21 października 2015 – do tego roku przenieśli się na początku drugiej części „Powrotu do przyszłości” doktor Emmett Brown i Marty McFly. Celem ich eskapady była zmiana losów dzieci nastoletniego bohatera, jednak ostatecznie wywołała ona tylko kolejne komplikacje. Jakie, to wie każdy fan trylogii Roberta Zemeckisa. Druga odsłona cyklu jest zdecydowanie mroczniejsza, ale też nie zatraca lekkości oraz humoru oryginału. I, tak jak poprzednim razem, muzykę napisał niezawodny Alan Silvestri.
W tym roku Intrada wydała jej rozszerzoną edycję. Podobnie, jak w przypadku poprzedniej części, mamy dwie płyty z kompletnym zapisem ilustracji oraz dodatkowymi utworami alternatywnymi. Poza atrakcyjną estetyką wydawnictwa oraz znacząco poprawionym dźwiękiem mamy tutaj w zasadzie powtórkę z rozrywki. Reżyser doszedł do wniosku, że nie potrzebuje nowych motywów i dlatego słuchając dwójki można poczuć niemiłe uczucie deja vu.
Ilustrację zbudowano na ponurych tonach, słyszalnych głównie w pokaźnym action scorze. Nie brakuje kultowych fanfar otwierających („Main Title”), a całe brzmienie i klimat jest już dobrze znane – werblowa perkusja narzucająca rytm, miarowe wejścia dęciaków, które nadają nutom niemal elegijny charakter („The Future”) oraz niepokojące smyczki na koniec. z każdą sekundą nasilają się także dynamiczne wybuchy orkiestry bazujące na temacie przewodnim – jak w „Chicken / Hoverboard Chase”, zakończonym gwałtownymi ciosami niskich tonów fortepianu.
Drobne zmiany kosmetyczne (elementy perkusyjne w „A Flying DeLorean?”, będącym niemal kalką tematu zagrożenia z powstałego w międzyczasie „Predatora”) oraz krótkie fragmenty humorystyczne (szybka gra skrzypiec, dzwoneczki) opisujące doktora Browna nie są w stanie odwrócić uwagi od ogólnego stanu nihil novi.
Niemniej praca ta posiada kilka mocnych wejść, jak chociażby „Gray's Sports Alamanac / If They Ever Did” (podniosła, okraszona werblami wersja tematu przewodniego), „Burn The Book” (liryczny, gwałtownie urwany koniec) i fajnie plumkające „The Book”. Silvestri nie stroni także od skutecznie podnoszących ciśnienie fragmentów (opisujące alternatywny rok 1985 „Biff's World” i „My Father!”) oraz przyjemnego liryzmu (smutne „He's Gone”), przy okazji dyskretnie zapowiadając, co nas czeka w części trzeciej (zawadiackie „The West”).
Wszystko to jednak jest tylko repetą, która co prawda bardzo dobrze sprawdza się na ekranie, lecz co cięższe, typowo ilustracyjne fragmenty („Chicken Needles / Jenn Sees Jenn”) są już zdecydowanie mniej strawne poza nim. Dodatkowo nadmierne wykorzystywanie action score'u może wywołać znużenie, mimo pewnej ręki oraz solidnego warsztatu kompozytora.
Z kolei dodatkowy album ze ścieżkami alternatywnymi sprawia wrażenie balastu. Zmiany wydają się w nich dość kosmetyczne wobec ostatecznych wersji, chociaż trafia się parę niespodzianek – wydłużona wersja „The Future” ze wstępem na kotły, perkusją oraz niepokojącymi smyczkami, końcówka „Hoverboard Chase”, czy bardziej podniosła, pierwsza wersja „Western Union” i dynamiczniejszy drugi wariant „I'm Back”.
Muzyka do BTTF II utwierdza w przekonaniu, iż jest to stanowczo najpoważniejsza część trylogii. Spełnia ona swoje podstawowe zadanie, a i poza kontekstem potrafi zainteresować. Niestety tylko fragmentarycznie, dlatego mimo szczodrych ocen na wrażeniometrze, moja ostateczna nota to tylko trzy i pół nuty. Na szczęście część trzecia podreperuje nieco muzyczną reputację serii, choć to już odrębna historia.
0 komentarzy