Agent 007 James Bond powraca. Tym razem jego zadanie jest wyjątkowo trudne. Międzynarodowa organizacja przestępcza – Widmo – zamierza porwać samolot NATO z bombami atomowymi. Jej szef chce nimi szantażować Zachód. Czy najlepszy agent Jej Królewskiej Mości poradzi sobie? Oczywiście! "Thunderball" – bo o tym filmie mowa – był czwartą z kolei częścią przygód najsławniejszego agenta na świecie. Film dostał Oscara za zdumiewające jak na tamte czasy efekty specjalne. Podwodne pojedynki, przepoczwarzające się statki czy efektowna scena na końcu filmu sprawiły, że film ten zarobił swego czasu 141 milionów dolarów stając się tym samym jedną z 50 najbardziej dochodowych produkcji filmowych ówczesnych czasów.
Tak wyjątkowy film potrzebował wyjątkowej muzyki. Po raz kolejny zajął się tym John Barry – legenda muzyki filmowej. Film powstał w roku 1965 i w tymże roku została także wydana po raz pierwszy ścieżka dźwiękowa z niego. Była to jednak płyta winylowa, na której znalazło się zaledwie dwanaście utworów. Jednak po 38 latach wytwórnia EMI Records postanowiła wydać tą muzykę jeszcze raz, dzięki czemu miałem ostatnio okazję nabyć, po wyjątkowo niskiej cenie (36 zł) płytę "Thunderball". Utwory, które na niej się znalazły odświeżono cyfrowo, dzięki czemu jakość nagrań jest dużo lepsza niż tych z winyla. Znalazło się tutaj także sześć nowych, dość długich utworów, które nie pojawiły się na pierwotnym wydaniu. Z tego względu też postanowiłem sprecyzować ten soundtrack jako "Remastered Expanded Score", bo takim w istocie jest.
Tak się złożyło, że kilka dni po tym jak dokonałem zakupu tej ścieżki w naszej telewizji publicznej można było obejrzeć ten właśnie film, co też z niemałą ciekawością uczyniłem. Dało mi to okazję do skonfrontowania muzyki, której słuchałem non stop przez kilka dni z jej faktyczną rolą, jaką spełniała w filmie. Zanim jednak o moich wrażeniach to chciałbym zwrócić uwagę na interesującą rzecz. Otóż polski tytuł tego filmu brzmiał "Operacja Piorun". Jak zwykle nasi dystrybutorzy spisali się w roli tłumaczy. Z powodu tej rozbieżności do końca nie wiedziałem czy faktycznie będę oglądał film "Thunderball" czy może jakiś inny. Nie rozumiem kompletnie, dlaczego nie można było zostawić oryginalnego tytułu jak to zrobiono z "Goldfingerem". Ale ta sprawa staje się nieistotna, gdy chodzi o ścieżkę dźwiękową. A ta jak zwykle w przypadku, Johna Barry’ego jest świetna. Aż trudno uwierzyć, że powstała ona 40 lat temu. Można tutaj usłyszeć nieśmiertelny temat Jamesa Bonda, który John Barry po raz pierwszy stworzył do filmu "From Russia In Love" ("Pozdrowienia z Rosji" i znowu genialne polskie tłumaczenie tytułu). To właśnie ten motyw stanowi podstawę całej ścieżki, przy czym pojawiają się także nowe, niezwykłe tematy.
Dla tych, którzy nie widzieli tego filmu przypomnę, że większość akcji dzieje się pod wodą a kulminacyjną sceną filmu jest długa, kilkuminutowa scena podwodnej bitwy. Jak każdy wie pod wodą nie można rozmawiać a i niewiele dźwięków jest tam słyszalnych. Twórcy filmu trzymali się wyjątkowo w tym przypadku praw fizyki, dlatego podczas długich scen podwodnych słyszymy tylko muzykę Johna Barry’ego. Niesamowity dynamiczny motyw im towarzyszący pojawia się w takich utworach jak "Street Chase" czy też w wyjątkowo długiej wersji w "Underwater Mayhem / Death Of Largo / End Titles". Na te dwa utwory chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Pierwszy z nich towarzyszy nam podczas ucieczki Bonda przed Fioną i jej oprychami. Uciekając 007 trafia do klubu Kiss Kiss. W tymże klubie gra zespół, którego muzykę można usłyszeć jeszcze pod koniec kompozycji.
Ze sceną w klubie Kiss Kiss związana jest także inna świetna kompozycja "Death of Fiona". Jak dla mnie ten majstersztyk pozostaje numerem jeden na płycie. Jest to świetny rytmiczny utwór, w którym melodię prowadzi trąbka. W scenie z filmu Bond tańczy w jego rytm z Fioną. Rytm wybijany na tam-tamach stopniowo przyśpiesza, gdy zza kotary, przed którą gra orkiestra pokazuje się ręka z wycelowanym w Bonda pistoletem. Perkusista cały czas przyśpiesza rytm, co potęguje napięcie przed mającym nastąpić strzałem. Bond na szczęście w ostatniej chwili odwraca się i kiedy pada strzał perkusista uderza głośnio w bębny, które zagłuszając strzał jednocześnie go imitują. Kula trafia w Fionę, która osuwa się w ramiona Bonda a melodia wraca do spokojnego rytmu jak gdyby nic się nie stało. Utwór ilustrujący tę scenę spodobał mi się już przy pierwszym słuchaniu płyty jednak, kiedy zobaczyłem scenę z jego udziałem to uznałem, że jest to najlepsza ilustracja muzyczna sceny śmierci, jaką do tej pory słyszałem. Sam utwór jak wspomniałem jest istnym majstersztykiem, bo choć musiał powstać przed nagraniem tej sceny (ponieważ widzimy w filmie zespół go wykonujący) jednocześnie nie odbiega od klimatu pozostałych kompozycji.
