Muzyka filmowa już wiele razy zmieniała swoje oblicze. Jak każda inna dziedzina sztuki podlega ona modom i trendom, które jednak z czasem przemijają. Sprawia to, że ścieżki dźwiękowe, które kiedyś brzmiały innowacyjnie i porywająco, teraz mogą zostać uznane za kicz albo przynajmniej lekkie nieporozumienie. Ocena takiej muzyki zawsze jest trudna. Z jednej strony bowiem mamy pierwsze wrażenie, które definiuje czy taka muzyka się podoba lub nie – dla większości słuchaczy to właśnie ono jest najważniejsze i decydujące w wygłaszaniu wszelkich ocen. Jednak z drugiej strony muzyka wymaga zawsze głębszego zrozumienia. Jest ona w końcu tworem człowieka, który poświęcił jej swój czas, myślał o niej i starał się za jej pośrednictwem coś przekazać. Szczególnego znaczenia nabiera to w przypadku muzyki filmowej, która pełna jest ograniczeń ale i treści, która musi trafić do widza. Dlatego nawet, jeśli przy pierwszym kontakcie jakaś ścieżka dźwiękowa nie przypadnie nam do gustu warto się zastanowić dlaczego tak jest i czy faktycznie mogłaby ona brzmieć inaczej oraz czy nasze oczekiwania są słuszne.
Niedawno w taki sposób rozmyślałem o najnowszej ścieżce dźwiękowej wydanej przez Soundtracks.pl – "300 mil do nieba". To muzyka autorstwa Michała Lorenca, która powstała w roku 1989 do filmu pod tym samym tytułem. Opowiada on historię dwóch chłopców, którzy razem ze swoją rodziną mieszkają w ciężkich warunkach w komunistycznej Polsce. Postanawiają jednak zmienić swoje życie i uciekają z domu próbując przedostać się do Szwecji. Ukrywają się pod podwoziem TIR-a i w ten sposób trafiają do Danii. Film ten jest oparty na autentycznych wydarzeniach i zdecydowanie należy do najbardziej znanych polskich obrazów. Początkowo muzykę tę do niego miał komponować Jerzy Satanowski, był on jednak w tym czasie zajęty więc reżyser Maciej Dejczer zadanie to powierzył Michałowi Lorencowi. Dzięki temu kompozytor ten mógł otrzymać za muzykę do "300 mil do nieba" swoją pierwszą nominację do Europejskiej Nagrody Filmowej. Sam Lorenc nie uważa jednak, że nominacja ta była przełomem w jego życiu – "przełomem był sam film, który stał się dla mnie potwierdzeniem słusznie wybranej drogi" – czytamy jego słowa na okładce płyty. Kolejnym tego typu przełomem był film "Bandyta" – także wyreżyserowany przez Macieja Dejczera, do którego Lorenc skomponował jedną ze swoich najbardziej znanych ścieżek dźwiękowych.
Gdyby jakiś kompozytor teraz skomponował taką muzykę jak "300 mil do nieba" do jakiegokolwiek filmu, domyślam się, że krytycy nie zostawiliby na nim suchej nitki. O ile niemal dwadzieścia lat temu muzyka ta mogła uchodzić za innowacyjną i wartą znajomości o tyle dzisiaj może być postrzegana bardziej jako ciekawostka. Sam Michał Lorenc wspomina: "dziś ta muzyka nadal mi się bardzo podoba, choć teraz napisałbym pewnie coś zupełnie innego".
Z całej płyty w pamięć zapada tak naprawdę zaledwie jeden temat, przewijający się tutaj przez kilka kompozycji, choć tematów jest tu oczywiście więcej. Jeden z nich w wykonaniu całej orkiestry otwiera zresztą płytę. Jego rozmach orkiestracja bardzo przypomina późniejszego "Bandytę". To bardzo liryczna ale mocna melodia, która swoim dzięki swojemu spokojowi jest takim kontrapunktem do tego najważniejszego i bardzo dynamicznego tematu. Tematu przewodniego, którym jest niewątpliwie bardzo wyrazista melodia grana na gitarze przez Macieja Talagę. Pozostały materiał mimo sporego zróżnicowania jest jedynie tłem właśnie dla tej świetnej melodii, którą można usłyszeć w utworach "Wieczór" czy "Ucieczka". Stanowi ona gigantyczny kontrast dla innych kompozycji pojawiających się na tej płycie. Dobrym przykładem drugiego bieguna tej muzyki jest chociażby utwór "Prom", który jest chyba jakimś żartem wydawcy płyty. Przez ponad dwie minuty słychać tutaj bowiem wyłącznie niemal jednostajne elektroniczne buczenie.
