Gladiator
Kompozytor: Hans Zimmer, Lisa Gerrard
Rok produkcji: 2000
Wytwórnia: Decca Records
Czas trwania: 61:38 min.

Ocena redakcji:

 

"The general who became a slave. The slave who became a gladiator.

The gladiator who defied an emperor."

 

Każdy ma w swojej płytotece ten jeden, wyjątkowy, niepowtarzalny album. Płytę, od której wszystko się zaczęło. W moim wypadku jest to właśnie muzyka z "Gladiatora". To ona zapoczątkowała moją miłość do soundtracków. W chwilę po tym, jak 14 lipca 2000 roku zobaczyłem "Gladiatora", wydałem całe kieszonkowe na kasetę z muzyką Hansa Zimmera i Lisy Gerard, która do dziś zajmuje zaszczytne miejsce na półce, chociaż oczywiście wyparta została przez nowocześniejszy nośnik dźwięku, jakim jest krążek CD.

Nie będę się silił na dogłębną analizę – o tej muzyce napisano już wszystko. Po prostu – postaram sam sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego kocham ten soundtrack? Co takiego ma w sobie ta muzyka, że nieprzerwanie od 7 już lat żyje w mojej głowie i sercu, bardzo często rozbrzmiewając w głośnikach sprzętu stereo? A może przy okazji uda mi się zarazić kogoś tą miłością? No, to po kolei…


"My name is Gladiator."


Temat Maximusa, rewelacyjnie zagranego przez Russela Crowe, jest z pewnością jednym z najbardziej rozpoznawalnych tematów w historii muzyki filmowej. Na płycie usłyszymy go po raz pierwszy już na samym początku "The Battle". Szlachetne brzmienie waltorni doskonale uzupełnia wyżej brzmiąca trąbka i dodający całości epickiego wydźwięku chór. Kiedy bitewna burza minie, z głośników zacznie wypływać przepiękne "Earth", w którym usłyszymy temat Maximusa w spokojnej, romantycznej aranżacji na wiolonczelę, flet i harfę. W pełnej krasie rozbrzmiewa on dopiero w "Barbarian Horde", gdzie dwukrotnie wybucha z potężnym ładunkiem dumy i patosu. Nie da się zapomnieć sceny, w której rzesze więźniów z lochów Koloseum skandują na cześć Maximusa przy tej właśnie muzyce. Tak jak nie sposób zapomnieć ostatniej sceny, w której temat głównego bohatera słyszymy – "Honor Him" potrafi wycisnąć łzy.


"At my signal, unleash hell."


zimmer-6841879-1590000958Ciche, niby niepozorne szarpanie strun gitary, które następuje po muzycznej prezentacji Maximusa, złowieszczo zwiastuje nam nadchodzący sztorm. Motyw wzrasta, wzrasta, wzrasta, aż w końcu wybucha dziesiątkami głośnych dźwięków dęciaków. Potem zostaje nam już tylko dać wciągnąć się w tą burzę i rozkoszować zapadającymi w pamięć, agresywnymi tematami, którymi częstuje nas Zimmer w popisowym "The Battle".

Potem utwór przechodzi w liryczną narrację bitewnego zgiełku przeprowadzoną przy pomocy delikatnego, posępnego głos Lisy Gerrard. Trzeba zaznaczyć, że taka muzyczna ilustracja batalistyki, kontrastująca z tym, co widzimy na ekranie, po "Gladiatorze" to już standard, dający się słyszeć w filmach o podobnej tematyce nader często. Wzór jest jednak tylko jeden i niedościgniony, więc poczynania Hornera w "Troi", czy niedawno Batesa w "300" są już tylko nieudolną kalką doskonałego oryginału.


"The beating heart of Rome is not the marble of the Senate, it's the sand of the Colosseum."


Bitewne tematy pojawiające się w "The Battle" odzywają się ponownie w drugim potężnym kawałku akcji, czyli "Barbarian Horde". Na arenie Koloseum odbywa się rekonstrukcja bitwy pod Kartaginą. Do walki staje barbarzyńska horda Hannibala i legioniści Scypiona Afrykańskiego. Trup ściele się gęsto, krew tryska strumieniami, tłum wiwatuje, a Kartagina, zamiast upaść – zwycięża pod wodzą Maximusa;) A wszystko to z elektryzującą muzyką Hansa Zimmera w tle.

