Hurricane – brytyjskie myśliwce wykorzystywane podczas II wojny światowej z pojedyńczym silnikiem i jednym miejscem dla pilota. Służyły one w RAF do 1944 roku. Pojazdy te zostały rozsławione podczas bitwy o Anglię, gdzie piloci dokonywali na nich cudów. Wśród lotników byli też polscy żołnierze, o których losach postanowiła opowiedzieć brytyjsko-polska koprodukcja „Hurricane” (po polsku: „303. Bitwa o Anglię”). Mimo niezłej obsady i dość uczciwego podejścia do faktów, powstał średni film na poziomie produkcji telewizyjnych, który trafił do polskich kin.
Nas najbardziej na tym polu interesuje warstwa muzyczna. Zadanie stworzenia odpowiednich dźwięków pod obraz otrzymała nieznana mi do tej pory Laura Rossi – autorka z Wysp Brytyjskich, pracująca głównie przy dramatach oraz dość mało popularnych tytułach („Shooting Shona”). I, o dziwo, wyszła jej całkiem przyzwoita ilustracja w troszkę staroszkolnym stylu.
Paliwem całego score’u jest dość krótki temat związany z lotnikami (głównie Janem Zumbachem), który jest wygrywany na akustycznej gitarze, fortepianie oraz trąbce i przypomina troszkę czteronutowca od Jamesa Hornera. Pojawia się ten fragment już w „The Escape” – ilustrując scenę ucieczki, dodaje odrobinę pewnego heroizmu i delikatnego patosu. Ta aranżacja bywa albo przyspieszona (środek „The Main Force” czy „Scramble”) albo zachowuje swoje spokojne tempo (krótkie „Celebrations”, melancholijne „Hurricane”, emocjonalne „Watches”), podkreślając czasem dramatyczne zdarzenia („Gabriel’s Guilt” czy początek „Be Afraid – Assault”).
Ponieważ jest to film wojenny, musi pojawić się także zestaw dźwięków pod sceny akcji (czyli lotnicze ataków). Tutaj dominująca rolę odgrywają smyczki, grające w niemal marszowym tempie i wspierane przez wiolonczele. Niby nic zwykłego, ale brzmi to bardzo efektywnie, co pokazuje „The Main Force” z wieloma warstwami skrzypiec, czy też druga połowa „Zumbach Wife’s – New Attack”. Dodajmy do tego wyjątkowo mroczne i najagresywniejsze „The Last Push”, gdzie dość zgrabnie wpleciono oszczędna elektronikę oraz perkusjonalia, pozwalając na nieprzyjemne partie fortepianu. Co bardzo zaskakujące, nie pojawiają się tu ani razu werble.
Lecz najbardziej kliszowa wydaje się liryka, okraszona dużą ilością smutku, choć miewająca swoje momenty. W niej przewodzi głównie poruszające solo skrzypiec („Gabriel’s Chapel – Rollo’s Burns”, „Sorrow”), długie dźwięki wiolonczeli („Flashback to Poland – Zumbach Remembers”, „The Injuries”), krótkie wejścia fortepianu („Magda’s Fate”) oraz typowa plumkanina („Sorrow”). Najczęściej słychać przynajmniej jedną z tych rzeczy obok siebie. I nawet wpleciona harfa w tle („Love and War”) czy sporadycznie nabierająca elegijnego charakteru trąbka („Sea Rescue – Burning Exhaustion” czy „Death of Ziggy”) nie są w stanie wyrwać nas z ogólnej sztampy.
Płyta wydaje się zawierać całą muzykę z filmu (nieco ponad 40 minut), miejscami zagłuszaną w nim przez efekty dźwiękowe (sceny ataków). Pod względem chronologicznym panuje tu spory bajzel, co nie ułatwia przyjemności ze słuchania. Co gorsza wszystkie fragmenty oscylują w okolicy maksymalnie dwóch minut. Dodatkowo główny motyw pojawia się dość często i pod koniec potrafił znudzić. Czy więc warto zaryzykować i dać szansę pani Rossi? Tak, choć może „Hurricane” nie porywa jak huragan, to pozostaje solidnie wykonaną robotą. Tylko i aż tyle.
0 komentarzy