007: Tomorrow Never Dies
Kompozytor: David Arnold
Rok produkcji: 1997
Wytwórnia: A&M
Czas trwania: 53:54 min.

Ocena redakcji:

 

Choć niemal każda kolejna część bondowskiego uniwersum stanowi niemałe wydarzenie i wszystkim dosłownie patrzy się na ręce, to jednak przed „Jutro nie umiera nigdy” stało wyjątkowo trudne zadanie. Olbrzymi sukces „GoldenEye”, w którym James powrócił po latach posuchy, wstrzeliwując się od razu w nowe, jakże inne czasy, ustawił poprzeczkę nad wyraz wysoko. Roger Spottiswoode musiał więc nie tyle dorównać Martinowi Campbellowi, co godnie przejąć po nim pałeczkę. I, jak to zwykle bywa, część rzeczy się udała, część nie. Z pewnością wyszedł film pod wieloma względami dojrzały, jak na tego typu kino. Klasę pokazał także po raz kolejny Pierce Brosnan w roli 007. Zwycięsko wypadła natomiast muzyka – zwłaszcza w zestawieniu z niesmakiem, jaki pozostawił w uszach fanów Eric Serra.

 

arnold-5531494-1590001144Ilustrację napisał tym razem David Arnold, dla którego okazał się to angaż życia i stały etat na kolejną dekadę. Kompozytora polecił producentom sam John Barry, będący pod dużym wrażeniem jego kompilacji „Shaken and Stirred” z przeróbkami i remiksami bondowskich szlagierów, jaką Arnold wydał chwilę wcześniej. Producenci tylko mu przyklasnęli, czego rezultatem jedna z ciekawszych ścieżek dźwiękowych w całej historii MI-6.

 

Po gigantycznej furorze hitu Tiny Turner z poprzedniej części, uznanych artystów gotowych zaśpiewać piosenkę tytułową do nowej produkcji ustawiła się prawdziwa kolejka. Chris Rea nagrał „Shadows of the Big Man”, które ostatecznie musiał sam wydać na albumie „The Blue Cafe”. Inną piosenkę stworzyła grupa Pulp, jednak i ich starania okazały się za słabe dla Broccolich. Finalnie to więc Arnold musiał zmierzyć się z głównym przebojem.

 

Tak powstało „Surrender”, w którym klimat aż wylewa się z pełnoorkiestrowych nut, a które wręcz brawurowo wykonała k.d. lang. Podkład melodyczny Arnold wykorzystał zresztą z powodzeniem w dalszej części ilustracji. Lecz ostatecznie piosenka ta musiała zadowolić się drugim miejscem – słychać ją na napisach końcowych filmu oraz pod sam koniec albumu. Stało się tak z powodów czysto marketingowych. Tuż przed premierą producenci uznali, że Lang jest zbyt niszową artystką, by promować Bonda.

 

tomorrow_never_dies-4696818-1590001604Drugą wersję utworu zaśpiewała zatem będąca u szczytu popularności gwiazda pop/country – Sheryl Crow, która spokojnie poradziła sobie na listach przebojów i zgarnęła także nominację do Grammy oraz Złotego Globu, tym samym przypieczętowując jeden z najlepszych okresów w karierze. Krytycy kręcili jednak trochę nosem, twierdząc, iż wersja Arnolda i Lang jest zwyczajnie lepsza. Trudno się z nimi nie zgodzić, aczkolwiek tytułowy hicior Crow także stanowi mocny punkt programu, zgrabnie łącząc w sobie nowoczesną elektronikę z konwencjonalnym brzmieniem. Dziś to już bezdyskusyjna klasyka Jej Królewskiej Mości.

 

Oprócz pań znalazło się tu również miejsce dla gentlemanów. Moby stworzył krzykliwą, pełną przebojowości przeróbkę legendarnego tematu przewodniego. Jej odbiór zależeć będzie przy tym od osobistych preferencji – kto nie lubi szybkich bitów i samplowania, ten nie ma tu czego szukać. Wariacja ta zdążyła się przy tym już nieco zestarzeć i dziś nie robi większego wrażenia.

 

Emocji odmówić nie można za to znakomitemu „Backseat Driver”, które napisał Alex Gifford. Również elektroniczne, agresywne granie oparte o te same nuty, lecz o znacznie większej atrakcyjności i klasie. Wykorzystano go przy tym w jednej z najlepszych scen filmu – pościgu po wielopoziomowym parkingu, wespół z którą stanowi on istny dynamit.