Utwory "The Battle" i "Barbarian Hord" praktycznie od razu przeszły do historii. Moim zdaniem jest to najlepsza muzyka akcji w dorobku kompozytora i jedna z czołowych jakie w ogóle w kinie do tej pory słyszałem. Do dziś słuchanie tych kawałków wywołuje u mnie ciarki na plecach, po wielu latach, wsłuchując się w bogatą strukturę tej muzyki odkrywam coś zupełnie nowego, co sprawia, że po prostu nie chce się przestać tego słuchać. Tak na przykład miałem z ledwo słyszalną fortepianową partią w "The Battle". Brutalna, podniosła, potęgująca napięcie, a przy tym piękna i szlachetna. Naprawdę ciężko znaleźć drugą muzykę z tak wyrazistym charakterem.


"There was a dream that was Rome. You could only whisper it.

Anything more than a whisper and it would vanish, it was so fragile."


"Might of Rome" to "perła w koronie" tego soundtracku. W filmie Ridley Scott zestawił ze sobą kontrastujące sceny walki Maximusa na arenie w Zucchabarze i wjazdu Commodusa do Rzymu w chwale, która należała się temu pierwszemu. Pewnie nie tylko dlatego, że jest to kawałek świetnej muzyki, ale też, aby utrzymać tą nieco ironiczną wymowę, utwór wysławiający potęgę Cesarstwa Rzymskiego zaczyna się od pełnej napięcia, dynamicznej muzyki, która wcale nie nasuwa skojarzeń z pełnymi przepychu pałacami Cesarza, ale przypomina słuchaczowi scenę walki na śmierć i życie ku uciesze tłumów. Natomiast wszystko to, co następuje po tych 3 minutach wstępu jest już dosłownie tym, co sugeruje tytuł utworu. Przepełniona epickością, wzniosła muzyka ze wspaniałymi chórami doskonale oddaje wyobrażenie o chwale Rzymu. A utwory takie jak "Slaves to Rome", "Am I Not Merciful?" czy wieńcząca album piosenka " Now We Are Free" dopełniają obraz tej kompozytorskiej wizji.


"Strength and Honor"


gerrard-7352744-1590000970Muzyka z "Gladiatora" to nie tylko akcja i patos, to także momenty wyciszenia i wspaniały klimat, za który w głównej mierze odpowiada mistyczny wręcz wokal Lisy Gerard. Słyszany po raz pierwszy w "The Wheat" subtelny głos artystki rozsiewa magię i pełen smutku nastrój, oddający doskonale tęsknotę Maximusa za rodzinnym domem. Za każdym kolejnym razem, kiedy nadchodzi czas na wokalne partie pani Gerard, bicie serca, którego tempo znacznie zwiększa się przy dynamicznej muzyce Zimmera, uspokaja się. Najgłębszych emocji Gerard sięga w "Sorrow" i "Elysium".

Ale i przy tym akapicie należy pochwalić Niemca, bo nie tylko Lisa Gerrard jest odpowiedzialna za te bardziej stonowane, chociaż nie mniej intensywne doznania podczas odsłuchu płyty. Czyż nie wspaniale tańczyłoby się studniówkowego poloneza przy "Earth";)? Czy słysząc nostalgiczne łkanie duduka w "To Zucchabar" nie macie ochoty wyjść samotnie na pustynię? Nie trzeba być romantykiem, żeby tak było, wystarczy odrobina wrażliwości, która każdy ma w sobie od urodzenia, a w którą Zimmer potrafi celnie uderzyć.

Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na, przeze mnie ubóstwiany, przez krytyków dziwnie pomijany, przepiękny, wyciskający łzy "Strength and Honor". Jeśli i dla Was jest to tylko jeden z kawałków pomiędzy "The Battle" a "Barbaria Hord", to radzę zamknąć się w totalnej ciszy w pokoju i wsłuchać w to małe arcydzieło, przywodzące mi na myśl pulsujące źródło czegoś, co starożytni nazywali Ars.


