrenem. Jeszcze bardziej retro jest „Gotta Have Soul”, zdominowane przez gitarę i dopiero w finale rzucające w nas Hammondami.
„Hey Little Girl” zostało użyte w zwiastunie serialu, a klimatem najbliżej mu do… Blondie. Metaliczny bas na początku, szorstkie riffy oraz bardzo uroczy duet wokalny. Wolniejsze „Forever and Never” skręca w świat rocka lat 90. i jest jedną z ładniejszych piosenek. „Motorcade” jest bardziej punkowe, z metalicznymi gitarami oraz wokalistami śpiewającymi bardzo nisko. Mroczne klimaty krążą wokół „Bloody Witch” z przesterowaną gitarą, niemal monotonnym basem i klawiszami, tworząc zaginiony fragment score’u do horroru klasy B. Atmosferę podkręcają wokalizy Richaud w tle. Jedynym utworem grupy obecnym w serialu jest „Fly”, które miesza szorstką gitarę z rytmiczną, jakby bardziej taneczną perkusją – mocny utwór.
Metaliczne „Below the Sea” wraca do garażowych brzmień, co jest zasługą zapętlonego basu oraz niemal drażniącej uszy solówki gitarowej. Romantyczne „Vanilla Skin” czaruje solówkami gitar (choć nie zawsze są przyjemne) oraz bardzo rozmarzonym głosem Richaud, co tworzy śliczną mieszankę. Jednak końcówka idzie w bardziej psychodeliczne rejony. Powolny walc „A Higher Place” tnie mocnymi uderzeniami perkusji oraz ożywionymi riffami w refrenie. A na finał dostajemy romantyczne „I’m Yours Tonight”, które byłoby idealne na szkolną potańcówkę, zaś organowe klawisze w tle pomagają zbudować tę atmosferę.
Choć wokalnie dominuje tutaj Coxon, jak zawsze trzymający solidny poziom, to młoda wokalistka też dostaje spore pole do popisu. Zarówno jako siła uzupełniająca (delikatne głosy „Skipping Stones” czy „Hey Little Girl”, niższe rejestry „Motorcade”), zadziorna liderka (samodzielnie śpiewane „Gotta Have Soul”) czy bardziej rozmarzona solistka („Vanilla Skin”, refren „A Higher Place” skontrastowany z recytowanymi zwrotkami).
Czy zespół Bloodwitch jeszcze coś zagra? Po skasowaniu serialu szanse spadły do zera i ciągle maleją. Wielka szkoda, bo ten duet brzmi po prostu fantastycznie, a kolejne piosenki prawdopodobnie utrzymałyby ten sam poziom oraz klimat. Zaiste, to nie jest OK. Na szczęście można posłuchać tego wydawnictwa, któremu finalnie daję 4,5 nutki.
0 komentarzy