Jest to jedna z tych ścieżek dźwiękowych, na których znajdziemy połączenie instrumentów syntetycznych z orkiestrą. Jednak, jako że jest to muzyka powstała w czasach, gdy ta technika komponowania uchodziła za innowacyjną, daleko jej do ideału. Elektronika jest tutaj często stosowana, jaka substytut instrumentów akustycznych, ale czasami też jako zupełnie nowe brzmienie. O ile to drugie można przyjąć za pewien trend lat 80’ o tyle zastępowanie orkiestry czy chóru dźwiękami je przypominającymi ("Jędrek i Grześ") raczej u żadnego słuchacza nie znajdzie akceptacji. Na szczęście w kilku kompozycjach pojawia się też Wielka Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia i Telewizji z Katowic. I choć Michał Lorenc wspomina, że wszelkie orkiestracje były pisane niemal na kolanie tuż przed nagraniem orkiestry, to brzmią one dobrze – są proste i trafne, bez zbędnego przepychu czy nadęcia. W paru kompozycjach pojawiają się także solówki kilku instrumentów. W utworze "Ptaki/Decyzja" usłyszymy Krzysztofa Zgraję grającego na flecie w sposób przypominający nagrania muzyki relaksacyjnej – np. "Strings & Pipes" Lucjana Wesołowskiego – jest zatem bardzo spokojnie, melancholijnie i wyciszająco. W podobny nastrój wprowadzają kompozycje na harfę ("Tir", "Zima w Danii"), które ocierają się lekko o celtycką melodykę. Można tutaj znaleźć podobieństwa do ścieżki dźwiękowej Clannadu z serialu "Robin of Sherwood" czy muzyki Andreasa Vollenweidera.
Muzykę z filmu "300 mil do nieba" powinno się traktować jako swoistą ciekawostkę. Nie jest to muzyka wybitna czy jakoś szczególnie innowacyjna, ale na pewno posiadająca charakter. No i poza tym świetnie wydana. Wcześniej dostępna była tylko na kasecie magnetofonowej lub w postaci kilku kompozycji na różnych składankach. Soundtracks.pl oprócz cyfrowo odświeżonej muzyki z "300 mil do nieba" oferuje "zestaw archiwizacyjny" w postaci naprawdę profesjonalnie wykonanych okładek i płyty z lakierowanym nadrukiem. Poza tym dokupiona w ten sposób okładka ma 4 dodatkowe strony, na których znajduje się "słowo od kompozytora". Można się w nim sporo dowiedzieć o tym jak powstawała ta muzyka, jakie temu towarzyszyły okoliczności i emocje. Kolekcjonerzy polskiej muzyki filmowej tudzież twórczości Michała Lorenca bez wątpienia będą usatysfakcjonowani. I to właśnie im polecam tę płytę, bowiem przeciętny słuchacz może nie znaleźć powodu żeby do niej wracać.
Nie zgadzam się z autorem recenzji. Jak dla mnie płyta ta jest istnym arcydziełem, jednym z lepszych kompozycji Lorenca. Temat główny jest po prostu genialny. A utwory typu ,,Prom” mają niepowtarzalny klimat.
Rowniez sie nie zgadzam z autorem. Ta sciezka jest jedna z najlepszych polskich sciezek dzwiekowych. To zdecydowanie arcydzielo jakich dzisiaj juz niestety malo.
Zgadzam się z przedmówcami. Oczywiście recenzent ma trochę racji. Mam na myśli kilka „utworów” które są nie do końca sprecyzowanym dźwiękiem, ale na jakiej ścieżce dźwiękowej ich nie ma.
Uważam, że ścieżka jest niepowtarzalna. Wartość filmu wzrosła dwukrotnie z tą muzyką. Gratuluję kompozytorowi i sobie, że mogą dziś nadal tego słuchać.
Może mam krótką pamięć, lecz trudno dziś wyłowić film z muzyką tak charakterystyczną i zapadającą w pamięci.
Jak napisał wyżej muzyk1…”jakich dzisiaj już niestety mało” – i to jest prawda.
Również zgadzam się z przedmówcami. Dla mnie to arcydzieło muzyki filmowej . Jedyny minus taki, że nie mogę znaleźć wydania na CD. Słuchałem tej muzyki jak byłem mały z kasety. Teraz nie mam już odtwarzacza kaset i nie mam jak słuchać. Pozostaje mi Youtube lub marne mp3 . kolekcjonuje muzykę filmową i Lorenc zajmuje w niej znaczące miejsce. Brakuje mi tego albumu którego nigdzie nie mogę znaleźć ( pewnie nie ma albo jest bardzo nieosiągalne) – szkoda.
Pozdrawiam