 

Podobne zalety posiada oczywiście i cała ilustracja Arnolda, która składa się na resztę krążka, zamykając się w blisko 40 minutach grania. Przy całym, ogólnoświatowym uwielbieniu dla jego pracy, jestem jednak dość wstrzemięźliwym jej fanem – szczególnie w tej okrojonej formie. Dlatego też zachęcam melomanów do sięgnięcia także i po wydanie rozszerzone, które wypłynęło na szerokie wody w trzy lata po premierze filmu. Pozbawione piosenek i fanaberii Moby’ego, ale za to z pełną ilustracyjną (z nieznanych przyczyn brak tylko „Station Break” – powiedzmy sobie jednak szczerze, iż nie jest to żaden ważki motyw), w którym obok bonusowego wywiadu z twórcą, znajdziemy to, czego tak bardzo zabrakło na wydaniu podstawowym: najlepszych fragmentów akcji.

 

Do takich niewątpliwie należy zaliczyć „Bike Chase” i „All in a Day's Work”, które są o niebo przystępniejsze i efektowniejsze od wypełnionych posępnym underscorem kolosów pokroju „White Knight” i „The Sinking of the Devonshire”. Zresztą nie tylko ich, bowiem bardzo dużo w „Tomorrow Never Dies” intrygującej, ale jednakże li tylko muzyki tła, jaka poza ruchomym obrazem wcale nie jest taka wspaniała, jakby tego chcieli fani. Ci do najlepszych z pewnością zaliczają także „Company Car”, czyli nic innego, jak po prostu n-tą z kolei, odmierzoną co do linijki aranżację tematu 007. Nie potrafię odmówić Arnoldowi olbrzymiego zrozumienia dla stylu Bonda i jego niezwykłej wprawności w kolejnych aranżacjach kultowych melodii, jednak dla mnie o wiele ciekawsze jest tu na przykład duo „Hamburg Break In/Break Out” czy też „A Tricky Spot for 007” – szkoda jedynie, że takie krótkie.

 

 

Na podobną przypadłość cierpi zresztą kilka innych ścieżek, co dobitnie pokazuje, że obu albumowym prezentacjom przydałby się lepszy montaż, który pozwoliłby odpowiednio smakować muzykę. A że nadaje się ona do sączenia niczym najlepsze wino, ekhm… martini, pokazuje przepiękna liryka, która jest być może największym atutem arnoldowskiej partytury (tak tej, jak i każdej następnej z serii). Fenomenalnie wypada temat miłosny w „Paris and Bond”, powtarzający się chwilę potem w przepełnionym goryczą „The Last Goodbye”. Z drugiej strony nieziemsko piękne jest też egzotyczne „Kowloon Bay” i romantyczne solo elektrycznej gitary w pierwszej połowie „Bike Shop Fight”, których brak na podstawowej płycie mogę skwitować jedynie dosadnym WTF?

 

Abstrahując jednak od wszelkich wydawniczych baboli oraz innych niedogodności, trzeba przyznać, że Arnold zadebiutował w świecie ‘dabul-oł-sewen’ w wielkim stylu. Maestro umiejętnie połączył tutaj nowe ze starym, podchodząc do klasycznych kompozycji ze świeżym, pełnym werwy spojrzeniem. Jego muzyka nie jest co prawda idealna, co rzuca się w uszy głównie poza filmem i po latach. A i można dywagować nad tym, czy Barry zrobiłby to lepiej. Przy czym ogromny szacunek do materiału, dojrzałość oraz jakość samej kompozycji sprawiają, że takie dywagacje nie trwają z reguły zbyt długo… Trzeba znać!

 

tomorrow_never_dies_single-9454801-1590001605 tomorrow_never_dies_single2-7893345-1590001605

 

P.S. W filmie wybrzmiewa także piosenka „It Had To Be You” Simona Greenawaya. Na płycie dvd z filmem znajdziemy natomiast pełny, wyizolowany score. Z kolei Chapter III wydało również muzykę Tommy’ego Tallarico z gry na podstawie filmu, o tym samym tytule i z bardzo podobną okładką.

 

James Bond powróci w naszych recenzjach…

Autor recenzji: Jacek Lubiński
  • 1. Tomorrow Never Dies – Sheryl Crow
  • 2. White Knight
  • 3. The Sinking of the Devonshire
  • 4. Company Car
  • 5. Station Break
  • 6. Paris and Bond
  • 7. The Last Goodbye
  • 8. Hamburg Break In
  • 9. Hamburg Break Out
  • 10. Doctor Kaufman
  • 11. *-3-Send
  • 12. Underwater Discovery
  • 13. Backseat Driver – with Alex Gifford
  • 14. Surrender – k.d. lang
  • 15. James Bond Theme – Moby
4
Sending
Ocena czytelników:
4 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Asian X.T.C

Asian X.T.C

Rocznie na całym świecie powstaje mnóstwo filmów i nie mniej ścieżek dźwiękowych jest wydawanych na płytach. Zapoznawanie się z nimi wszystkimi jest z oczywistych powodów niemożliwe, dlatego nikt tak naprawdę nie wie ile arcydzieł i naprawdę świetnych ścieżek...

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...