Są ścieżki dźwiękowe, które podobają się wszystkim. Zniewalają bogactwem tematycznym, porywają lekkością melodii, lub czarują słuchacza ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Jednak w światowej filmografii zapisały się również takie partytury, które wywoływały i wciąż wywołują skrajne emocje. Wszyscy pamiętamy chyba "Piratów z Karaibów: Klątwę Czarnej Perły". Gdy jedni zachwycali się jej tematami, współpracą z filmem i niebanalnym klimatem, inni przeklinali jej komputerowe brzmienie. Świat fanów muzyki filmowej został podzielony, (choć nie tak jak w przypadku dzieła Klausa Badelta) także przy okazji "Catch Me If You Can". Nie wynikało to rzecz jasna z braku poziomu technicznego pracy Williamsa, bo ten osiągnął na płycie praktycznie maksimum. Kością niezgody okazał się niejako klimat soundtracku. Otóż akcja filmu toczy się w latach sześćdziesiątych, co za tym idzie muzyka ilustrująca film nabrała jazzowego brzmienia. I to właśnie dla nie przepadających za tym rodzajem muzyki okazało się nie do "przełknięcia".
Płytę otwiera Temat Przewodni z "Catch Me If You Can". Niezwykle ciekawy raczy uszy słuchacza dźwiękami wibrafonu. Utwór przechodzi również przez nieczęsto wykorzystywany w muzyce filmowej saksofon, a nawet pstrykanie palcami. Pokazuje to, iż ponad siedemdziesięcioletni kompozytor wciąż bawi się formą (z wcale nie najgorszym skutkiem). Z każdą chwilą kompozycji zwiększa się napięcie słuchacza. Jednak osobiście uważam, że temu utworowi czegoś brakuje. Nie ma w nim charakterystycznej dla Williamsa fantazji, polotu. Tego czegoś, co odróżniałoby go od tysięcy innych i nie pozwalało się od niego oderwać. Nie jest to jednak zły temat, bardzo dobrze działa w filmie, posługuje się ciekawymi środkami przekazu, co najważniejsze jest charakterystyczny, mimo że czegoś mu brak.
Jednak na Williamsowski "błysk" nie przyjdzie nam długo czekać. Już drugi utwór niesie nam wspaniałą i lekką melodię, przy której można się naprawdę odprężyć. Powinna się ona spodobać każdemu, motyw w nim użyty możemy usłyszeć również w kilku innych utworach – chociażby w końcowym temacie. To właśnie w dużej mierze temu tematowi zawdzięczamy bardzo dobrą współpracę z obrazem. Równie ciekawie przedstawia się Temat Ojca. Melancholijny i smutny świetnie działa w filmie pokazując rozpacz tracącego wszystko Franka Abagnale Seniora. Saksofon Dana Higginsa sprawuje się w nim naprawdę znakomicie. Ta smutna melodia urozmaica płytę i jest naprawdę godna polecenia. Ścieżka dźwiękowa to również kilka utworów budujących napięcie, jak chociażby "The Airport Scene".
Na płycie znalazło się również pięć piosenek. Wśród ich autorów są takie sławy jak chociażby Frank Sinatra. O ile świetnie działają w filmie, oddając klimat okresu, w którym toczy się akcja filmu, to nie bardzo pasują do muzyki Williamsa. Nie wynika to z ich niskiego poziomu, bo niektóre jak "Come Fly With Me" są naprawdę ciekawe. Niestety w kontekście płyty psują klimat wypracowany przez kompozytora. Sądzę, że o wiele lepiej sprawdziłyby się na osobnym krążku, w formie dodatku do score'u nadwornego twórcy muzyki do filmów Spielberga.
Muzyka w dużym stopniu pomaga w odbiorze filmu. Pokazuje nostalgię ojca Franka, zabawność niektórych sytuacji z życia oszusta i zwiększa napięcie widza obserwującego jak Hanratti jest coraz bliżej schwytania głównego bohatera. Piosenki bardzo efektownie podkreślają specyfikę lat 60. Ten soundtrack jest również jednym z oryginalniejszych w karierze Williamsa. Sprawił to jego jazzowy charakter z saksofonem stanowiącym niejako podstawowy instrument całej partytury. Efekt tej spotęgowało również skromne (jak na tego kompozytora) wykorzystanie klasycznej orkiestry. Nawet drobne podobieństwa do "Sabriny" nie psują ogólnego poczucia świeżości. Nie oznacza to jednak, że nie widać w tej płycie ręki Williamsa. Jego kunszt jest szczególnie widoczny dzięki nienagannej technice. Zresztą maestro, by móc w całości poświęcić się temu soundtrackowi zrezygnował swego czasu z samodzielnej pracy przy "Harrym Potterem i Komnatą Tajemnic", czego efektem jest jego współpraca z Williamem Rossem.
Ścieżka dźwiękowa z "Złap Mnie, Jeśli Potrafisz" otrzymała nominację do Oscara. Być może trochę na wyrost (dzięki kompilacji nazwisk Williams i Spielberg). Jednak jestem w stanie zrozumieć taką decyzję Akademii, (co ostatnio rzadko mi się zdarza). Soundtrack naprawdę dobrze spisuje się w filmie, jest nienaganny technicznie. Poza tym łączy jazz z symfonicznym brzmieniem. Na pewno pisanie tej muzyki sprawiło wiele radości samemu Williamsowi. Mógł przypomnieć sobie stare, dobre lata, gdy dopiero co po studiach zajmował się właśnie muzyką jazzową. Część tej płyty, autorstwa nadwornego kompozytora Spielberga, jest naprawdę ciekawa, bardzo równa i zasługuje na ocenę czterech nutek. Niestety przyszło mi oceniać całą płytę, czyli również zawarte na niej piosenki. Te, choć potrafią cieszyć ucho, to jednak nie pasują do dzieła Williamsa i w moich oczach obniżają jego ocenę do trójki z bardzo dużym plusem. Podsumowując – jest to ścieżka przede wszystkim dla lubiących muzykę filmową wczesnych lat 70 i partytury przesiąknięte jazzem. Dla innych może nie być to ulubiony score, niemniej jest to bardzo ciekawa przystawka, przed jeszcze lepszym "Terminalem", który powstał niedługo potem.
0 komentarzy