„First Daughter” to przeciętna komedyjka romantyczna, traktująca o – jak sam tytuł wskazuje – najważniejszej nastolatce Ameryki i jej szkolno-miłosnych perypetiach. Średnio porywający, acz miejscami uroczy filmik wyreżyserował, co dość zaskakujące, Forest Whitaker, a do kas przyciągnąć miały takie wybory obsadowe, jak Katie Holmes i Michael Keaton (co jednak nie wypaliło). Muzyka przypadła natomiast w udziale Michaelowi Kamenowi, dla którego okazał się to być jeden z ostatnich filmów w karierze – dedykowany zresztą jego osobie, mimo iż produkcja ta trafiła do jankeskich kin na dwa miesiące przed śmiercią maestro.
Jednak już podczas prac nad muzyką Kamen miał trochę problemów zdrowotnych, a dodatkowo zajmował się też kilkoma innymi projektami. Stąd współkompozytorem „Córki prezydenta” został Blake Neely – protegowany zarówno Hansa Zimmera, jak i samego Kamena, któremu wykonał wcześniej kilka orkiestracji. Tutaj jego zadaniem było przypuszczalnie rozpisanie i dokończenie pomysłów/tematów Kamena, z czego wywiązał się sumiennie, bowiem ani razu, w żadnym utworze muzyka nie kiksuje i nie da się wychwycić różnic w podejściu do brzmienia, jak i samej historii.
Ponieważ to romans z kilkoma dowcipami w tle, to i ścieżka dźwiękowa prezentuje się radośnie, jest w większości lekka i liryczna. Miewa oczywiście momenty bardziej patetyczne, odnoszącego się bezpośrednio do głowy państwa („Proud Dad”, „Air Force One”), ale są one podane w bardzo subtelny sposób – głównie za pomocą sekcji dętej i werbli w tle. Dominują rytmy przyjemne, odpowiednio nastrojowe (delikatne chóry i żeńskie wokalizy, lira, no i smyczki), które w filmie zaznaczają swą obecność w mało pamiętnym (może za wyjątkiem tematu przewodniego, jaki w pełnej krasie ukazuje się już w otwierającym „Once Upon A Time”), ale zauważalnym stylu. Trafnie dopełniają one klimatu miłosnych uniesień, a kiedy trzeba sprawdzają się też jako podkład wątków typowo zabawnych, tudzież slapstickowych (mickey-mousing w ilościach zjadliwych).
Muzyka instrumentalna zgrabnie uzupełnia się także z licznie wykorzystanymi w filmie piosenkami, z których kilka umiejętnie tu wpleciono (najlepiej wypada bodaj „Leaving Campus” i „Sea of Dreams” z ładnym głosem Joanny), co bez problemu przywołuje na myśl konkretne momenty ruchomego obrazu i sprawia, że niektórzy ponownie sięgną po chusteczki. Dla osób postronnych na dłuższą metę nie będzie to jednak nic specjalnego.
Podobnie zresztą, jak i płyta – bootleg (prawdopodobnie dvd-rip), jaki opatrzono nazwą „complete score”, z czym można by się kłócić (niby wszystkie najważniejsze tematy tu są, lecz z drugiej strony film trwa dwa razy tyle, co zaprezentowany tu materiał). Poszatkowany na 28 utworów, często bezlitośnie krótkich, o zjadliwej, ale pozostawiającej nieco do życzenia jakości dźwięku, to nie jest coś, co chce się słuchać, a tym bardziej jeszcze do tego wracać.
Trochę szkoda więc, że muzyki tej nadal oficjalnie nie wydano (czemu z pewnością winna porażka filmu w box office). Mimo pewnej miałkości posiada ona kilka niezaprzeczalnych walorów, klasę i urok, które aż proszą się o jakiś skromny, choćby i 30-minutowy krążek, okraszony estetyczną poligrafią i stosowną książeczką. Cóż, może kiedyś… Póki co fani tej produkcji/kompozytora muszą zadowolić się opisanym tu bootlegiem, który ma tą zaletę, iż bez problemu można go wyłowić z sieci – za darmo i bez kompleksów. Moja finalna nota to 2,5 i choć samą muzykę oceniam na trochę więcej, to nie zamierzam polecać, gdyż jest to pozycja, jaką na dobrą sprawę przyjmuje się wzruszeniem ramion.
P.S. TU znajduje się pełna lista wykorzystanych w filmie utworów źródłowych.
0 komentarzy