Dawno, dawno temu, zanim Charlie Sheen zaczął zmierzać w kierunku hedonistycznej samozagłady, pokazywał się od dobrej strony aktorskiej. Do tej pory jedną z jego najbardziej rozpoznawalnych ról jest Topper Harley z ostatniej świetnej parodii – „Hot Shots!”. Zgrywa głównie z „Top Gun”, mimo upływu lat, bawi absurdalnym humorem oraz pastiszem wielu innych popularnych produkcji.
Jednak nie będę opowiadał o filmie, który bardzo lubię, ale o jego warstwie muzycznej. A za nią odpowiada pochodzący z Węgier Sylvester Levay, znany głównie z tematu przewodniego do serialu „Airwolf”. Ale skoro film był niepoważny, to i muzyka musiała obrać podobną drogę. Kompozytor poszedł w modne wówczas popowe brzmienia, mieszając je z orkiestrą, co słychać już w „Main Title”, którego temat przewija się parokrotnie. Cechuje go wykorzystanie podniosłej trąbki i smyczków, syntezatorowego rytmu oraz ostrej gitary elektrycznej – motyw Toppera (m.in. „This Is For Your Dad”) .
Dalej dominuje kiczowata elektronika pachnąca latami 80. (synth popowe „Sea Maneuvers”), stylizacja na Johna Williamsa (podobnie brzmiące smyczki i dęciaki we „Flash Back”, pachnącym… „Szczękami”), mroczna elektronika okraszona delikatnym fortepianem („Saboteurs”), a napięcie budowane jest zarówno patetycznymi dźwiękami oraz mocnym riffem. Subtelność godna czołgu, ale na ekranie to się sprawdza.
Motyw miłosny jest wariacją tematu głównego bohatera. Tutaj wykorzystane zostały delikatna gitara, fortepian oraz ‘płynące’ smyczki. Świadomie kiczowata melodia stanowi rozluźnienie po patetyczno-rockowej naparzance, która mimo czasu trwania (niecałe pół godziny) może wywoływać znużenie. I nawet pójście w stronę soft rocka („Rescue / Drive to Hospital”) czy skręty w sentymentalizm (krótkie „Father’s Theme”) sprawdzają się świetnie tylko w filmowym kontekście.
Odejściem od tego jest elegancka, jazzowa piosenka „The Man I Love” George’a Gershwina, w uwodzicielskim wykonaniu Valerii Golino, której towarzyszą wielce efektowne solówki fortepianu; oraz kończące krążek/film „Dream Lover” Bobby’ego Darina, jaki śpiewa Dion (DiMucci). Reszta to raczej solidny pastisz kiczowatej muzyki lat 80.
0 komentarzy