Miałem wspomnieć jeszcze o "Underwater Mayhem / Death Of Largo / End Titles" – tak więc jest to najdłuższy utwór na płycie, który ilustruje kulminacyjną walkę pod wodą. Trwa on ponad 10 minut, przez co mi jako miłośnikowi długich kompozycji bardzo odpowiada. Najważniejszy jednak jest motyw, który się tutaj pojawia i doskonale charakteryzuje toczącą się na ekranie walkę. Ten dynamiczny fragment niezwykle łatwo zapada w pamięć nie tylko po przesłuchaniu płyty, ale także po obejrzeniu filmu. Pozostałe kompozycje na płycie prezentują ten sam wysoki poziom. Pośród klasycznych kompozycji można także usłyszeć nieco swingujące utwory przy których można by bez problemu tańczyć – należą do nich chociażby "Cafe Martinique" czy wyciszający "Thunderball" ze świetnym fortepianem w tle. Generalnie jak we wszystkich Bondach jest dość głośno, ponieważ często pojawiają się trąbki i puzony grające unisono. Barry dość często sięga także oprócz smyczków po niskie dźwięki fletów, harfę czy gitarę basową. To właśnie te instrumenty doskonale oddają charakter podwodnych eskapad.
Na płycie znajduje się oczywiście także piosenka, tym razem w wykonaniu Toma Jonesa. Bondowskie piosenki stały się stałym punktem ścieżek dźwiękowych. Niektóre stały na naprawdę wysokim poziomie inne natomiast przepadały bez słuchu. Trudno jednoznacznie powiedzieć czy tytułowa piosenka "Thunderball" w wykonaniu Toma Jonesa jest dobra czy też nie. W każdym bądź razie jest poprawna. Melodia zbudowana jest na podstawie tematu stworzonego przez Johna Barry’ego a słowa generalnie oddają standardowe wartości, jakie można w filmie znaleźć – miłość, zdradę, walkę ze złem. Z tego, co wiem tekściarz Don Black piszący słowa do tej piosenki miał trudności ze znalezieniem znaczenia słowa "Thunderball" gdyż jest to neologizm nie występujący w żadnym słowniku (podobnie jak Goldfinger). Z tego też powodu bawi mnie polskie tłumaczenie tytułu filmu "Operacja Piorun". Wracając jednak do wykonania Toma Jonesa nie mam żadnych zastrzeżeń i piosenka po prostu oddaje charakter i klimat filmu, choć hitem nie była i pewnie już nie będzie.
Ciekawostką na płycie jest także obecność dwóch utworów pod tym samym tytułem "Mr. Kiss Kiss Bang Bang". Jest to po prostu temat z utworu "Death Of Fiona" tyle, że grany dużo wolniej i z większym rozmachem przez orkiestrę Big Beatową. Wersja "Mr. Kiss Kiss Bang Bang (Mono)" jest nieco inaczej zaaranżowaną wersją tego samego utworu tyle, że nagraną w jakości dźwięku mono. Zapewne wytwórnia EMI Records chciała się w ten sposób pochwalić się swoim wkładem w cyfrową obróbkę tej ścieżki i trzeba przyznać, że różnica jest zdumiewająca. Już na koniec chciałby pochwalić jeszcze EMI Records za piękną okładkę tej płyty. Obecnie okładki soundtracków to zmniejszone plakaty promujące filmy lub – jeszcze gorzej – kolaże tychże plakatów. Dlatego też cieszy mnie ta odrobina artyzmu, którego można doświadczyć oglądając okładkę z "Thunderballa". Nie jest to jakieś tam zdjęcie, lecz piękna akwarela przedstawiająca kulminacyjną walkę filmu. To głównie, dlatego pośród setek płyt w sklepie muzycznym zwróciłem uwagę właśnie na tę jedną. Podobne, malowane okładki swego czasu miały także soundtracki z "Conana Barbarzyńcy" i oczywiście innych Bondów.
Podsumowując chcę powiedzieć, że jest to świetna ścieżka, której na pewno będę wiele razy jeszcze słuchał z taką samą przyjemnością. John Barry udowodnił mi tutaj, że obok wychwalanego przez wszystkich i okrytego legendą "James Bond Theme" potrafi stworzyć także inne poruszające i potrafiące się wybić motywy, których po prostu chce się słuchać. W konfrontacji z filmem ta ścieżka także dużo u mnie zyskała i potwierdziła klasę kompozytora w używaniu kontrapunktu. Także klimat starego filmu, który można wyczuć słuchając tej ścieżki działa tutaj na korzyść partytury potwierdzając jednocześnie, że dobra muzyka filmowa (i nie tylko) nigdy się nie starzeje i nadal potrafi zaskoczyć. To bez wątpienia płyta z najwyższej półki.
0 komentarzy