Mychael Danna już od lat należy do grona "cichych kompozytorów", czyli takich, który tworzą dużo niezłych i przystępnych ilustracji, ale z reguły nie są one zauważane przez ogół, a sami kompozytorzy wciąż zdają się tkwić gdzieś w drugiej lidze. Szkoda trochę, gdyż wielu z nich jest – tak jak właśnie bracia Jeff i Mychael Danna – nieprzeciętnie uzdolnionych.
Choć akurat album do – niemal niezauważonego przez publikę – politycznego thrillera "Breach" nie należy do kompozytorskich wyżyn pana Mychaela, to jednak warto zwrócić nań choć trochę uwagi. Płyta prezentuje bowiem trzy ogromne plusy, których dziś brakuje wielu soundtrackom – jest prosta, przyjemna w odsłuchu i na tyle krótka, że nie nudzi. Varese zaprezentowało nam ledwie półgodzinny album z ładnymi, głównie fortepianowymi (z dodatkiem delikatnej elektroniki i orkiestry) tematami, które – pomimo swej pozornej banalności – wchodzą jak najlepsze ciasto. Naprawdę przyjemnie spędziłem te trzydzieści pięć minut, które opisać można następująco…
Danna skomponował ponure, mocno stąpające po ziemi tematy – w dużej mierze rozpisał je na wspomniany fortepian, czasem dał dojść do głosu skrzypcom i wiolonczelom, a wszystko bardzo ładnie okrasił skromną orkiestrą i jeszcze delikatniejszą elektroniką. Wszystko to brzmi bardzo subtelnie, a jednocześnie w wielu momentach jest mocno niepokojące i sprawia wrażenie specjalnie zaprogramowanego, co chyba idealnie wpisuje się w kontekst filmu. Pod względem wyrazu całość przypomina mi zresztą trochę "The Good Shepherd" Zavrosa, ale przecież w obu tych produkcjach chodziło dokładnie o to samo.
Orkiestra nie ma tu wiele do roboty – w lwiej części albumu stanowi wymowne, acz skromne tło i zrywa się tylko parę razy, co robi pozytywne wrażenie. Jeśli zaś idzie o elektronikę, to jest ona sprowadzona do paru syntezatorów i niewielkich przetworzeń dźwięków tradycyjnych instrumentów. Kilka razy – jak np. w ciekawym "A Full Day" – ona także wychodzi na prowadzenie, ale wszystko i tak sprowadza się do kilku dźwięków, a instrumentem głównym nadal pozostaje fortepian (nawet jeśli słyszymy go tylko w tle).
Niestety, ilustracja ta posiada mniej więcej tyle samo minusów, co plusów. Choć Danna stworzył ciekawe i przyjemne (mimo swej wymowy) tematy, to jednak ta krótka płyta potrafi momentami człowieka zmęczyć, co potęguje jeszcze bardziej powtarzalność i monotonność niektórych tematów. Z drugiej strony całość wydaje się też za krótka, aby bardziej ‘wejść’ w samą muzykę – gdy akcja rozkręca się na dobre w utworze "Double Or Nothing", to płyta zaraz się kończy. Nie można też odnieść wrażenia deja vu… Danna niby stworzył score oryginalny, lecz jednak wszystko tu już słyszeliśmy, choć w trochę innych aranżacjach.
Paradoksalnie to, co stanowi o sile tej płyty, stanowi też o jej słabości. Naprawdę przyjemnie słuchało mi się fortepianowego "The Breach", ale w sumie płyta nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Odniosłem za to inne – otóż kompozycja ta bardzo łatwo potrafi zniknąć w gąszczu innych, lepszych i gorszych, soundtracków. A wszystko co zostanie nam w pamięci, to jedynie dwa utwory ("Double Or Nothing" i "The Last Drop"), które zawierają w sobie całą siłę i wymowę tej ilustracji. A to niestety stanowczo za mało, szczególnie w dzisiejszym świecie muzyki filmowej. Dlatego też – nieco z ciężkim sercem – stawiam skromne trzy z plusem.
0 komentarzy