Bruno Coulais to niezwykły kompozytor mający na swoim koncie między innymi takie świetne ścieżki dźwiękowe jak "The Travelling Birds" czy "Microcosmos". Obie one przyniosły mu wielką sławę i zasłużone uznanie pośród kolegów po fachu. Przez lata pisania muzyki do filmów kompozytor ten wytworzył swój własny, bardzo charakterystyczny styl. Trudno jednoznacznie go opisać jednak pewne jest, że tylko europejski kompozytor mógłby wpaść na tak magiczne połączenie najróżniejszych brzmień etnicznych i stworzyć z nich zupełnie nową jakość. Wielu uważa, że twórczość Bruno Coulais osiągnęła swoje apogeum w świetnym "The Travelling Birds". Jednak zanim powstał ten film jak i muzyka, Coulais stworzył wcześniej inne arcydzieło – "Himalaya". To właśnie na tej ścieżce dźwiękowej zaczęły się rodzić pewne pomysły i rozwiązania, które na "The Travelling Birds" zyskały mistrzowskie szlify i oprawę.
Podczas słuchania muzyki do filmu "Himalaya" przez cały czas zachwycał mnie piękny temat przewodni. Jest on bardzo spokojny i majestatyczny, ale jednocześnie lekki i przyjemny w odbiorze. To właśnie na nim oparta jest cała ścieżka dźwiękowa. Drugą istotną sprawą na tej płycie jest instrumentarium. Akcja filmu jak wskazuje na to sam tytuł dzieje się w pewnej wiosce znajdującej się gdzieś pośród Himalajów. Tereny te są skądinąd pod silnym wpływem kultury Indyjskiej, Chińskiej i Tybetańskiej. Wszystko to wiąże się z pewną specyfiką tamtejszej muzyki, która czerpie z tych trzech kultur. Kompozytor pisząc muzykę do takiego filmu, w którym istotną rolę odgrywają piękne pejzaże musiał zachować integralność z obrazem i zagłębić się przynajmniej w tamtejsze instrumentarium. Bruno Coulais poszedł jednak dalej i zagłębił się także w melodykę i rytmikę wplatając w to wszystko zachodnią harmonię. Efektem tego jest świetna ścieżka dźwiękowa, jaka powstała do filmu "Himalaya".
Niemal we wszystkich kompozycjach na płycie pojawiają się chóry. Nie są to jednak takie chóry, do których przyzwyczaili nas hollywoodzcy kompozytorzy, pełne potężnych i monumentalnych brzmień. Coulais pokazuje na tej ścieżce dźwiękowej, że ludzki głos potrafi brzmieć lirycznie i pięknie nawet, jeśli śpiewane słowa nie mają najmniejszego sensu. Mnóstwo jest tutaj majstersztyków w postaci partii a capella wykonywanych przez chórki będące syntezą głosów tybetańskich mnichów (głównie śpiew alikwotyczny) i aktorów rodem z Bollywood. Można powiedzieć, że to coś na kształt zupełnie nowego folkloru. Z podobnymi zabawami ludzkim głosem spotkałem się do tej pory tylko na ostatniej płycie Bobby’ego Mcferrina pod tytułem "Beyond Words". Ten czarnoskóry jazzman słynie z tego, że potrafi ze swoim głosem robić cuda. Wiele partii chóralnych na "Himalaya" posiada właśnie tą jazzową lekkość i wariacyjność Bobby’ego Mcferrina, co dla mnie jako fana tego artysty jest oczywistą zaletą tej ścieżki dźwiękowej. Kolejną jest wykorzystanie w niej różnych oryginalnych "odgłosów świata" w postaci unikalnych wokaliz. Tą częścią ścieżki dźwiękowej do filmu "Himalaya" zajęła się wytwórnia Real World Records założona swego czasu przez samego Petera Gabriela – miała ona skupiać i rejestrować muzyczne elementy ginących kultur. Były wokalista grupy Genesis czerpał z tych zbiorów także przy okazji jednej ze swoich ostatnich ścieżek dźwiękowych – "Rabbit-Proof Fence". Tym sposobem na obu tych płytach pojawiają się bardzo podobne, jeśli nie identyczne etniczne "efekty dźwiękowe".
Ostatecznie nie będę wymieniał żadnych konkretnych utworów z tej ścieżki dźwiękowej. Wszystkie one są bardzo dobre i słucha ich się z jednakową przyjemnością. Jeżeli ktoś uważa, że muzyka do "The Travelling Birds" była co najmniej świetna to na pewno zachwyci go także "Himalaya". Klimat tej płyty trudno jest porównywać z jakąkolwiek inną. Jest tu dużo wibrafonów, dzwonków, trójkątów, wokaliz, smyczków i dęciaków – czyli wszystko, co Bruno Coulais ma najlepszego. Miejscami można usłyszeć tutaj coś z "Hero" Tan Duna i jego niezwykłej harmonii czy wcześniej wspomnianego "Rabbit-Proof Fence" Gabriela i jego etnicznej głębi. Wszystko to w kilku miejscach przypominając "The Travelling Birds" daje zupełnie nową jakość, która doskonale się broni oryginalnością oraz świetnym tematem przewodnim. Nic tylko słuchać bez przerwy.
Niedawno dopiero odkryłem tą ścieżkę i za każdym razem jak jej słucham jestem wniebowzięty. Moje ulubione dokonanie Coulaisa.
Świetna ścieżka, recenzja wg mnie średnia, ale ocena dobra. Tylko czwórka dla „Le Lac” to jakiś fail. 😛
Klasa, świetna ścieżka, może nie wracam do niej często, ale zawsze z przyjemnością.