"What We Do In Life Echoes In Eternity."


Jeśli chodzi o samo wydanie tejże muzyki przez Decca to według mnie jest to jeden z najlepiej wydanych soundtracków w ogóle. Muzyka została zmiksowana bez żadnych przerw między kompozycjami, co daje wrażenie spójności, nie nudzi, czas trwania jest bardzo optymalny. Zachwyca klarowność nagrania, pomimo, że w partyturze nie raz aż roi się od dźwięków, mamy okazję dobrze usłyszeć to, na co nie zawsze pozwalają efekty dźwiękowe w samym filmie. Doskonale brzmią solowe partie Heitora Pereiry (gitara), Djivana Gasparyana (duduk), Tonyego Pleetha (wiolonczela) i Maurice Murphyego (trąbka).

Nie dziwi więc ogromny sukces nie tylko artystyczny, ale także komercyjny tego albumu. Nie ma wątpliwości, że "Gladiator" zrodził nowe pokolenie miłośników muzyki filmowej, do którego należy także niżej podpisany. Myślę, że doskonale rozumiem moją fascynację tą muzyką: partytura Zimmera i Gerard (z małym wkładem Klausa Badelta i Djivana Gasparyana) łączy w sobie nowoczesność z klasyką; przepełnia ją mistyczny klimat, monumentalny duch Rzymskiego Cesarstwa i piorunująca muzyka akcji. Taka mieszanka musi zawrócić w głowie. Wybaczcie więc taką nudę we wrażeniometrze – nawet obiektywnie patrząc, uważam "Gladiatora" za jeden z najlepszych soundtracków i nie potrafię wskazać na tym albumie momentów lepszych i gorszych – każdy dźwięk składa się tu na doskonałą całość. Zimmer wybudował sobie kolejny muzyczny pomnik, dzięki któremu nie zostanie zapomniany do końca świata, bo nawet, jeśli w niepamięć pójdzie jego nazwisko, to jestem pewien, że muzyką z "Gladiatora" zachwycać będą się nieustannie w milionach domów na całym świecie, przez długie wieki, tak jak my nadal zachwycamy się starożytnymi dziełami sztuki.

Autor recenzji: Damian Słowioczek
  • 1. Progeny
  • 2. The Wheat
  • 3. The Battle
  • 4. Earth
  • 5. Sorrow
  • 6. To Zucchabar
  • 7. Patricide
  • 8. The Emperor is Dead
  • 9. The Might of Rome
  • 10. Strength and Honor
  • 11. Reunion
  • 12. Slaves to Rome
  • 13. Barbarian Horde
  • 14. Am I Not Merciful?
  • 15. Elysium
  • 16. Honor Him
  • 17. Now We Are Free
5
Sending
Ocena czytelników:
0 (0 głosów)

6 komentarzy

  1. Brian

    Nie za dużo tych maksów?

    Odpowiedz
  2. voithuus

    @Brian
    Nie.

    Odpowiedz
  3. Brian

    @voithuus Tak.

    Odpowiedz
  4. valt

    @Brian Nie.

    Odpowiedz
  5. vicanned

    Podobnie jak u Ciebie, moja miłość do muzyki filmowej zaczęła się od Hansa Zimmera, Gladiatora i… pewnej stacji radiowej.

    Teraz, mogąc pochwalić się pewnym doświadczeniem w muzyce, uważam, że w tym gatunku ostatnimi laty nie ma lepszego kompozytora zdolnego budować napięcie, stymulować wyobraźnię i pozawerbalnie opowiadać historię wielkiego ekranu. Jego dzieła są spójne z filmem, a jednocześnie bardzo oryginalne. Za to właśnie tak bardzo go podziwiam. 🙂

    Odpowiedz
  6. David

    Do muzyki z Forresta i Ostatniego Mohikanina nie ma porównania. Wszystkie utwory na jedno kopyto i potwornie przynudzają.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...