Trzecią wizytę w „Fargo” odbyłem dość późno, bo zaledwie parę dni temu. Kiedy emocje oraz poczucie rozczarowania już opadło, zobaczyłem kolejną opowieść o zbrodni, chciwości i przebudzeniu zła w człowieku. Tym razem bohaterami są poróżnieni bracia Stussy (role te zagrali Ewan McGregor i… Ewan McGregor), których losy potoczyły się w skrajnych kierunkach. Zapalnikiem staje się próba obrabowania starszego brata na zlecenie młodszego, co kończy się morderstwem. Po drodze pojawi się szef tajemniczego syndykatu, pranie pieniędzy, zdeterminowana policjantka oraz masa absurdalnych sytuacji. Klimat poprzedników zachowany, choć czuć lekką wtórność.
Czy nadzorujący muzycznie projekt Jeff Russo też odczuwa zmęczenie, czy może jednak jest w stanie wycisnąć coś więcej? Maestro ostatnio staje się coraz aktywniejszy, między innymi dzięki pracy przy serialach Netflixa. O nich jeszcze przyjdzie czas napisać, zaś co do „Fargo” – z serii na serię muzyka jest coraz lepsza, z zapadającymi w pamięć tematami.
Najbardziej rozpoznawalny jest motyw przewodni, mocno przypominający ten z filmowego pierwowzoru. Tutaj pojawia się w dwóch wersjach: klasycznej, jaką słyszymy od samego początku (na albumie pojawia się pod koniec) oraz na chór śpiewający a capella. To wykonanie wywołuje we mnie prawdziwe ciarki, dodając muzyce sporo świeżości. Ale każda z postaci ma tutaj interesujący temat, z czego najbardziej wybijają się dwa: Glorii (pani policjant) oraz Nikki (kochanki jednego z braci Stussy). Ten pierwszy zaczyna się od poruszającego solo wiolonczeli w rytm tykającej perkusji, po czym zmienia się w… walca z delikatną harfą oraz perkusjonaliami w tle, dodającymi szlachetności i melancholii tej postaci.
Z Nikki Swango jest o wiele ciekawiej, bo jej temat („For Nikki”) pojawia się aż dwa razy – raz w całości grany na fortepianie, drugi w pełni zorkiestrowany – i robi piorunujące wrażenie. Nie tylko tym, że trwa ponad osiem minut, ale kompletną zmiennością tempa, które ilustruje zmienne emocje tej kobiety: od ciepła i delikatności (bardzo powolny wstęp) przez melancholię, gwałtowność i smutek (okolice połowy), aż do żądzy zemsty (końcówka). W wersji symfonicznej jeszcze bardziej te emocje są odczuwalne, co jest zasługą świetnej aranżacji.
Poczucie niepokoju podkręcają też dwa motywy dotyczące naszych antagonistów, czyli pana Vargi oraz jego pomagierów. „The Russians” zaczyna się mocno opadającymi smyczkami, do których dochodzą ciepły klarnet i fagot, podkreślające pochodzenie pomagierów. Po wejściu tego drugiego instrumentu, smyczki nie tylko mocniej naznaczają swoją obecność, lecz razem z rozciągniętymi dęciakami wydają się zapowiadać jakieś nieszczęście (w wersji alternatywnej ich funkcję dopełniają dęte drewniane). „Varga” zaczyna się wręcz złowieszczym tangiem, rozpisanym na klarnet i dęciaki ze smyczkami, uwypuklając demoniczny charakter, który kryje się za elegancko ubranym przestępcą (solo wiolonczeli oraz druga połowa, ubarwiona dźwiękami harfy i coraz bardziej chwytające za serce smyczki w lirycznym finale).
Kompletnie nie spodziewałem się za to powrotu tematu duetu Wrench/Numbers, bo jeden z nich powraca do tego świata. Te krótkie, lecz dosadne uderzenia perkusji nadal mają swoją moc, pomagającą budować napięcie. Zarówno we „Wrench and Swango”, jak i w troszkę bardziej ubarwionym innymi instrumentami „Wrench and Nikki Steal a Truck” (w połowie wchodzą perkusjonalia oraz smyczki) ta adrenalina napływa prostymi środkami.
Nie mogło też zabraknąć fragmentów mających za zadanie tworzyć klimat coraz bardziej zapętlającego się osaczenia i underscore’u. Tutaj Russo jest bardzo przystępny, ale i kreatywny. W „Ray, Nikki and AC” już na dzień dobry walą kotły, a w tle "gniecie" wiolonczela. Po minucie swój moment chwały dostaje bardzo delikatna (z początku) perkusja, która z czasem nabiera wręcz marszowego tempa. Równie ostre jest „Horn Heavy”, zdominowane przez fanfarowe dęciaki, przypominające stylem brzmienia z czasów Złotej Ery. Ten rozmach zaskakuje swoją przystępnością (wspaniały, intensywny środek), choć im bliżej końca, tym bardziej wylewa się z niego pewien smutek (klarnet). „Year Three Murder” działa na zasadzie zmylenia naszej czujności – po krótkim, nieprzyjaznym wstępie dominuje bardzo łagodny środek, aby w finale uderzyć ze zdwojoną siłą.
Żeby jednak nie było tak słodko, to wydanie płytowe ma parę wad, na szczęście drobnych. Jest trochę planktonu (utwory poniżej lub około minuty), choć ciekawego pod względem aranżacyjnym. Dla mnie największym problemem jest „Minsky (I Can Help)”, czyli kompozycja z odcinka, będącego niejako wątkiem pobocznym serialu. Sam utwór, okraszony 8-bitową elektroniką oraz thereminem, sprawdza się jako ilustracja wydarzeń z powieści SF. Problem jest taki, że mocno odstaje od reszty klimatem oraz stylistyką, co wywołuje pewien zgrzyt. Aczkolwiek to naprawdę ładny utwór.
Jeff Russo w trzecim „Fargo” potwierdza, że jest jednym z najciekawszych kompozytorów małego ekranu. Najlepsza część tego muzycznego świata zaskakuje przemyślaną konstrukcją, emocjonalnym zaangażowaniem i rozmachem godnym hollywoodzkiej produkcji. Jestem naprawdę ciekawy, jakie jeszcze projekty napisze amerykański maestro. Ode mnie bardzo mocna czwórka z plusem. Jeśli nie słuchliście, co tu jeszcze robicie?
0 komentarzy