Ocean. Żaglówka. Tylko Ty i ona. Wokół martwa cisza… Cisza, która miała ukoić ból. Próbujecie oboje zapomnieć o tym, co się stało i w rytm cichego, acz niepokojącego "Main Title/Train/Hospital/The Accident" kołyszecie się na bezkresnych wodach oceanu. Pewnego dnia na horyzoncie pojawia się żaglowiec. Statek ten powoli tonie. Widzicie, jak ku wam płynie jakiś mężczyzna w łódce. Postanawiacie mu pomóc. Okazuje się, iż to ostatni członek załogi żaglowca – pozostali zginęli na skutek zatrucia, a sam statek jest poważnie uszkodzony. Mężczyzna wygląda na przerażonego, a jego opowieść wydaje się być prawdziwa. Czujesz jednak, iż coś jest nie tak. Kiedy rozbitek zasypia, postanawiasz udać się na pokład żaglowca i wszystkiemu przyjrzeć się z bliska. Wypływasz szalupą – zostawiasz żonę wraz z nieznajomym śpiącym w kajucie.
Kiedy docierasz na miejsce z przerażeniem odkrywasz prawdę – to miejsce to prawdziwy "Slaughterboat", a winny jest teraz na Twoim własnym statku – sam na sam z nic niespodziewającą się żoną. Adrenalina rośnie momentalnie – wskakujesz, więc na łódkę i zawracasz. Towarzyszą ci niesamowite chóry i soliści wzmagający napięcie i niepokój do spółki z bębnami, kotłami i narastającym tempem. Przyśpieszasz – jesteś już w połowie drogi, kiedy na jachcie coś się dzieje. To przybysz przejął panowanie nad statkiem i właśnie uruchamia silniki. Przyśpieszasz, ale tracisz siły. Jesteś tuż tuż. Decydujesz się skoczyć. Niestety jacht rusza – chybiasz o milimetry. Zostajesz sam, raniony w rękę przez silniki. Sam pomiędzy oddalającym się jachtem, na którym Twoja żona leży nieprzytomna, a tonącym żaglowcem. Wokół martwa cisza. Ogarnia cię "Sadness" – krótki, ale konkretny motyw, który zmusza cię do powrotu na pokład żaglowca.
Tymczasem tajemniczy mężczyzna zaczyna rządzić się na twoim statku. Wyraźnie ma ochotę na Twoją młodą, piękną i seksowną ukochaną, która po przebudzeniu "Trying to Get the Rifle". Trwa to jednak krótko i nawet nie ma szans się rozwinąć, gdyż osobnik jest przebiegły i silny. Żona opiera się, jak może, lecz i tak kończy się to jej przegraną. Pośród szumu fal, syntezatorów i narastającej elektroniki następuje "Kisses, Sex, But No Love". Napastnik wygrał, więc połowicznie.
Nagle "Storm Is Coming", więc pośród kobiecego lamentu i skrzypiec znowu "Back to John". Starasz się naprawić zniszczony statek i ruszyć w pościg. Udaje ci się, jednak uszkodzenia są za duże, a wody przybywa z każdą chwilą. Tonący okręt o mało nie zabiera cię z sobą, ale w ostatniej chwili wydostajesz się na powierzchnię. Nadchodzi zmrok. Niejako w desperacji podpalasz wszystko, tworząc "Fireboat Light", w którym raz jeszcze pojawiają się chóry wespół z bębnami i elektroniką nadając temu dodatkowego dramatyzmu. Przesiadasz się do szalupy.
Na szczęście Twojej kobiecie, po długiej walce, udaje się "Harpoon Fire & Knock Down" napastnika pośród tub i syntezatorów, które stopniują napięcie. Dość lekkomyślnie więzi jednak intruza w kajucie. Ogień na horyzoncie daje jej znak – wie już, gdzie jesteś. Mężczyzna w międzyczasie budzi się i znowu próbuje wydostać. Żona raz jeszcze wygrywa i tym razem umieszcza go na szalupie, którą zostawia na pastwę losu.
W końcu następuje "Finding John" i padacie sobie w ramiona. Na szczęście nikomu nic się nie stało, więc chwilowe odetchnięcie charakteryzuje się małą dawką optymizmu, choć wciąż towarzysząca elektronika, bębny i specyficzne chóry sprawiają, iż napięcie nie opada do końca. I słusznie, gdyż, jak się okazuje nie ma "Nobody on the Safety Boat" i sytuacja staje się niewesoła. Pewnie dlatego pojawiają się inne niż dotychczas chóry, a elektronika przejmuje stery w linii melodycznej. Na łodzi natomiast szalony maniak, jakim okazał się rozbitek, dopada raz jeszcze Twoją żonę. Dusi ją. Całe szczęście, że byłeś pod pokładem przygotowując śniadanie, i mężczyzna nie zorientował się, że tu jesteś. Widzisz go – obserwujesz jego cień zacieśniający ręce na szyi twojej drugiej połowy. Teraz bierzesz sprawy w swoje ręce – zabijasz napastnika za pomocą racy. Taki jest właśnie "End of the Killer" – pełen dramatyzmu i napięcia unoszącego się pośród wykorzystanego na maksa instrumentarium, oczywiście z chórami, lamentem i bębnami na czele.
Ale już po wszystkim. Ściskasz żonę. Wokół znowu następuje martwa cisza. Znowu usiłujecie zapomnieć. Udaje się. No, prawie… nie możecie zapomnieć tylko tej niesamowitej muzyki, jaką zaserwował wam debiutujący Graeme Revell. Kiedy ona idzie spać, Ty przystępujesz do oceny całości. Jednego jesteś pewien – to niezapomniane przeżycie zostanie w Tobie już na zawsze. W dzienniku pokładowym zapisujesz 4 nutki. Odkładasz ołówek i sprawdzasz ranę na ramieniu. Gasisz światło i przytulasz się do żony. Śpicie spokojnie pośród martwej ciszy…
0 komentarzy