Coraz trudniej o dobrze wyważony film. Jeszcze trudniej o taki, z którego wyszlibyśmy odmienieni w jakiś sposób – taki, który zaskoczyłby nas, przepełnił niesamowitą ilością odczuć i to jak najbardziej pozytywnych. Ostatnim takim filmem, jaki pamiętam, była fenomenalna "Amelia". Od tamtej pory różnie bywało, ale raczej nie spotkałem się z czymś w podobnym guście. Aż niedawno moje serce przepełniła magiczna kraina Terabithi. Prawdziwie magiczny film, który (zdawałoby się) jest przeznaczony dla dzieci, ale który nadaje się właściwie dla wszystkich (a moim zdaniem nawet bardziej dla starszych dzieci i dorosłych, którzy chętnie wracają w czasy dzieciństwa). Film o potędze tak prostych, a jednocześnie tak skomplikowanych i trudnych dziś rzeczy, jak przyjaźń, marzenia czy wolność. Film właśnie idealnie wyważony, w którym aż czuć prawdziwą magię wylewającą się z celuloidu i przechodzącą wprost na widza.
I choć film urzekł mnie dość nieoczekiwanie, to muzyka jakoś mi w nim 'zaginęła'. Właściwie zupełnie o niej nie myślałem, jak to miało miejsce w przypadku "Amelii". Do czasu, gdy trafiłem na tę osobliwą ścieżkę dźwiękową. Myślę, że jej tytuł, a właściwie podtytuł – "Music From And Inspired by" wyjaśnia w tym momencie wszystko. Wszak film otrzymał odpowiednią oprawę autorstwa szerzej nie znanego jeszcze Aarona Zigmana ("The Notebook"), ale na rynek wypuszczono składankę piosenek filmem jedynie inspirowanych. Zresztą kto był w kinie (a kto nie był, to polecam DVD) wie, że nie roiło się tam zbytnio od melodii. Ja na pewno żadnej piosenki sobie przypomnieć nie mogę, a muzyka ilustracyjna robiła to, co robić powinna, a więc nie nachalnie obrazowała akcję i bohaterów. Zapewne właśnie dlatego zdecydowano się na taki, a nie inny zabieg. Osobiście nie przepadam za takimi płytami (z nielicznymi wyjątkami), gdyż z reguły jest to zwykły skok na kasę. W przypadku Terabithi zwyciężyła jednak dziecięca ciekawość. I co tam znalazłem?
Przede wszystkim masę lekkich, w większości optymistycznych piosenek bliżej nieznanych mi wykonawców, które oscylują wokół popu. Nie jest jednak tak, że dostajemy mdłą składankę od Disneya. Owszem, parę piosenek bardzo zbliża się do takich klimatów, ale całość powtarza filmowe zaskoczenie – jest pogodnie i optymistycznie, ale nie jesteśmy tym zmęczeni, a te niespełna 50 minut – w końcu wyjętych z naszego życia – przynosi choć trochę ukojenia i oderwania się od szarej codzienności. I jest to sprawa o tyle dziwna, że piosenki te nie są jakoś specjalnie rewelacyjnie. Ze wszystkich 9 pozycji jedynie przefantastyczne "A Place For Us" z miejsca trafiło w moje serce. Pozostałe podobały mi się bardziej ("Another Layer", "Shine", "Right Here") lub mniej ("I Learned From You", "Fly"), ale bez większej rewelacji. No, może jeszcze "Keep Your Mind Wide Open" warte jest szczególnej wzmianki, bo śpiewa ją AnnaSophia Robb (czyli filmowa Leslie) i wychodzi jej to naprawdę dobrze. Zresztą same słowa i melodia też są przesympatyczne. Jednak poza tym wszystkie te piosenki są do siebie bardzo zbliżone klimatem i wykonaniem, więc na dobrą sprawę zlewają się w jedną całość.
Także jako całość można traktować szczątki partytury Zigmana, które kończą płytę. Dano nam do dyspozycji ledwie 4 przykłady jego pracy, a więc niewiele. Na szczęście są one na tyle zróżnicowane, że można zorientować się jako tako w całości, a ich długość uznać za zadowalającą. Oczywiście chętnie przesłuchałbym całości (bo też istnieje wydanie promo tej muzyki, zawierające 21 utworów), ale lepszy rydz niż nic – nawet w baśniowej krainie Terabithii. Muzyka Zigmana nie charakteryzuje się również niczym wyjątkowym, ale słucha się jej dobrze. I choć w pamięć zapada jedynie świetny, acz krótki finał (także filmu) "Jesse's Bridge" oraz fragmenty "Into The Forest" (końcówka – temat przewodni), to nie ma na co narzekać. Podobnie, jak w przypadku piosenek zlewa się to w jedną przyjemną dla ucha i serca całość, która mija bardzo szybko. Aż zbyt szybko jak dla mnie. Przy całej długości płyty z pewnością znalazłoby się miejsce jeszcze dla paru fragmentów. O tyle dobrze jednak, że dostaliśmy przemyślany projekt i tę mini-partyturę oddzielono od piosenek. Zresztą całość nie kłóci się ze sobą i stanowi całkiem dobraną, acz osobliwą parę (na wzór bohaterów filmu ;).
Nie lubię i nie potrafię oceniać w żaden sposób takich pozycji. Z jednej strony słucham bowiem powielanego wielokroć schematu, a więc masa piosenek i trochę score'u pod wspólną nazwą "music from and inspired by", a z drugiej strony bawię się przy tym naprawdę dobrze i napawa mną optymizm. Magia? Na pewno – wystarczy tylko zamknąć oczy i znaleźć się w innym świecie. Tak po prostu.
0 komentarzy