I wróciliśmy znowu do Fargo, tym razem w roku 1979. Czasy się zmieniły, stroje i fryzury też, ale zło z głupotą nadal trzymają się tam znakomicie. Jeden drobny wypadek spowodowany przez lokalną fryzjerkę doprowadza do prawdziwej mafijnej wojny. Noah Hawley nadal trzyma wszystko w ryzach, a serial ogląda się nadal znakomicie, dzięki czarnemu humorowi, przewrotnemu scenariuszowi, idealnej stylizacji oraz wybornemu aktorstwu takich osób jak Kirsten Dunst, Jesse Plemons, Patrick Wilson czy Bokeem Woodbine.
Warstwa muzyczna jest równie ważna jak cała opowieść. Na szczęście odpowiadający za ten element „Fargo” Jeff Russo nie zawodzi. Zachowano temat z czołówki serialu, który jest klamrą spajającą całą historię oraz soundtrackowy album. Wersja oryginalna zamyka krążek, a na jego otwarcie dostajemy bardziej epicką, wręcz orkiestrową aranżację. Utwór ten zalicza mocne wejście smyczków oraz kotłów wspartych przez chór, by powrócić do stonowanej gry dętych drewnianych oraz skrzypiec. Druga seria ma też swój własny, bardziej elegijny temat, dopasowany do wątków krwawej gangsterki – wyciszona trąbka powraca wraz z niepokojącymi smyczkami oraz kotłami, by następnie ustąpić pola samotnym nutom skrzypiec.
Maestro serwuje aż trzy nowe tematy, które zdają się odgrywać kluczową rolę w tej opowieści. Pierwszy związany jest z niejakim Ryem Gerhardtem, którego śmierć staje się prawdziwą iskrą w beczce prochu, doprowadzając do kompletnej zadymy. Tu najmocniej wybrzmiewa strzelająca seriami perkusja, pokazująca porywczy charakter tego idioty. Drugi motyw opisuje Dodda – twardego i buńczucznego brata Rye’a. Na początek dostajemy w niej dźwięk tykającego zegara. Trzeci temat należy do Indianina Hanzee – mordercy działającego dla rodziny Gerhardtów w rytm… funku z lat 70., co jest mocno osadzone w realiach epoki. Poza ekranem bardzo przyjemnie to buja.
Reszta tego sporego albumu to już dominacja akcji oraz underscore’u. Maestro potrafi go jednak tak ubarwić, żeby nie zanudzić słuchacza. Poczucie niepokoju sygnalizowane jest przez niezapomniane, krótkie wejścia dzwoneczków, znanych już z poprzedniego sezonu („Ed Burns Clothes”). Spory wpływ ma także elektronika pachnąca daną dekadą (złowrogi „Hanzee Kills Floyd” czy początek „Simone and Charlie”), melancholijne smyczki („Gerhard Bed”) oraz agresywna perkusja („Peggy Stabs Hanzee”). Skrzypce czasem skręcają też w stronę walca („Massacre”), pojawiają się również naprawdę mocne wejścia dęciaków (epickie „Massacre at Sioux Falls”), a nawet tak nieoczywiste dźwięki, jak tykanie („Skip Sprang”) czy westernowe gwizdy („Whistle Open”).
Najciekawsze na tym polu są jednak dwie kompozycje: „Peggy Watching Movie” oraz „Herman’s Malt”. Pierwsza melodia jest bardzo interesującą imitacją stylistyki kina Złotej Ery, zdominowaną przez werblową perkusję oraz iście melodramatyczne smyczki. Drugi utwór to chwytający za gardło temat, zaczynający się od podnoszących adrenalinę smyczków, którym z czasem zaczynają przewodzić ciężkie tony wiolonczela. Te dwie kompozycje są perłami tej ilustracji.
Fragmenty liryczne są natomiast podkreślone delikatnym brzmieniem harfy, jednak nawet ona nie ma większego wpływu na obecność generalnie nieprzyjemnego tła, podpartego licznymi smyczkami – jak w „Skip Sprang”, prześlicznym „Simone’s Harp” oraz finałowym „Bemidji, BN”.
Russo coraz pewniej czuje się jako twórca muzyki filmowej, a druga seria „Fargo” jest znacznie, znacznie ciekawsza w odsłuchu. Może irytować dość spora dawka underscore’u oraz spora niechronologiczność całego albumu, jednak wiele smaczków, jak i spokojniejsze fragmenty pozwalają w pełni rozpłynąć się nad tym dziełem. Gdyby Carter Burwell komponował muzykę do tego serialu, z pewnością stworzyłby coś podobnego. Mocna czwóreczka.
0 komentarzy